Gdy 12 lat temu pojawiła się w Polsce pierwsza babska szkoła jazdy, minęły bezpowrotnie czasy męskiej dominacji w sferze edukowania przyszłych kierowców. Instruktorki długo jednak musiały udowadniać, że nie są wielbłądem, i że świetnie sprawdzają się w roli szkoleniowca.

- Przez dziesięć lat musiałam tłumaczyć policjantom: "Tak, to ja jestem instruktorem". Myśleli, że sobie dwie kursantki siedzą w aucie, a instruktor poszedł na kawę - wspomina Małgorzata Mandryk, założycielka pierwszej Babskiej Szkoły Prawa Jazdy w Polsce i Europie. - Wymyśliłam ją i stworzyłam, bo chciałam pokazać, że baba też coś potrafi i że nie tylko mężczyźni dobrze jeżdżą - dodaje.

Niebawem w ślady pani Małgorzaty poszły inne kobiety. Dziś babskie szkoły jazdy działają już nie tylko w Gliwicach, ale też w Warszawie, Głogowie, Toruniu, Lublinie, Olsztynie, Poznaniu i wielu innych miastach. - Od początku mój zamysł był taki, że będzie to szkoła dla wszystkich - wyjaśnia Małgorzata Mandryk. - Są to szkoły stworzone przez kobiety, ale nie tylko dla kobiet - potwierdzają zgodnie inne panie. Wielu mężczyzn cieszy fakt, że nie muszą zakładać peruki, aby szkolić się pod czujnym okiem płci pięknej, często też - dzięki takim szkołom - zmieniają swoją niepochlebną opinię o kobietach za kierownicą. Jeden z kursantów Marty Jurek z lubelskiej Babskiej Szkoły Jazdy MARTA nie ukrywa, że z początku był sceptycznie nastawiony do damskiej kadry: - Jak to? Czy kobieta może mnie czegoś nauczyć? - zastanawiał się. Wystarczyły jednak dwie godziny jazdy z instruktorką, by rozwiać wszelkie wątpliwości. - Byłem pozytywnie zaskoczony wyjątkowym podejściem i pełnym zaangażowaniem. Po egzaminie przyszedłem do pani instruktor z kwiatami przeprosić ją za pochopne wnioski - dodaje.

Ale są też tacy mężczyźni, których ten pomysł uwiera i którzy na widok instruktorek jazdy pukają się w czoło lub obsypują je inwektywami. Właścicielka Babskiej Akademii Szkoły Jazdy w Głogowie, Edyta Chyży, kwituje to krótko: - Nie ma się co dziwić, w końcu przejęłyśmy męski świat.

Na drodze nie ma równouprawnienia

Zdaniem etyka, doktora Pawła Łukowa z Uniwersytetu Warszawskiego, to właśnie męskie uprzedzenia przyczyniły się do powstawania babskich szkół jazdy. - To pozostałość po zaszłościach w opiniach o instruktorach jazdy, a zarazem komentarz do obecnych uprzedzeń między płciami - wyjaśnia etyk. - Dwadzieścia pięć lat temu, gdy robiłem prawo jazdy, wszyscy kursanci byli przekonani, że instruktorzy są wobec kobiet niegrzeczni, obcesowi - wspomina dr Łuków.

Opinię tę potwierdza założycielka poznańskiej Babskiej Szkoły Jazdy, Ewa Wiegandt: - Początkowo pracowałam w innych OSK, ale nie podobało mi się podejście instruktorów mężczyzn do kobiet kursantek. Drażniła mnie ich agresja lub przesadna słodycz. Kursantki, które przychodziły z innych szkół, opowiadały mi o molestowaniu ze strony instruktorów oraz o tym, jak wyzywano je od głupich bab, którym zachciało robić się prawo jazdy.

