Policjantom podczas nakłaniania kierowców do płacenia łapówek raczej nie zależało na stosowaniu wybiegów słownych. Na ogół bardzo otwarcie i w jasny sposób mówili o tym, że są w stanie odstąpić od czynności służbowych w zamian za wynagrodzenie w gotówce. Świetnym przykładem jest przypadek pijanego kierowcy, który został zatrzymany na drodze ze Ścinawy do Lubina. Funkcjonariusz bez ogródek zapytał się mężczyzny na ile wycenia wartość swojego prawa jazdy, po czym dodał: Ale jedynka z przodu musi być... To już ja nie będę mówił, że nie chodzi o stówę, nie?

Stenogramy upublicznione przez dziennikarzy "Gazety Wrocławskiej" pokazują większą liczbę podobnych przypadków. Kierowca, którego auto od dłuższego czasu było wyrejestrowane usłyszał, że policjanci wypiszą mu mały mandat, a brakujące kwity pominą. Oczywiście pod warunkiem, że wcześniej "pomyśli" jak sprawę można załatwić. Mężczyzna, którego auto było sprowadzone z zagranicy i miało nieważne tablice rejestracyjne także otrzymał propozycję "polubownego" zakończenia kontroli drogowej. Funkcjonariusz już na początku rozmowy powiedział: Myśl chłopie, żeby było dobrze, bo jak zaczniemy pisać, to przepadnie wszystko w diabły.

Przysłowiowa koperta wręczona w radiowozie lubińskiej drogówki powodowała, że policjanci odstępowali od wypisania mandatu, zmniejszali wysokość kary lub nie dopisywali do konta kierowcy punktów karnych. Za montażem urządzeń podsłuchowych i kamer stoi Biuro Spraw Wewnętrznych Komendy Głównej Policji. Skąd tak drastyczny krok? Można domniemywać, że jednostka zdecydowała się na podjęcie czynności operacyjnych, ponieważ liczba sygnałów mówiących o łapówkarstwie w Lubinie była duża.

Zdaniem wrocławskiej prokuratury przestępstwa były popełniane od marca 2009 do stycznia 2011 roku. Do tej pory 15 osób usłyszało zarzuty w sprawie, z czego pięć to funkcjonariusze drogówki. Czterech policjantów przyznało się do popełnienia zarzucanych czynów. Zaraz po postawieniu w stan oskarżenia cała piątka została dyscyplinarnie zwolniona ze służby. Byłym stróżom prawa grozi kara 10 lat pozbawienia wolności.