Druga generacja kompaktowego minivana Forda zadebiutowała w 2009 roku, a 5 lat później na salonie samochodowym w Paryżu zaprezentowano odświeżony model. Zazwyczaj w takim wypadku poprawki ledwo można dostrzec gołym okiem, ale Ford miał do C-Maxa inne plany, gdyż samochód przeszedł poważną metamorfozę.
Wprawdzie z profilu model nie wyróżnia się niczym szczególnym, ot zwyczajny kompaktowy minivan, ale już patrząc na samochód od frontu, nie można odmówić mu zadziornego charakteru. Nasz wzrok skupia się przede wszystkim na sporej wielkości paszczy grilla, czyli na nieodłącznym atrybucie ostatnich Fordów, znajdziemy go również m.in. w Focusie czy Fieście. Atrakcyjnie prezentują się również faliste przednie reflektory z rządkiem diod LED oraz przypominające kocie oczy, światła tylne.
Gdy wsiądziemy za kierownicę, możemy być zaskoczeni ilością miejsca we wnętrzu C-Maxa. Na głównym stanowisku na ciasnotę nie będą narzekać nawet kierowcy o wzroście powyżej 190 cm. Nutę marudzenia możemy usłyszeć, dopiero gdy te wysokie osobniki przesiądą się na tylne siedzenia, może im bowiem braknąć miejsca na nogi.
Specjaliści odpowiedzialni za C-Maxa pracowali nie tylko nad wyglądem, ale także nad widocznością. Auto może pochwalić się porą ilością przeszklonej powierzchni. Do dyspozycji mamy dużą pochyloną przednią szybę oraz małe „dziurawe” dodatki w słupkach. Egzemplarz testowy był wyposażony również w okno dachowe, dzięki któremu w samochodzie panował przyjemny, jasny klimat. Pochylona przednia szyba ma też swoje minusy, podczas jazdy w nieco mniej sprzyjających warunkach dosyć trudno utrzymać jej czystość.
Pozycja za kółkiem w C-Maxie jest wysoka, kierowca ma do dyspozycji duży fotel z wysuwanym podparciem lędźwiowym oraz dostępnym opcjonalnie ogrzewaniem. We wnętrzu można się poczuć prawie jak w centrum dowodzenia dużej machiny, a to dzięki zwróconemu w kierunku kierowcy kokpitowi. Ford zadbał o to, aby prowadzący samochód nie musiał się za bardzo gimnastykować w poszukiwaniu potrzebnych mu przycisków. Część funkcji m.in. obsługa systemu audio czy ekranu znajdującego się pomiędzy zegarami obsługujemy z kierownicy. Aby podnieść nieco temperaturę, włączyć ogrzewanie szyby, fotela czy też kierownicy wystarczy sięgnąć ręką w prawą stronę. Najpotrzebniejsze opcje mają tu swoje przyciski i nie trzeba przeszukiwać masy ustawień, aby osiągnąć cel.
Pojemność bagażnika można regulować od 432 litrów (do półki pod tylną szybą) do maksymalnie 1723 litrów, gdy zrezygnujemy z pasażerów siedzących z tyłu. Do bagażnika dostaniemy się nawet obarczeni ciężkimi siatkami z supermarketu, wystarczy dotknąć stopą tylnego zderzaka lub nacisnąć przycisk w kluczyku (wyposażenie opcjonalne). Po otwarciu klapa ma wysokie położenie, co ułatwia pakowanie.
Pod maską pracuje 1,5-litrowy silnik benzynowy EcoBoost generujący 150 KM mocy oraz 240 Nm momentu obrotowego w zakresie 1600–4000 obr/min.
Model rusza z miejsca bardzo spokojnie, ale przy wyższych obrotach może pochwalić się płynnym przyspieszeniem i doskonale radzi sobie w prędkościach autostradowych. Rozpędzenie pojazdu od 0 do 100 km/h trwa 9,4 sekundy, natomiast maksymalna prędkość C-Maxa wynosi 204 km/h. Lepiej mieć tu na oku prędkościomierz, gdyż łatwo przegapić moment, gdy wskazówka przekroczy dozwolone 140 km/h. W aucie prawie nie czuje się prędkości.
Na dłuższych trasach C-Max sprawuje się doskonale. Samochód sprawia wrażenie, jakby sunął po drodze, a nie jechał, nawet podczas pokonywania zakrętów. Na plus zasługuje również doskonałe wyciszenie komory silnika i wnętrza.
A jak radzi sobie w ruchu miejskim? No cóż, ciasne uliczki może nie są zbyt przychylnie nastawione dla tego samochodu, a parkowanie w drobnych szczelinach nie należy do najprzyjemniejszych. Gdzie wzrok zawodzi, pomocna okazuje się technologia. Ford C-max został wyposażony w system wykrywający martwe pole, asystent parkowania oraz czujniki wokół pojazdu, które szybko reagują, gdy zbliżamy się do przeszkody, czasem nawet zbyt szybko. Bardzo reaktywny system niekiedy ni z tego, ni z owego włączał sygnał alarmujący, gdy na przykład staliśmy w korku, ale przecież lepiej dmuchać na zimne.
Operowanie 6-biegową manualną skrzynią biegów przebiega bez najmniejszego wysiłku. Przekładnia ma krótkie przełożenia zwłaszcza podczas rozpędzania, samochód od razu "woła" o kolejny bieg. Spalanie w cyklu mieszanym podawane przez producenta wynosi 6,1 l/100 km, ale podczas testu spaliliśmy średnio 7,8 l/100 km. W trasie było to ok. 7 litrów.
Za "goły" model z rocznika 2016 zapłacimy w salonach Forda 68 700 zł. Pod maską auta pracuje jednostka 1.6 Ti-VCT o mocy 85 KM. Dla porównania za podstawowego Scenica trzeba przeznaczyć 75 700 zł (z silnikiem Energy TCe o mocy 115 KM), a bazowy C4 Picasso (silnik PureTech 130) to koszt 71 900 zł. Ford C-Max w wersji z silnikiem 1,5 EcoBoost o mocy 150 KM kosztuje nieco ponad 81 tys. zł, natomiast przy wersji Titanium z całym wyposażeniem auta testowego cena wzrasta do ponad 126 tys. zł.