- Krzysztof Diablo Włodarczyk jest jednym z najbardziej rozpoznawalnych polskich bokserów, wielokrotnym mistrzem świata.
- Włodarczyk stoczył 71 zawodowych walk, z których wygrał 66, w tym 44 przez nokaut
- Bokser angażuje się w działalność charytatywną
- Kilka lat temu Włodarczyk odbył karę więzienia za złamanie sądowego zakazu prowadzenia pojazdów, dziś twierdzi, że "współczuje sobie tamtej głupoty"
- Obecnie bokser ma prawo jazdy i świetnie zna przepisy drogowe – co dokładnie sprawdziliśmy
- Dużo czytania, a mało czasu? Sprawdź skrót artykułu
Dorobek sportowy Krzysztofa Diablo Włodarczyka jest imponujący – na 71 stoczonych walk w zawodowym boksie wygrał aż 66 (z czego 44 przez KO), przegrał zaledwie cztery, a jedną (z Giacobbe Fragomenim, w roku 2009) zremisował. Wcześniej, jeszcze jako amator też zdobywał tytuły mistrzowskie (w tym dwukrotnie mistrzostwo Polski juniorów) i wygrywał walkę za walką (61 zwycięstw na 66 stoczonych walk, aż 44 pojedynki wygrane przed czasem). Jednym z szeroko komentowanych wydarzeń sportowych ostatnich tygodni była walka, którą Krzysztof Włodarczyk stoczył z Pawłem Ejsmontem przy okazji meczu towarzyskiego między Polską a Bułgarią, który odbył się 17 października podczas gali PZB Suzuki Boxing Night w Sokółce. Starcie zakończyło się remisem, ale nie o sportową rywalizację tym razem chodziło, a o szczytny cel – bokserzy wspólnie wsparli leczenie 9-letniej Wiktorii Kulfan, która choruje na rzadko występujący zespół Moebiusa. Kilka miesięcy wcześniej, Diabo gali w Kaliszu pokonał przez nokaut w dziesiątej rundzie Adama Balskiego i zdobył tytuł tymczasowego mistrza federacji WBC w wadze bridger (waga pośrednia między wagą junior ciężką a ciężką).
Bokser miał problemy z prawem, wielokrotnie łamał sądowy zakaz prowadzenia pojazdów
O Krzysztofie Diablo Włodarczyku głośno było nie tylko z powodu jego wybitnych osiągnięć sportowych – jakiś czas temu szerokim echem w mediach odbił się fakt, że sportowiec trafił na kilka miesięcy do więzienia. Powód odsiadki: złamanie sądowego zakazu prowadzenia pojazdów nałożonego za jazdę bez uprawnień, na której bokser był przyłapywany wielokrotnie. Co ciekawe, choć prokuratura przychyliła się do wniosku sportowca, żeby mógł odbywać karę w trybie dozoru elektronicznego, to sąd był innego zdania. Bokser nie komentował postanowienia sądu, odbył nałożoną karę.
Poznaj kontekst z AI
Dziś Krzysztof Diablo Włodarczyk ma prawo jazdy i – wiemy to z całą pewnością – jest kierowcą, który świetnie zna przepisy. Sprawdziliśmy to! Każdy gość programu PitStop przechodzi test znajomości przepisów ruchu drogowego. Tylko nieliczni spośród sportowców, artystów czy celebrytów odwiedzających program może się pochwalić wynikiem, jaki udało się osiągnąć bokserskiemu mistrzowi.
W szczerej i emocjonalnej rozmowie z Łukaszem Bąkiem Krzysztof Diablo Włodarczyk opowiedział nie tylko o sporcie, ale o swojej burzliwej przeszłości w roli kierowcy, za którą musiał wiele zapłacić.
Łukasz Bąk: Na kanapie tutaj obok mnie siedzi człowiek legenda, śmiało można powiedzieć. Człowiek, który w moim sercu ma ogromny szacunek i myślę, że wielu z was również. Nie tylko za to, jakie walki bokserskie stoczył, i jakie odniósł w nich sukcesy, jakie tytuły zdobył, a parę tych tytułów było, ale u mnie osobiście także za to, jakimi samochodami w przeszłości jeździł. I co sobie w życiu naskrobał. Już się łapie za serce, bo nie wie, jakie tutaj będą trudne pytania. Krzysztof, spokojnie, ja cię uspokajam. Trudne pytania też będą, ale zacznę od takich łatwych.
