Jeszcze nie zakończyła się „batalia” kierowców z miejskimi aktywistami o Strefę Czystego Transportu na krakowskim Kazimierzu, a w Krakowie pojawił się jeszcze bardziej radykalny pomysł. Miasto po rozprawieniu się z węglowymi piecami – od 1 września obowiązywać będzie całkowity zakaz palenia węglem i drewnem – zabiera się za samochody.

Według danych cytowanych przez Gazetę Wyborczą, w Krakowie na tysiąc mieszkańców przypada prawie 600 zarejestrowanych pojazdów, a to tylko cześć samochodów poruszających się po mieście. Szacuje się, że każdego dnia do Krakowa wjeżdża ok. 220 tys. aut, a blisko 160 tys. z nich trafia do ścisłego centrum miasta.

Według Zarządu Transportu Publicznego ruch publiczny może odpowiadać za nawet 40 proc. zanieczyszczeń powietrza w Krakowie. Miasto aktualnie zajęło się sprzątaniem i myciem ulic – według ostatnich badań to właśnie pył drogowy podnoszony przez samochody, jest poważnym źródłem zanieczyszczeń powietrza w dużych miastach. W ubiegłych latach krakowskie MPO zbierało z ulic aż 11 ton zanieczyszczeń rocznie.

Kraków będzie mierzył emisję

Kolejnym krokiem mają być badanie emisji spalin wjeżdżających do miasta aut. ZTP w tym celu zamierza ustawić specjalne urządzenie, które w ciągu dnia sprawdzi nawet kilka tysięcy samochodów pod kątem generowanych przez nie zanieczyszczeń. Jak informuje Gazeta Wyborcza, wyniki badań określą kierunek działań dotyczących ograniczenia ruchu i eliminacji zanieczyszczeń.

Trudno przypuszczać, że krakowskie ZTP dojdzie do innych wniosków niż Berlin oraz inne niemieckie miasta, które wyeliminowała ze swoich centrów leciwe auta. Zresztą widać, że ZTP ma już tezę, którą chce potwierdzić. Krakowski zarządca powołuje się na podobne badania przeprowadzone w Edynburgu. Tam eksperyment potwierdził, że najbardziej trują stare diesle bez filtrów cząstek stałych.

Szkockie miasto po przeprowadzeniu badań zdecydowało się na wprowadzenie zakazu wjazdu dla największych trucicieli. Podobno wyeliminowanie zaledwie 5 proc. aut z miasta spowodowało poprawę jakości powietrza o połowę. Patrząc na stan i wiek polskiego parku samochodowego, odsetek aut z podobnym zakazem wjazdu, o ile Kraków zdecyduje się na ten ruch, może być znacznie większy niż w Edynburgu.