"Baba" - oto socjologiczny chwast, którego nie sposób wyplewić ani ze słownictwa, ani z mentalności. Przychodzi baba do lekarza; gdzie diabeł nie może, tam babę pośle... - W latach osiemdziesiątych widywało się na samochodach nalepki "baba za kierownicą" - wspomina Paweł Łuków. Dziś nalepki zniknęły, ale uprzedzenia pozostały. Kierowców w spódnicy przybywa, a mimo to mężczyźni nadal nie uznają równouprawnienia na drodze. Jak wynika z obserwacji Magdaleny Kruaze z Komendy Wojewódzkiej Policji we Wrocławiu, kobiety za kierownicą spotyka wiele nieprzyjemności: - Gdy kobieta uczestniczy w kolizji drogowej, staje się obiektem ataku ze strony płci przeciwnej. A jak by tego było mało, potem jeszcze w domu dostaje reprymendę od męża za spowodowanie wypadku.

Takie historie sprawiają, że niektóre kobiety nawet nie rozpoczynają nauki jazdy. - Krecią robotę wykonują też mężowie, tekstami: "Nigdy tego nie zrozumiesz, nie nadajesz się, lepiej ja cię będę woził". W ten sposób bronią dostępu do swojej ukochanej zabawki - mówi Ewa Wiegandt.

Podobnego zdania jest Katarzyna Kowalczyk z warszawskiej BIK Babskiej Autoszkoły: - Mężczyźni traktują samochody jak zabawki. Widać, jak się cieszą z nowego auta, jak popisują się nim przed kolegami. Dlatego do kanonu zaprzyjaźnionych sentencji należałoby dodać: "Baba z wozu, mężowi lżej".

Sto procent baby w babie

A jakim kierowcą naprawdę jest baba i dlaczego właśnie złym? Przecież statystyka liczby zdarzeń na Dolnym Śląsku pokazuje, że kobiety powodują pięć razy mniej wypadków i kolizji drogowych niż mężczyźni. Ale, jak podkreśla aspirant Kruaze, wynika to z faktu, że kierowców w spódnicy jest zwyczajnie mniej. Małgorzata Mandryk uważa jednak, że nawet jeśli kobieta ma już jakieś zdarzenia na drodze, to najczęściej jest to odrapanie, stłuczka, czasem zahaczy gdzieś lusterkiem: - No, bo umówmy się - przyznaje pani Małgorzata. - Wiele kobiet jest roztargnionych. Kobieta ma jednak sporo na głowie!

To wszystko wyjaśnia: dom, praca, dzieci, zakupy, a tu jeszcze ktoś z podporządkowanej wyjeżdża. I, jak mówi Marta Jurek, kobietom trudno jest zgrać się z autem: - Wiele z nich uważa, że kobieta i samochód to niedobrana para. Nie wyobrażają sobie,  jak można jadąc robić kilka rzeczy na raz, a więc jednocześnie zmieniać biegi, patrzeć w lusterko i włączać wycieraczki.

Kobiety są w swej naturze mniej techniczne, uważa Ewa Wiegandt: - Poza tym mają dużą wyobraźnię. Ich niepewność na drodze wynika z wyolbrzymiania skutków niebezpiecznej sytuacji. Gdy zgaśnie im samochód, boją się, co ci z tyłu sobie pomyślą. W zdenerwowaniu nie mogą go uruchomić i wtedy zaczyna się reakcja łańcuchowa.

Wniosek z tego taki, że kobiety za mało działają, a za dużo myślą. Z pewnością jest to jedna z tych cech, która różni je od mężczyzn. - Kobieta najpierw pomyśli, potem zrobi. I w zależności od tego, jak długo trwa przerwa między pomyślę a zrobię, to takim kierowcą jest kobieta. Jeśli długo myśli i jeszcze rozłoży to na elementy pierwsze, to często pomyli prawą stronę z lewą, przód z tyłem - przyznaje Małgorzata Mandryk.

Wyższa szkoła jazdy

To wszystko sprawia, że kobiety są specyficznymi kierowcami, a jeszcze bardziej wymagającymi kursantkami. W babskich szkołach jazdy mogą jednak liczyć na prawdziwą cierpliwość, wyrozumiałość, łagodność - coś, czego nie dostaną w zwykłych OSK.