Krzysztof Diablo Włodarczyk: Wiesz, czemu się stresuję? Każdy z nas umiej jeździć. Gadaliśmy wcześniej o utracie prawa jazdy. Jak wsiadasz do samochodu i robisz prawo jazdy, to się stresujesz, bo spodziewasz się oceny. Jakbyś wsiadł sam i powiedzieliby ci, że musisz przejechać odcinek np., 5, 10, 15 czy 50 kilometrów, pewnie przejechałbyś go bezbłędnie. Ale kiedy siedzi obok ciebie osoba, która cię ocenia, to się stresujesz i możesz popełnić błędy.
Krzysztof, ale twoim pseudonimem jest nazwa model jednego z najbardziej rozpoznawalnych legendarnych samochodów na świecie: Diablo. Natomiast Diablo coś znaczy i w świecie motoryzacji i w świecie boksu. Powiedz mi tak szczerze i uczciwie, masz teraz prawo jazdy?
Mam.
A czym przyjechałeś dzisiaj do nas?
Przyjechałem Lexusem NX-em 350.
Ha, tym najnowszym?
Tak. To samochód żony. No, taki bym powiedział nasz domowy. Nasz domowy.
Bo ty miałeś domowych samochodów trochę w życiu, bo miałeś na przykład Audi Q7, z tego, co pamiętam. O ten samochód nie pytam, ale zostałeś także ambasadorem Renault w pewnym momencie.
Hondy chyba.
Hondy? To już nawet nie pamiętasz?To być może o tym świat nie wie, ale Renault też na pewno reklamowałeś, miałeś Renault Kadjar, jeżeli się nie mylę.
A tak, tak, tak, było takie auto. Ja lubię auta spokojne, które jakby można powiedzieć, z wyglądu są normalnymi autami cywilnymi, ale w środku pod maską mają troszeczkę jakby więcej koni.
I to Kadjar był takim samochodem?
Nie, był Volkswagen Golf R.
Czyli miałeś Golfa R. Z tego co pamiętam, one miały 300 koni chyba, napęd na 4 koła. Ale ty miałeś też wśród swoich samochodów takie rarytasy jak 911 Turbo S. Ten samochód już ani nie wygląda na wolny, ani wolny nie jest. Miałeś takie auto?
Był taki epizod, bym powiedział.
Pytam o to, bo wielu zawodników różnych sztuk walki lubi szybkie samochody. Nawet można powiedzieć, że kulturyści tacy jak Mariusz Pudzianowski sprawiali sobie Lamborghini, gdzie w życiu byśmy nie powiedzieli, że oni do tego Lamborghini się zmieszczą. A ciebie nie ciągnęło do takich samochodów nigdy?
Totalnie nie czułem frajdy ze wsiadania do takich aut, w pozycji bym powiedział takiej, że wsiadasz za przeproszeniem jak pies do budy. Jak już człowiek wsiądzie, to siedzi, ale z wsiadaniem nie ma komfortu w takim aucie. Bardziej mi się podobają takie auta, jak na przykład S-klasa w wersji Maybach, którą widziałem tu przed budynkiem. To jest dużo fajniejsze. Też spoko zapierdziela. Doceniam też auta sportowe, jak najbardziej, ale w formie przepuśćmy Golfa R-ki, Audi RS6, RS5, RS4, RS3 czy S3.
Chcesz mi powiedzieć, że facet, który wychodzi, wychodził na ring, gdzie było mnóstwo adrenaliny, gdzie było mnóstwo testosteronu, gdzie było jednak trochę agresji – bo ten sport na tym polega – gdzie trzeba było wykazać się rzeczywiście dynamiką, nie lubi potem wsiąść do samochodu, żeby też miał tę adrenalinę, żeby też czuł, że nisko siedzi, że to auto jest szybkie, że jest sportowe? Że ma mnóstwo koni za swoimi plecami?
Nie mam, nie mam takiego czegoś. Nie miałem takiego czegoś, żeby koniecznie mieć Ferrari, Lamborghini lub jakiekolwiek, można powiedzieć, nie wiadomo jakie z kosmosu samochody.
Ty, człowiek, który nie lubi adrenaliny za kierownicą, miał kiedyś motocykl, który nazywał się GSX -R. Miał 170 koni mechanicznych, a ważył z 250 kilogramów?
Nie. Ważył 200 z kawałeczkiem malutkim.
