Według danych UFG najstarszy z wypadków, który nadal obciąża nieubezpieczonego sprawcę, wydarzył się we wrześniu 1991 roku. Sprawca mimo upływu 26 lat nadal jest winny funduszowi pieniądze w ramach regresu odszkodowania.
Sprawy z lat 90-tych – w których średni regres przekracza 27 tys. złotych – mają dwukrotnie wyższą wartość, niż średnia w całym portfelu spraw regresowych Funduszu. Wynika to z długości postępowania regresowego i ewentualnych dopłat odszkodowań do starych szkód sprzed dwudziestu kilku lat.
– Często jest to efekt kosztów postępowań: sądowego i egzekucyjnego naliczanych na poszczególnych etapach procesu windykacyjnego, które również muszą spłacać nieubezpieczeni sprawcy wypadków – wyjaśnia Michał Sierant, dyrektor Biura Windykacji Regresów UFG.
W jednej z ostatnich spraw, która może okazać się najwyższym regresem w historii Ubezpieczeniowego Funduszu Gwarancyjnego – sprawca wypadku pozostawił po sobie spadek w postaci 4 mln złotych długu. Dwudziestoletni kierowca, który spowodował wypadek autem bez OC - zginął, a jego pasażer, również dwudziestoparolatek, jest w stanie wegetatywnym. Suma wypłat dla poszkodowanego mężczyzny, przekroczyła dotychczas cztery miliony złotych, a UFG wypłaca mu też miesięczną rentę w wysokości kilkunastu tysięcy złotych. Obecnie trwa postępowanie regresowe wobec posiadacza nieubezpieczonego pojazdu.
Jeszcze większe wrażenie robią sumy regresów, o jakie aktualnie występuje Fundusz – na koniec grudnia 2016 roku UFG prowadził 16,4 tysiąca spraw regresowych na łączną sumę 211 mln złotych, czyli aż o 27 mln złotych więcej niż rok wcześniej.
Przychody z tytułu roszczeń regresowych wyniosły w 2016 roku 50,5 mln złotych. – W portfelu regresowym pojawiło się bardzo dużo dopłat odszkodowań o wysokiej wartości do tzw. starych spraw – zaznacza Hubert Stoklas, wiceprezes UFG. – W większości tych spraw spłata zadłużenia trwa od kilku do kilkunastu lat, również na drodze postępowania egzekucyjnego – wyjaśnia.