Do tej pory w Europie tak niskie ograniczenia na autostradach miały tylko Norwegia i Cypr. Teraz do grona państw, w których na najwyższej kategorii dróg można maksymalnie rozpędzić się do 100 km/h, dołącza Holandia. W tym przypadku ograniczenie będzie obowiązywać w godzinach 6.00-19.00, czyli w ciągu dnia, kiedy ruch jest znacznie większy niż w nocy. W pozostałych godzinach będzie można jeździć z prędkością 120 lub 130 km/h – w zależności od odcinka drogi.

Holenderskim ustawodawcom, wprowadzającym bardziej restrykcyjne ograniczenie, nie chodziło bynajmniej o poprawę bezpieczeństwa, bo z tym jest tam naprawdę dobrze już teraz. W 2018 roku na tamtejszych autostradach zginęło 81 osób, co zważając na gęstą sieć tej kategorii dróg i duży ruch (Holandia ma jedne z najważniejszych portów w Europie), można uznać za bardzo dobry wynik. W tym przypadku premierowi Holandii chodziło o ekologię. Niższa prędkość to niższa emisja substancji trujących znajdujących się w spalinach.

Holandia ma aktualnie problem z poziomem emisji tlenku azotu, stąd ten radykalny ruch. Kraj ten już w zeszłym roku zbliżył się do poziomu emisji, którego zadeklarował nie przekraczać. Ograniczenie prędkości do 100 km/h to i tak najłagodniejszy scenariusz, jaki rozważał premier Holandii. W grę wchodziły jeszcze: zakaz jazdy samochodem w niedziele lub ograniczenie planowanych inwestycji drogowych.

Rząd Holandii zapowiedział jednak, że zmiany są tymczasowe, a ponadto po wprowadzeniu nowych limitów prędkości na drogach nie pojawi się znacznie więcej patroli. Mimo to radzimy uważać i skrupulatnie trzymać się nowych ograniczeń, bowiem sieć holenderskich autostrad usiana jest sporą liczbą fotoradarów, które mają małą tolerancję. Urządzenia rejestrują już przekroczenia rzędu 5 km/h – aktualnie grozi za to mandat w wysokości 34 euro. Jeśli ktoś się zapomni i przekroczy prędkość o 30 km/h (do tej pory ograniczenia wynosiły 120 i 130 km/h) to zapłaci już 334 euro, czyli ok. 1480 złotych.