To jest tak jakbyś w samochodzie miał 1000 koni mechanicznych, a samochód ważyłby tonę mniej więcej. To jak to wytłumaczysz? Bo ty jeździłeś długo w ogóle motocyklami?
Tak, tak. No to tam adrenaliny jest mnóstwo.
Czyli rozumiem, że do Porsche 911 i nie chce ci się wsiadać, bo musisz się za bardzo powyginać i jest mało komfortowo, ale jechać 300 km na godzinę na motocyklu w pozycji embrionalnej to już jest zajeb... zabawa.
Wiesz co? Kiedyś prawie jednym rzutem zrobiłem chyba 1200 albo 1300 km na motocyklu w ciągu dnia. Pojechałem do Krakowa z Krakowa do Katowic z Katowic do Opola bodajże do Wrocławia i wróciłem do Warszawy.
Czyli sobie objechałeś Polskę po prostu.
Tak, na motocyklu. Lubię trasy.
No jesteś, powiem ci, człowiekiem zagadką, naprawdę. Pamiętam, że kiedyś, kiedy byłeś u szczytu swojej bokserskiej kariery, można chyba tak powiedzieć, to dostałeś zakaz jazdy na motocyklu od swojego promotora. Bo to groziło kontuzjami, mówiąc delikatnie i było dosyć ryzykowne.
Szczerze powiedziawszy, byłem świadkiem dwóch wypadków śmiertelnych. Przede mną dosłownie to się wydarzyło. I kiedy jakby to się wydarzyło i patrzyłem, co się dzieje z człowiekiem, to mówiłem sobie... Ostatni raz, już nie wsiądziesz, już nie wsiądziesz. Mijał tydzień i wsiadałem, jechałem dalej. Wydaje mi się, że w każdym sporcie, w każdej rzeczy, jaką robimy w życiu, trzeba mieć szczęście po prostu.
Wydaje mi się, że to szczęście gdzieś tam w życiu miałem, ale gdzieś tam nie pozostawało mnie.
Czekaj, masz nadal. Widziałem przed chwilą twoją żonę i córkę. Dziękujemy. co prawda trochę brudna przyszła do nas, ale to nie kwestia tego, że o nią nie dbasz, tylko z przedszkola wróciła.
W przedszkolu to nawet zęby to powybijała. Naprawdę Słowo.
Ale nie na motocyklu?
Nie. Raz w przedszkolu fiknęła, drugi raz zabawką dostała.
Czyli ty jesteś tym z ojców, który owszem, sam lubił poszaleć na motocyklu, ale córka nie wsiądzie na motocykl do chłopaka, który przyjedzie po nią na Junaku albo GSX-R?
Nie ma takiej możliwości.
Okej powiem ci, w sumie sprawiedliwe bardzo.
Posłuchaj, nic nie jest sprawiedliwe. Życie też nie do końca jest sprawiedliwe, ale syna mam dziś 22-letniego i woziłem go na motorze. Do przedszkola w granicach 200 metrów, bo tyle mieliśmy od domu do przedszkola, zawoziłem go na ścigaczu. Z przodu siadał, przed zbiornikiem.
Tu akurat cię rozumiem, bo ja miałem skuter co prawda duży, ale 125 i dzieci uwielbiały jeździć ze mną tym skuterkiem. Super frajda. Ty zacząłeś jeździć samochodem dosyć wcześnie, bo miałeś lat 16. Jaki to był samochód? I kto w tobie taką smykałkę do motoryzacji zaszczepił?
Tata. Pamiętam od małego, kiedy jeszcze nie dosięgałem do pedałów, to tata mnie sadzał na kolanach i tak jeździliśmy np. z Piaseczna do Zalesia Dolnego. Próbowałem machać tą kierownicą, biegi zmieniał tata. Nigdy mi nie dał, żebym samemu poprowadził, ale wydawało mi się, że umiem jeździć. I pamiętam, że któregoś pięknego razu, sympatyczny kolega, z którym jechaliśmy samochodem gdzieś tam w Polskę, Toyotą 4-Runner, spytał mnie, czy umiem jeździć. A ja mówię: tak, pewnie że umiem, prawda? Automatem jeździłeś? Ja mówię, no nie, ale jaka to filozofia? No i w pierwszym momencie wylecieliśmy prawie przez szybę. Tu lewą nogą nie ruszasz i tylko prawą nogą operujesz. I pamiętam jak dzisiaj, w taki sposób kolega nauczył mnie jeździć.