- Moi koledzy wybuchają śmiechem, gdy słyszą, że poziom oleju w silniku sprawdza się jak ciasto w trakcie pieczenia. Ale przecież alternatory, paski rozrządu, wahacze to słownictwo, które kobiety przeraża. Dlatego my tłumaczymy wszystko na babski rozum - wyjaśnia Ewa Wiegandt. - Większość kobiet będzie woziła dzieci, więc uczymy je bardzo łagodnego ruszania i hamowania. Pokazujemy, jak bezpiecznie przewozić zakupy - dodaje. W poznańskiej szkole pani Ewy w cenę, oprócz tradycyjnego szkolenia i kompletu podręczników, wliczone są też kawa, herbata i słodycze. Są zajęcia z psychologiem i z policjantką ruchu drogowego.

W gliwickiej szkole Małgorzaty Mandryk kursanci mają do dyspozycji symulator jazdy Meggi oraz samochody z automatyczną skrzynią biegów. Szkoła od lat oferuje też kursy dla osób niepełnosprawnych na specjalnie przystosowanych do tego samochodach oraz uczy młodzież na kategorię B1, wykorzystując do tego auta Ligier i SAM COLO.

W olsztyńskiej Babskiej Akademii Nauki Jazdy Agaty BAJA, oprócz tradycyjnych kursów, prowadzone są też kursy doszkalające z bezpiecznej jazdy. Kierowcy mogą przetestować swoje umiejętności podczas jazdy z poślizgiem bocznym na nawierzchni mokrej i ośnieżonej.

Warszawska Babska Autoszkoła BIK oferuje zajęcia praktyczne w języku angielskim oraz propaguje bezpieczeństwo i komfort jazdy kobiet ciężarnych. Katarzyna Kowalczyk doskonale zna potrzeby kobiet. Postawiła na babską kadrę, bo, jak mówi, kobiety uczą inaczej od mężczyzn: - A skoro kobiety uczą lepiej, to postanowiłam, że ja będę miała tę lepszą szkołę. Po prostu.

Małgorzata Mandryk, Babska Szkoła Prawa Jazdy, Gliwice

Nie toleruję nonszalancji w stylu: jedna ręka na kierownicy, a druga na lewarku zmiany biegów. Bo wszystko jest OK, dopóki się nic na drodze nie dzieje. Wystarczy jeden nieszczęśliwy wypadek i koniec. Ze złych nawyków robią się wypadki. Część kierowców hamując, wciska sprzęgło, co jest niedopuszczalne. Boją się, że auto może zgasnąć. A przecież celem hamowania jest to, żeby samochód się zatrzymał. Więc jeśli auto zgaśnie, to się zatrzyma. Błędem jest też jazda na luzie, bo droga hamowania się wydłuża, a kierowca traci panowanie nad samochodem.

Katarzyna Kowalczyk, BIK Babska Autoszkoła, Warszawa

Ciąża nie powinna być przeszkodą w zrobieniu prawa jazdy przez kobiety. Istnieje w Polsce przepis, że kobiety w widocznej ciąży są zwolnione z obowiązku zapinania pasów. Ustawodawca sugeruje więc, że dla nich zapięcie pasów może być niebezpieczne. Nic bardziej mylnego. Badania pokazują, że właśnie wskazane jest zapinanie pasów w ciąży. Potrzebne są tylko specjalne nakładki, które mają na celu ochronę dziecka nienarodzonego, gdyby coś się stało. My nawiązałyśmy współpracę z firmą, która takie nakładki oferuje, i dajemy je każdej kobiecie w zaawansowanej ciąży, która robi u nas kurs.

Marta Jurek, Babska Szkoła Jazdy MARTA, Lublin

Często pod marketami widzimy auto zaparkowane na dwóch stanowiskach. Właściciel beztrosko idzie na zakupy, nie myśląc o innych uczestnikach ruchu. Dlatego duży nacisk w naszej szkole kładziemy na prawidłowe parkowanie. Uczymy myślenia nie tylko o sobie, ale też o innych. Trenujemy jazdę płynną i dynamiczną. Ćwiczymy wykonywanie wszelkich manewrów w taki sposób, by nikt nie powiedział: "No tak! Baba za kierownicą!".