- Coraz więcej samochodów z polskimi tablicami rejestracyjnymi można dostrzec w europejskich metropoliach
- Niemieccy i włoscy kierowcy korzystają z polskich tablic rejestracyjnych, aby obniżyć koszty eksploatacji samochodów
- Sprzedawcy aut z polskimi dokumentami omijają prawo, przyciągając niemieckich klientów
- Dużo czytania, a mało czasu? Sprawdź skrót artykułu
"Bild" zagłębia się w problematykę niemieckiego rynku samochodowego, gdzie oferty sprzedaży aut z polskimi dokumentami kwitną w internetowej rzeczywistości. Przykład? Dwudziestoletni Opel z ważnym przeglądem i ubezpieczeniem aż do lipca 2025 r., gotowy do jazdy. Za kulisami tej transakcji kryje się jednak coś więcej niż tylko sprzedaż używanego pojazdu.
Kupują auta zarejestrowane w Polsce i ich nie przerejestrowują
Dziennik "Bild" przytacza słowa informatora, który zdradza mechanizmy tego procederu. Sprzedawca takiego auta najpierw załatwia przegląd i ubezpieczenie, choć w legalny sposób raczej nie miałyby na to szansy i rejestruje go na "słupa", którym zazwyczaj jest bezdomny. Za udostępnienie swoich danych, jak podaje "Bild", dostaje on 80 euro (ok. 350 zł), a czasem wystarczy nawet butelka wódki. Taki samochód jest następnie sprowadzany do Niemiec i sprzedawany na tamtejszym rynku bez umowy.
W rezultacie niemiecki użytkownik unika wyższych kosztów i restrykcyjnych procedur własnego kraju, gdzie przegląd jest znacznie bardziej surowy. Kolejnym "plusem", który jest wymieniany to wymknięcie się z niemieckiego systemu mandatowego, bo wszystkie ewentualne mandaty będą przychodziły na bezdomnego, na którego samochód został zarejestrowany.
Działania te nie są legalne. Niemieckie prawo wymaga rejestracji auta sprowadzonego z zagranicy, ale omija się to właśnie dzięki zakupowi bez umowy
We Włoszech też jest zalew polskich tablic. To "polscy neapolitańczycy"
Wyjątkowo dużo samochodów z polskimi "blachami" znajdziemy też we włoskim Neapolu. I nie są to jednostkowe przypadki, bowiem według "Bilda" jeździ tam 35 tys. "polskich" samochodów. Tamtejsi kierowcy korzystają z usługi pośredników, którzy wyrejestrowują auta we Włoszech i rejestrują oraz ubezpieczają w Polsce. Dzięki temu oszczędza się na ubezpieczeniu, bo kosztuje ono ok. jednej czwartej cen obowiązujących we Włoszech. Na takich kierowców Włosi znaleźli nawet określenie - "polscy neapolitańczycy".
Ostatnie doniesienia medialne mówią nawet o akcji włoskiej Gwardii Finansowej, która przejęła przesyłkę zawierającą polskie dowody rejestracyjne i tablice dla licznych pojazdów. To dowód na to, że zjawisko nie umyka uwadze organów ścigania.
Warto wspomnieć, że podobne praktyki są znane również wśród polskich kierowców. Rejestrowanie samochodów w Czechach, Słowacji czy Estonii pozwala na znaczące oszczędności, choć wymaga spełnienia określonych warunków prawnych, co stwarza pole do nadużyć.
- Przeczytaj także: Od jutra wielkie zmiany na polskich drogach. Niemal pewna kontrola i kary do 500 zł
Wszystko jest w porządku, póki nie wydarzy się sytuacja niespodziewana
Choć praktyki te pozwalają oszczędzić na użytkowaniu samochodów, to zarówno Włosi, jak i Niemcy mogą mieć problem z wypłatą odszkodowania z ubezpieczenia, jeśli dojdzie do kolizji. Ubezpieczyciele będą się przyglądać takim sytuacjom i w razie wątpliwości mogą odmówić wypłaty odszkodowania.