Tworzenie grupy równych i "równiejszych" drastycznie zmniejsza społeczną akceptację dla zmian zaostrzających kary za wykroczenia i rozmywa problem pierwotny, którym jest bezpieczeństwo na drogach!

Sytuacja na polskich drogach jest daleka od ideału. Pomijając opłakany stan większości szlaków komunikacyjnych, poważne zmartwienie stanowią corocznie publikowane statystyki. Według Komisji Europejskiej w 2011 roku w Polsce miało miejsce aż 40 tysięcy wypadków. Co gorsze, dla 4,2 tysiąca osób zdarzenie drogowe skończyło się tragiczne. Wynik jest potężny - to pewne. Pewne jest także to, że żaden inny kraj wspólnotowy nie był w stanie go pobić, a w efekcie Polska stała się numerem jeden na liście czarnych punktów Europy.

Gorsza od Polski jest tylko Litwa i Rumunia!

Nieco większym optymizmem napawa rok 2012, który przyniósł delikatną poprawę. Z raportu Komisji Europejskiej jasno wynika, że liczba ofiar śmiertelnych zmalała o 15 procent. Wysoki wskaźnik poprawy z całą pewnością może cieszyć, jednak w żadnym razie nie jest powodem do fetowania. Czemu? Gorszy wynik od Polski osiągnęła wyłącznie Litwa i Rumunia. A to oznacza, że nadal jest bardzo wiele do zrobienia w kwestii bezpieczeństwa drogowego.

Statystycznie rzecz biorąc corocznie aż jedna trzecia wszystkich wypadków wynika z niedostosowania prędkości do warunków jazdy. Ponieważ problem jest niebagatelny, a odsetek spory, nietrudno dojść do wniosku, że walka z kierowcami jeżdżącymi zbyt szybko, może przynieść wymierne skutki dla bezpieczeństwa. I co ważne, w grze o niższy wskaźnik nie chodzi wyłącznie o prestiżowe miejsce w rankingu! Dobra pozycja w zestawieniu to jedynie sprawa wtórna i pewien wskaźnik. Celem nadrzędnym jest redukcja liczby ofiar wypadków.

Nowak - płachta na kierowców

Jednym z bardziej gorliwych orędowników walki z piratami drogowymi jest minister transportu Sławomir Nowak. W jego opinii remedium na problemy jest jedno: należy wyraźnie zaostrzyć przepisy! Wyższe mandaty i szybsze odbieranie prawa jazdy ma sprawić, że kierowcy wreszcie opamiętają się. Po słowach ministra Nowaka widać, że z całą pewnością nie żartuje. W końcu inaczej nie napisałby na swoim Twitterze o tym, że fotoradary są do walki z mordercami drogowymi i nie powiedział, że osoba pędząca przez miasto 100 km/h jest pozbawiona wyobraźni oraz ryzykuje życie własne i innych.

Nie żartuje? A może jednak! Z jednej strony minister Nowak mówi o drogowych mordercach, a z drugiej sam nie ma problemów z rozwijaniem prędkości. W 2007 roku razem z Donaldem Tuskiem spiesząc się na ślubowanie poselskie pokonał trasę Gdańsk - Warszawa w cztery godziny. Dziennikarze Faktu opisując zdarzenie zwrócili uwagę na fakt, że zdaniem Policji do przepisowego przejechania tego odcinka potrzeba ponad pięciu godzin. Kolejną wpadkę zaliczył w roku 2011. Otóż dziennikarze (ponownie Faktu) przyłapali ministra Nowaka na jeździe z prędkością dochodzącą do 100 km/h przez Krakowskie Przedmieście w Warszawie! Chyba nie trzeba dodawać, że na tej drodze obowiązuje ograniczenie o połowę mniejsze.