W pewnym sensie nauczył mnie samochodem jeździć. Potem miałem bardzo dobrego nauczyciela, jakim jest Andrzej Wasilewski, gdzie naprawdę Polskę zjeździliśmy we wszystkie strony, na północ, południe, wschód, zachód. No i też patrząc na niego, na jego zachowanie, na jego ruchy, to co robił, jak się zachowuje, naprawdę bardzo dużo się nauczyłem.
A ile lat miałeś, jak zrobiłeś prawo jazdy?
19
Zdałeś za którym razem?
Albo za pierwszym, albo za drugim.
Pytam dlatego o to, że to były czasy, kiedy niełatwo było zdać na prawo jazdy. Ja miałem kolegów, bo my jesteśmy z podobnego rocznika, Więc to końcówka lat 90. , kiedy to prawo jazdy się robiło, to ja pamiętam, że 7-8 podejść do egzaminu to czasem było mało. Dopiero jak się za dziewiątym razem poszło z kopertą, to ten egzamin był zdany.
Miałem wspaniałego nauczyciela, świętej pamięci, świeć Panie nad jego duszą, wspaniały człowiek, który, jak się uczyliśmy jeździć, to on mówi, dobra Krzysiek, jedź do Warszawy. Ja wsiadałem na Puławskiej i na siedemdziesiątce jechałem stówę. On mówi, troszkę noga z gazu, bo jak nas złapią, będzie trochę nieprzyjemnie. Takich nauczycieli teraz nie ma. Teraz klapki na oczy i jak jest pięćdziesiąt, to masz jechać pięćdziesiąt. Kursant ma się nauczyć zachowania, reagowania, pewnych nawet niespowodowanym sytuacji. Później będzie wiedział, jak reagować na drodze, prawda? Nie wiem, poślizg, innego rodzaju rzeczy, czy nawet mocny deszcz. Będzie też wiedział, co zrobić, jak zrobić, jak złapie aquaplaning, czy wiele innych rzeczy, które nie są zależne od kierowcy koniecznie, tak? Więc nauczyciela miałem wspaniałego cudownego i do dzisiaj go pamiętam i myślę, że do końca życia będzie w moim sercu.
Krzysztof, teraz pytania z kategorii tych trudniejszych i naprawdę liczę na szczerą odpowiedź. Ja i widzowie. Na początek, żeby zrobić takie wejście do tego pytania, to sam się do czegoś przyznam tu przed tobą i publicznie, bo ja sam siebie pamiętam w tamtych czasach, kiedy drogi w Polsce były inne, kiedy zaczęliśmy dopiero mieć dostęp do szybkich samochodów, a kiedy pojawiły się wideorejestratory, pojawiły się radary i sam mając lat trzydzieści, dwukrotnie traciłem prawo jazdy za punkty. Szedłem, robiłem egzamin, zdawałem, odzyskiwałem prawo jazdy, jeździłem dalej, potem znowu traciłem prawo jazdy, szedłem na egzamin, zdawałem. Zdarzyło mi się tak dwa razy w życiu. Ile razy tobie się to zdarzyło?
Trzy razy.
Czyli to się potwierdza. Facet dojrzewa po czterdziestce. Ale miałeś też taki epizod w końcu, że po tych chyba dziesięciu latach złapano cię i to za rękę...
Ja nie zdawałem sobie sprawy, jak się zmieniły przepisy....Kiedyś za jazdę bez uprawnień to było chyba 500 złotych mandatu. Potem jakieś dwa lata zakazu prowadzenia pojazdu, potem bodajże chyba... To był sądowy zakaz. Tak. Pierwsze chyba dwa lata, potem cztery i nie pamiętam ile, co tam jeszcze jakby było...
Suma summarum, po chyba ośmiu latach w końcu dopiero mogłem zrobić prawo jazdy. Więc jeździłem przez wiele lat bez. No i skończyło się to odsiadką. Z totalnej głupoty swojej. Z nonszalancji. Współczuję sobie, bym powiedział, że z powodu braku prawa jazdy poszedłem siedzieć do więzienia. Po prostu współczuję sobie tej głupoty.
Ale poszedłeś ostatecznie siedzieć, czy nie?
Tak, tak.
Ile czasu tam spędziłeś?
Suma summarum chyba dziewięć dziesięć miesięcy. Dziewięć, dziesięć miesięcy, jakoś tak.
A to nie były prace społeczne w końcu?
Też były.
Czyli jedno i drugie.
