W 2012 r. po raz pierwszy od kilku lat polski rynek paliwowy skurczył się. Z powodu spowolnienia gospodarczego jak i bardzo aktywnej szarej strefy w branży paliwowej, stacje zanotowały 7 procentowy spadek w porównaniu do roku ubiegłego.

Pomimo tak wielkiego spadku, analitycy uważają, że popyt na paliwa nie mógł się tak zmniejszyć i wskazują, że coraz więcej do powiedzenia mają "przedsiębiorcy", którzy nie chcą płacić akcyzy i innych podatków.

Spróbowaliśmy dotrzeć do drobnych przemytników, którzy handlują ropą przywiezioną z Ukrainy i Rosji.

Droga ropą płynąca

Wojtek, mieszkaniec Przemyśla, bezrobotny od 10 lat. Zmęczony życiem i alkoholem, ale za to wyjątkowo zapracowany, jak na człowieka bez pracy. Codziennie rano wstaje o godzinie 4, kładzie się spać o 22. Wolne robi tylko na święta i dwa dni w miesiącu, żeby "dychnąć". Od 6 lat jeździ na Ukrainę po paliwo.

- Oszczędności mam! - krzyknął w moim kierunku Wojtek, kiedy szedłem do restauracji. Mężczyzna około pięćdziesiątki siedział zmarznięty w swoim Volkswagenie T4, niedaleko zajazdu przy drodze w kierunku Krakowa.

- Po czwórkę za liter - dodał jeszcze, żeby zachęcić.

To mnie zaintrygowało, bo w okolicznej stacji ON było po 5,59 zł. Przy pełnym baku oszczędzałem prawie stówkę, a do Krakowa trzeba jeszcze dojechać.

- Gdzie tym zajadę? - zapytałem

- Panie, gorszego paliwa niż w Polsce nigdzie nie znajdziesz. Od pięciu lat jeżdżę tylko na ukraińskim i pali mi dużo mniej, nie śmierdzi. Koledzy tankują benzynę i wszystko chodzi jak w zegarku. Gdyby było można, to wszystkim lałbym paliwo z Ukrainy czy Białorusi. Diesel chodzi jak złoto, stabilne obroty, mocniejszy. Gdybyś miał pan benzynę, to nawet by się gazu nie opłacało zakładać, a 85 oktanów, to jak u nas o dychę więcej  - rzucił

- 100 litrów i baniak 40 - odpowiedział jeszcze na moje pytanie.  - Za wszystko 560 złotych plus dwadzieścia za bańki. Albo dobra, jak weźmiesz wszystko, zbiornik masz gratis.

Byłem zainteresowany, ale nie samym paliwem, co sposobem na  życie Wojtka.  Po kilku minutach luźnej rozmowy, zaczął wgłębiać się w interes.

- U Ukraińca paliwo jest coraz droższe, ale i tak kosztuje ok. 3,5 za litr. Żeby Polak był zadowolony, trzeba kupić na OKKO (prestiżowa sieć stacji benzynowych - przyp. red).  W moim transporterze wlewam 110 litrów i w kanistrze dziesięć. Kiedyś można było jeździć cały czas, teraz tylko raz na dobę. Coś tam w tych komputerach zrobili i wszystko widać. Jak spróbowałem dwa razy, to mi przetrzepali cały samochód. Wylewali paliwo, rozpierali i szukali drugiego zbiornika. Dramat.

- No, ale jak o piątej jestem na granicy, to jeszcze bez większego problemu przejdę. Leje i wracam. Przy powrocie jest straszne pieprzenie. Tutaj Rus w kolejkę wjedzie, Ukrainiec nie chce pracować, albo Polak robi strajk i tak zawsze coś. Czekam 3-4 godziny i jadę. Czasami do Rzeszowa, Jarosławia, ale wolę tutaj, na wylotówce. Blisko domu mam i wiem z kim gadać i gdzie przelewać. U nas (w Przemyślu - przyp. red.) nie da się już handlować. Każdy jeździ, żeby tylko coś zarobić. Jak rodzina jedzie autem na urlop, to chłop bierze tydzień wcześniej wolne, żeby jeździć i zbierać w beczkach benzynę.

