• Po polskich drogach jeżdżą prawie dwa miliony pojazdów służbowych
  • Autorzy raportu przeanalizowali styl jazdy kierowców niemal 20 tys. monitorowanych samochodów w Polsce
  • Wśród monitorowanych kierowców aż 86,5 proc. przekracza dozwoloną prędkość na terenie zabudowanym
  • W ciągu trzech miesięcy wakacyjnych (czerwiec, lipiec, sierpień) w Polsce miało miejsce prawie 10 tys. wypadków, w których zginęło prawie 800 osób

Ponad 19 tysięcy pojazdów. Tyle monitorowanych samochodów objęto analizą stylu jazdy kierowców. Pomysłodawcy postanowili sprawdzić, jak na co dzień jeżdżą użytkownicy samochodów służbowych. Pod uwagę wzięto wiele parametrów. Sprawdzono, jak często przekraczany jest określony poziom obrotów silnika, występują mocne hamowania i przyśpieszenia (w obu przypadkach przeciążenia powyżej 0,4G) oraz osiągane prędkości powyżej 140 km/h oraz 160 km/h i 170 km/h. Uwzględniono również nadmierne postoje z włączonym silnikiem oraz ostre skręty. Wszystko z systemu monitoringu prowadzonego przez międzynarodową firmę Cartrack.

„Szacuje się, że na polskich drogach jeździ prawie 2 miliony samochodów służbowych. Przeanalizowaliśmy dane zbierane z 20 tys. z nich, co daje nam miarodajny obraz tego, jak jeżdżą kierowcy zawodowi, a więc ludzie korzystający z auta na co dzień. Uważam, że obraz wyłaniający się z wyników tego raportu można przełożyć na pozostałych kierowców w Polsce. Zastrzec trzeba jednak, że kierowcy z badania byli świadomi, że ich styl jazdy będzie poddawany ocenie, a więc dane mogą być bardziej optymistyczne niż w rzeczywistości”  – mówi Kamil Jakacki, Dyrektor Sprzedaży CARTRACK.

Jaki styl taka ocena

Badanych kierowców podzielono na trzy grupy zależnie od stylu jazdy. Zdobywając punkty w ośmiu wyselekcjonowanych kryteriach zostali zakwalifikowani do jednej z grup określonych wymownym nazwami: bezpieczny, akceptowalny i nieakceptowalny. Okazało się, że najwięcej kierowców zmieściło się w kategorii akceptowalny – niemal połowa (48 proc.). To osoby, które popełniają niewielkie wykroczenia na drodze.

Na drugiej pozycji pod względem ilościowym zmieścili się najlepsi kierowcy sklasyfikowani w kategorii bezpieczni (35 proc.), czyli tacy, którzy popełniają najmniej wykroczeń, jeżdżą przede wszystkim rozważnie i uprzejmie. Najmniej, choć i tak całkiem sporo zmotoryzowanych zmieściło się w ostatniej grupie oznaczonej nazwą nieakceptowalny – aż 17 proc. To osoby, które zdaniem autorów raportu jeżdżą najmniej rozważnie i popełniają najwięcej wykroczeń. A jak to wygląda w szczegółach?

Obroty, hamowanie i przyspieszanie

Mając na uwadze badaną flotę samochodów z podobnymi silnikami, autorzy raportu przyjęli, że akceptowalną wartością w przypadku obrotów silnika jest 4000 obrotów/minutę. Każde przekroczenie zadanej wartości uznano za niepożądane. Tak się stało w przypadku 20,5 proc. badanych kierowców. Większość, czyli 79,5 proc. jeździło tak, by zmieniać bieg wcześniej, poniżej przyjętej wartości obrotów. Nie dziwi przy tym, że podobne wyniki uzyskano w kategorii ostrego przyspieszania powodującego przeciążenie przekraczające 0,4G. Ciężką nogę odnotowano u 23,8 proc. osób.

Nieco inaczej jest w przypadku używania pedału hamulca i skręcania. Ostre hamowania powodujące przeciążenie przekraczające 0,4G odnotowano u 38 proc. kierowców. A ostrzejsze skręty (a w konsekwencji przeciążenia przekraczające 0,34G) wykonywało 16 proc.

Prędkość. Lubimy jeździć szybko?

Zwykle służbowe samochody kojarzą się z małymi, białymi pojazdami, które jadą tak szybko na ile jest to możliwe. Z badań wynika, że jest jednak nieco inaczej. Okazuje się, że niemal 1/3 badanych (27 proc.) przekraczała prędkość 140 km/h. Jeszcze mniej próbowało jazdy powyżej 160 km/h (17 proc.). Najmniej kierowców próbowało jeździć jeszcze szybciej – 11 proc. osób przekraczało 170 km/h. Zanim jednak wydamy ocenę, warto poznać jeszcze jedno – statystyki dotyczące przekraczania prędkości względem dopuszczalnej na danych odcinkach dróg.

