Na torze Sakhir zwyciężył debiutujacy w Ferrari Hiszpan Fernando Alonso.

28-letni Hiszpan, dwukrotny mistrz świata (2005-06), odniósł 22. zwycięstwo w karierze, a trzecie w GP Bahrajnu. W niedzielę odnotował swój 140. start w cyklu Grand Prix, ale pierwszy w barwach Ferrari, do którego przeszedł na jesieni z Renault.

Włoski zespół odnotował dublet, bowiem Alonso wyprzedził Brazylijczyka Felipe Massę. Trzeci był Brytyjczyk Lewis Hamilton z McLaren-Mercedes, mistrz świata z 2008 roku, a na czwartej pozycji ukończył rywalizację startujący z pole position Niemiec Sebastian Vettel z Red Bull-Renault.

Kubica rozpoczął wyścig z dziewiątego miejsca, ale już przy wyjściu z pierwszego wirażu znalazł się w opałach. Był to skutek niegroźnego zderzenia z Niemcem Adrianem Sutilem z Force India-Mercedes. Spadł na 21. lokatę i później musiał odrabiać straty do czołówki.

Polak miał szczęście, że ten incydent nie wyeliminował go z rywalizacji. Jego bolid stanął w poprzek toru, ale mógł dalej jechać. Później Kubica awansował o dziesięć pozycji i linię mety minął jako 11.

O pechu może mówić jego partner z Renault Witalij Pietrow. Rosjanin nie ukończył rywalizacji w swoim debiucie w Formule 1. Po pokonaniu 14 okrążeń zjechał do boksu na zmianę opon. Jednocześnie jego technicy próbowali bezskutecznie usunąć usterkę w jego bolidzie.

Nie był to odosobniony przypadek, ponieważ w wyniku problemów technicznych, tegorocznej Grand Prix Bahrajnu nie ukończyło siedmiu z 24 kierowców. W tym gronie znaleźli się zarówno doświadczeni zawodnicy: Niemiec Timo Glock (Virgin-Cosworth), Hiszpan Pedro de la Rosa i Japończyk Kamui Kobayashi (obaj Sauber-Ferrari), jak i debiutanci: Brazylijczycy Bruno Senna (HRT-Cosworth) i Lucas di Grassi (Virgin-Cosworth) oraz Karun Chandhok z Indii (HRT-Cosworth).

Tuż po starcie do przodu uciekł zdobywca pole position Sebastian Vettel, a za jego plecami Alonso od razu wyprzedził Massę. Na dalszych miejscach zrobiło się tłoczno i miało miejsce kilka roszad, a jedną z ofiar zamieszania na torze był Robert Kubica. Tuż za pierwszym wirażem z jadącego przed nim bolidu Red Bull-Renault, prowadzonego przez Australijczyka Marka Webbera, zaczął się wydobywać dym, który ograniczył widoczność Polakowi.

W tym momencie Kubica musiał odpierać ataki Sutila i doszło do kontaktu pojazdów. Obaj spadli na koniec stawki. Polak na 21. pozycję, ale stopniowo odrabiał straty i przed pierwszą wizytą w alei serwisowej, po 13 okrążeniach, znalazł się już na 15. miejscu.

Na kolejnych okrążeniach doszło do seryjnych zmian opon, ale kolejne zjazdy z toru nie zmieniły układu w czołowej trójce. Tutaj roszady nastąpiły dopiero pod koniec 34. rundy, gdy Vettela wyprzedzili kierowcy Ferrari: najpierw Alonso, a chwilę później Massa.

Był to skutek nagłej utraty mocy przez bolid Niemca, który zanim stracił prowadzenie, wyraźnie zwolnił i nawet nie próbował walczyć z rywalami. Podobnie było, gdy na 38. okrążeniu przed nim znalazł się również Hamilton.

Przyczyną tych problemów Vettela było mechaniczne uszkodzenie układu wydechowego, spowalniające pracę jednostki napędowej. Mimo to zdołał on dojechać do mety na czwartym miejscu, przed rodakami z Mercedes GP-Petronas: Nico Rosbergiem i Michaelem Schumacherem, siedmiokrotnym mistrzem świata.

41-letni Schumacher wrócił do Formuły 1 trzy lata po zakończeniu kariery, a walce o punktowane miejsca pokonał w niedzielę m.in. zwycięzcę ubiegłorocznej klasyfikacji MŚ kierowców - Brytyjczyka Jensona Buttona z McLaren-Mercedes oraz Marka Webbera z Red Bull-Renault.

Dziewiąty był Włoch Vitantonio Liuzzi z Force India-Mercedes, a dziesiąty Brazylijczyk Rubens Barrichello z Williams-Cosworth, który do końca utrzymał bezpieczną przewagę nad Kubicą.