Totalny brak konsekwencji nie dotyczy jednak wyłącznie ministra Nowaka. Podobną postawę wyraża również wicepremier i prezes PSL - Janusz Piechociński. Ludowiec wielokrotnie podkreślał, że temat bezpieczeństwa na drogach zawsze był bardzo ważny w jego karierze poselskiej. Czy jednak ważny oznacza brany na poważnie? Raczej nie. W styczniu tego roku dziennikarzom Faktu udało się przyłapać Audi Piechocińskiego jadące przez Warszawę z prędkością przeszło 100 km/h. Jak widać samo poszukiwanie sposobów na obniżenie liczby wypadków, nie oznacza od razu, że ministrowie sami muszą zdjąć nogę z pedału gazu.

Setką przez miasto? Szef ITD tak potrafi!

Wpadki, które w sposób szczególny podgrzały atmosferę, zaliczył Tomasz Połeć - Główny Inspektor Transportu Drogowego. Gorliwy zwolennik stawiania coraz większej liczby fotoradarów i wysokich kar dla kierowców został dwukrotnie przyłapany przez dziennikarzy Faktu na rażącym przekroczeniu prędkości. W grudniu zeszłego roku jechał służbowym BMW w terenie zabudowanym z prędkością 100 km/h, a w lutym tego roku pomiar radarem wskazał wynik 84 km/h.

Co gorsze, Pan Połeć zamiast spuścić głowę i grzecznie przeprosić za błąd, odrzucił oskarżenia dziennikarzy i z pełną impertynencją próbował udowodnić, że odczyt prędkości wykonany homologowanym na terenie Polski urządzeniem jest nieprawidłowy! Zasada: "jak złapią cię za rękę, mów że to nie twoja ręka" opłaciła się. Sprawę szefa ITD przemilczał minister transportu, a kierowcom pozostało tylko oburzenie i możliwość komentowania sprawy na forach internetowych.

W marcu listę rządowych faux pas uzupełniła minister sportu. Dziennikarze Faktu przyłapali służbową limuzynę Pani Joanny Muchy pędzącą z prędkością około 100 km/h przez Warszawę. Gdzie jechała przedstawicielka polskiego rządu? Na lotnisko. Oczywiście nie ulega wątpliwości, że każdy ma prawo spieszyć się zwłaszcza w sytuacji, w której godzina odlotu samolotu zbliża się nieubłaganie. Jednak przekroczenie prędkości jest przekroczeniem prędkości i według terminologii ministra Nowaka kierowcę minister Muchy należy określić mianem drogowego mordercy.

Sławomir Nowak, Janusz Piechociński, Tomasz Połeć i Joanna Mucha mieli pecha i zostali złapani na zbyt szybkiej jeździe. Ze stuprocentową pewnością można stwierdzić, że nie są to jednak przypadki odosobnione. Wielu parlamentarzystów, przedstawicieli rządu i państwowej administracji postępuje podobnie. Na ich korzyść przemawia jednak fakt, że mieli trochę więcej szczęścia i do tej pory żaden z dziennikarzy nie przyłapał ich na gorącym uczynku.

Wymagajcie, ale zacznijcie od siebie!

Największym problemem podczas walki z piratami drogowymi nie są wcale bardziej restrykcyjne ograniczenia prędkości czy ostrzejsze kary. Bunt społeczny w głównej mierze powoduje nierówność traktowania oraz istnienie tzw. "równiejszych". Nie może być tak, że minister Nowak na konferencji prasowej rzuca kilka szczytnych sloganów, oskarża kierowców o bycie drogowymi mordercami i zarzuca im skrajną nieodpowiedzialność, a zaraz później któryś z jego rządowych kolegów wsiada do swojego auta i w nosie ma prawo o ruchu drogowym.

Stosując podwójną moralność władza ustawodawcza nigdy nie wprowadzi w życie przepisów, które później będzie można wyegzekwować od kierowców. Czemu? Do poszanowania dla nowych zasad konieczny jest pozytywny wzór. A taki da się osiągnąć tylko i wyłącznie zaczynając zmiany od siebie. Poza tym przedstawiciele władzy powinni wreszcie zrozumieć, że nie mogą wiecznie bagatelizować swoich wyborców. W przeciwnym razie zostaną znienawidzeni, ośmieszą się, a ich kariera stanie pod dużym znakiem zapytania. I w przeciwieństwie do słów polityków, te z całą pewnością nie są puste!