Okazuje, że na terenie zabudowanym aż 86,5 proc. kierowców przekracza dozwoloną prędkość. Paradoksalnie im wyższa dopuszczalna prędkość, tym mniej kierowców, którzy jeżdżą ponad limit. Poza terenem zabudowanym 61 proc. osób nie stosowało się do wyznaczonych ograniczeń. Na autostradach i drogach ekspresowych chętnych do przekraczania było wyraźnie mniej: 27 proc.

Krzysztof Gos z Akademii Bezpiecznej Jazdy (jeden ze współinicjatorów akcji monitoringu) stwierdził, że "niedostosowanie prędkości do warunków pogodowych, natężenia ruchu, stanu jezdni czy widoczności niejednokrotnie przesądza o kolizji". - Pokłosiem nadmiernej prędkości są uderzenia w tył samochodu jadącego przed nami. Ciągle zapominamy, że czas reakcji, czyli 1 sekunda, wystarcza, aby przy prędkości 130 km przejechać od 39 do nawet 50 metrów. Wystarczy spojrzeć na sznury aut jadących w obszarach niezabudowanych – jeden za drugim, dzieli ich maksymalnie 10 metrów. W takiej sytuacji nietrudno o wypadek - dodał.

Kiedy najczęściej dochodzi do wypadku?

Według danych Komendy Głównej Policji każdego dnia około 70 osób zostaje poszkodowanych w ramach wypadku. Tylko w zeszłym roku odnotowano 33 664 wypadki drogowe (na drogach publicznych, strefach ruchu oraz zamieszkania) oraz zarejestrowano ponad 400 000 kolizji drogowych. To nie koniec smutnych statystyk. W konsekwencji wypadków zginęło ponad 3 tys. osób, a rannych zostało ponad 40 tys. osób. W tym roku tylko w ciągu zaledwie trzech miesięcy wakacyjnych (czerwiec, lipiec, sierpień) miało miejsce prawie 10 000 wypadków, w których zginęło prawie 800 osób.

Kiedy istnieje największe prawdopodobieństwo wystąpienia wypadku? Przede wszystkim w ciągu dnia, gdy ruch jest największy (69 proc.). Co ciekawe większe ryzyko występuje nocą na drodze oświetlonej (15,3 proc.) aniżeli na nieoświetlonej (8,1 proc.) oraz podczas zmroku czy świtu (7 proc.). W przypadku dni tygodnia zwykle najwięcej zdarzeń odnotowuje się w piątki (17 proc.), czwartki (15 proc.) i poniedziałki (15 proc.). Nieco mniej w pozostałe dni tygodnia (prócz niedzieli), czyli 14 proc. W niedzielę zaś 12 proc.

Czy da się ograniczyć liczbę wypadków?

Twórcy raportu nie ograniczają się jedynie do smutnych statystyk. Krzysztof Gos zwraca uwagę na istotny problem: "Brak odpowiedniej edukacji w ośrodkach  szkoleniowych i uczulania na przewidywanie możliwych zagrożeń mogących pojawić się na drodze to główne bolączki systemu edukacji kierowców. Polakom wsiadającym do auta często brakuje wyobraźni. Aby zapobiec kolizji, czasami wystarczy jedynie zdjąć nogę z gazu, wjeżdżając na skrzyżowanie lub przejście dla pieszych, a co jest bardzo ważne  utrzymywać prawidłową odległość między jadącym z przodu pojazdem".

Oczywiście na zdjęciu nogi z pedału gazu się nie kończy. Jednym z pomysłów jest rywalizacja między pracownikami. Można ją łatwo przeprowadzić wśród kierowców samochodów służbowych. Anna Okręglicka-Majda z firmy DuPont (jednego z ogranizatorów akcji) twierdzi, że praktyka pokazuje, iż w przypadku kierowców aut służbowych należy zwrócić szczególną uwagę nie tylko na tych, którzy jeżdżą nieakceptowalnie. Oczywiście z nimi należy pracować w pierwszej kolejności, jednak monitorować należy także największą grupę kierowców, a więc „Akceptowalnych”. W DuPont sprawdza się prewencja i system dokształcania. Kierowcy, którzy najbardziej świadomie podchodzą do szkoleń i, co najważniejsze, wdrażają je w codziennej pracy, są nagradzani. Wprowadzenie nagradzanej rywalizacji to potężne narzędzie pozwalające uzyskać dobre efekty. Jesteśmy dumni z tego, że nasi kierowcy niemal wcale nie mają wypadków drogowych. Polaków głównie straszy się karami i mandatami. Tymczasem środek ciężkości powinien być przeniesiony na odpowiednią edukację i wyróżnianie za prawidłową jazdę. Jestem przekonana, że wtedy w Polsce mielibyśmy mniej wypadków”.