W 2016 roku premier Mateusz Morawiecki (wraz z ówczesnym ministrem energii Krzysztofem Tchórzewskim) przedstawił plan „W drodze do elektromobilności” i zapowiedział, że do roku 2025 po polskich drogach jeździć będzie milion samochodów elektrycznych. Niemcy chcieli ten cel osiągnąć już w 2020 r. Uda się im to w tym miesiącu.

Z wypowiedzi niemieckiego ministra gospodarki Petera Altmaiera dla gazety "Der Tagesspiegel" wynika, że w tym miesiącu po ulicach Niemiec będzie się poruszać okrągły milion zarejestrowanych tam samochodów elektrycznych. To rezultat zakrojonych na szeroką skalę finansowych zachęt dla właścicieli nowych aut, którzy zdecydują się na samochód z napędem elektrycznym. W pierwszej połowie 2021 r. wykorzystano premie na 1,25 miliarda euro, więcej niż w całym poprzednim roku.

Zachęty finansowe to jedno, a dostępność i rozwój sieci ładowarek to drugie. Niemcy z liczbą 44 538 dostępnych publicznie ładowarek są pod tym względem na trzecim miejscu w Unii Europejskiej (po Holandii i Francji).

Kolejnym celem dla Niemców jest 7-10 milionów samochodów elektrycznych do 2030 r. Czy to dużo? Z naszego punktu widzenia to olbrzymie liczby. W Polsce, wg danych PSPA i PZPM, do końca stycznia 2021 r. zarejestrowano 19 671 elektrycznych samochodów osobowych z czego 10 294 to auta z napędem czysto elektrycznym (BEV), reszta – hybrydy plug-in (PHEV). Do tego należy jeszcze dodać ciężarówki, dostawczaki i autobusy w liczbie ok. 1300 szt. (na koniec stycznia 2021). W kwietniu Instytut Badań Rynku Motoryzacyjnego Samar podał, że liczba aut elektrycznych (BEV i PHEV) zarejestrowanych w Polsce przekroczyła 25 tys. szt. Niestety, to dopiero 2,5 proc. z zapowiadanej w 2016 r. liczby.

Jednak jeśli porówna się liczbę miliona samochodów elektrycznych z całą flotą pojazdów w Niemczech, która na początku stycznia 2021 r. wynosiła 59 mln (w tym 48,2 mln to samochody osobowe), wyraźnie widać, że droga do elektromobilności jest jeszcze bardzo długa.