- I jak już jestem na tym zajeździe, to tak jak pana zatrzymałem, chodzę po tirowcach. Ale to dopiero po 22, jak zjeżdżają na nockę. Wcześniej próbuję przyjezdnych dorwać, bo oni chcą płacić czwórkę. W Przemyślu za 3,6 nie sprzedasz. No i tak dzień leci. Od południa do dziesiątej, czasami coś uda się wcześniej opchnąć, ale nie zawsze - mówi dalej.

- A da się z tego żyć? - zapytałem od niechcenia Wojtka.

- Jakoś żyję.  Ta stówka dziennie wpadnie, ale rewelacji  ni ma. Co się człowiek wyziębi i wychoruje, to moje. Z czegoś trzeba żyć. Ja tak od sześciu lat, codziennie - kończy.

Ok. 18, po ponad godzinnej rozmowie, do Wojtka podjechał zaprzyjaźniony kierowca i wykupił cały zapas oleju napędowego. Dla mnie nic nie zostało, więc nie sprawdziłem jakiej jakości sprzedaje się paliwo w okolicach granicy z Ukrainą.

Zawieszony w hurcie

Jednak drobni przemytnicy nie są największym problemem sektora paliwowego. Co prawda uszczuplają budżet państwa i polskich firm z branży paliwowej, ale nawet kilkaset drobnych sprzedawców paliwa przy zajazdach, nie szkodzi tak bardzo, jak hurtownicy obchodzący prawo.

Tej metody nikt nie zgodził się szczegółowo opowiedzieć, żeby nie "spalić" sposobu, ale udało nam się skontaktować z osobami, które ogłaszają się w internecie. Twierdzą, że mają do sprzedaży olejnapędowy w ilościach hurtowych (od 30 tys. litrów). Podczas kilkunastu rozmów telefonicznych, od każdego ze sprzedawców udało mi się wydobyć szczątkowe informację, tworząc szerszy obraz całego, gigantycznego procederu.

- Kupujemy spółkę z historią. Dasz ogłoszenie i znajdziesz takich na pęczki. Zmienia się zarząd i nowy prezes kupuje paliwo - mówi jeden z mężczyzn.

W relacjach słyszałem, że mogą być to Niemcy, albo Rosja czy nawet Brazylia. Czasami są to całe zbiornikowce, innym razem kilkadziesiąt cystern.

Najczęściej podstawiony prezes udziela pełnomocnictwa osobie znającej cały proceder. Ten pisze wniosek skarbówki o zawieszenie akcyzy do momentu wprowadzania paliwa na rynek - tryb zawieszonej akcyzy. Kilka tygodni po otrzymaniu decyzji, fikcyjna spółka, ale z historią ogłasza upadłość.

- Na koncie jest kilkaset tysięcy litrów oleju, ale przypadkiem ten towar "ginie" - mów dalej.

A szefowie mają w zbiornikach gigantyczne zapasy paliwa, bez akcyzy i innych bez podatków.

Żeby sprzedać tak duże ilości, pośrednicy zgłaszają się do fabryk i firm transportowych

- Minimalne zamówienie u mnie to 30 tys. litrów ON. Mogę załatwić transport w dowolne miejsce w Polsce, ale najczęściej jeździmy po Dolnym Śląsku. Zielona Góra, Wrocław, Legnica. Tam jest wiele firm transportowych z przygotowaną infrastrukturą do zlewu paliwa.  Żeby to zlać to musi być druga beczka lub zbiorniki w ziemi po starej stacji benzynowej. Wtedy nie ma problemu. Szef wie, że ma paliwo po 3,5 i może jeździć i być konkurencyjny cenowo… i tak to się kręci - kończy opowiadać mężczyzna poznany przez internetową bazę przedsiębiorców.