Bo siedziałbym dłużej, w granicach półtora roku pewnie. Tak mi się wydaje chyba. Ale dziesięć miesięcy poszedłem jakby odrabiać. Zrobiłeś coś złego, to jakby można powiedzieć, beknij. No jak coś zrobisz, to ponieś konsekwencje, tak?
A potem wyszedłeś zza muru, wsiadłeś do auta i wróciłeś do domu?
Nie, nie nie Oczywiście ktoś mnie odebrał.
I pojechałeś dopiero na egzamin?
Ja dopiero po roku mogłem zrobić prawo jazdy.
Od wyjścia, tak?
Tak.
I wtedy jeździłeś?
Jak zrobiłem prawo jazdy?
Nie, nie. Przez ten rok. Od wyjścia do zrobienia prawa jazdy.
Wiesz co? Miałem akurat taki plus, że miałem przyjaciół, którzy tak naprawdę, brzydko powiedziawszy, byli na mój telefon.
A, czyli wozili cię po prostu.
Tak. Na tej zasadzie to było.
OK, ale to dobrze, że miałeś na kogo liczyć. Pamiętaj, że prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie.
Dokładnie. W biedzie.
Chciałem wrócić do tego okresu to już naprawdę ostatnie pytanie, bo już nie chciałbym więcej tego tematu tykać, ale bardzo doceniam to, że szczerze o tym wszystkim powiedziałeś i myślę, że widzowie też to docenią. Czy dzisiaj jeździsz inaczej? Możesz to powiedzieć z ręką na sercu? Że spokorniałeś za kierownicą?
To na pewno. Ostatnio na kilkusetkilometrowej trasie sprawdziłem, że jechałem maksymalnie 133 kilometry na godzinę. Znaczy nie mnie to oceniać...
Ja cię nie pytam o to, żeby cię teraz poklepać po ramieniu i powiedzieć ci, no cieszę się cieszę, że więzienie cię zmieniło, bo to zupełnie nie o to chodzi... My tutaj wszyscy wyciągamy pewne wnioski. Ja ze swojej przeszłości też wyciągnąłem wnioski, też jeżdżę dzisiaj zupełnie inaczej, niż jeździłem kiedyś, wierz mi. I to jest dokładnie to miejsce, gdzie osoby publiczne takie jak ty i sportowcy, którzy coś w życiu osiągnęli, mogą nie tylko oczyścić się w pewien sposób przed swoimi fanami i widzami, ale mogą też dać im przykład. I dla mnie ty jesteś takim przykładem człowieka, który swoje w życiu narozrabiał, nie tylko na ringu, ale też na drodze, ale jednocześnie potrafi się do tego uczciwie przyznać i pokazać, że można tę drogę w każdym momencie swojego życia zmienić. Dlatego u mnie masz pełen szacunek za to, co tutaj powiedziałeś, żebyśmy mieli jasność.
Ja myślę, że nikt z nas nie jeździ tak naprawdę przez cały czas przepisowo. Nikt z nas nie jeździ przepisowo. Jedziesz pięćdziesiąt? Jak jest pięćdziesiąt? Szczerze?
Krzysztof, a powiedz mi, jakie jest twoje motoryzacyjne marzenie? Samochód taki, jaki chciałbyś naprawdę mieć. Masz w ogóle takie marzenia?
Od kilku lat myślę o V-ce.
Ale o Mercedesie klasy V? ,
Tak. Strasznie mi się podoba. Jest to fajny samochód.
Bardzo fajne rodzinne auto. Tak, tak Miałem taki epizod dwuletni. Z tym samochodem i powiem ci, że też byłem mile zaskoczony, bo też ten samochód zmienił mój styl jazdy trochę. A komfort taką przestronność, jaką gwarantował... Dzieci miałem jeszcze wtedy małe i nawet wiesz, tego nie powinienem mówić, bo jazda więcej niż pięćdziesiąt na pięćdziesiątce to jedno, ale jak płacze ci dziecko z tyłu, a V-ka jest takim samochodem, gdzie twoja kobieta może przejść sobie środkiem do tego dziecka, usiąść obok niego i tam je spokojnie uspokoić, a potem wrócić na fotel obok siebie, to jest niezastąpione i dzisiaj jest niewiele takich samochodów. Więc życzę ci w takim razie, żeby to marzenie się zrealizowało.
Dalsza część rozmowy oraz wyniki testu ze znajomości przepisów, jaki przed kamerą zdał Krzysztof Diablo Włodarczyk, w materiale wideo.