- Dubaj to coraz popularniejszy kierunek sprowadzania różnego rodzaju samochodów, nie tylko luksusowych
- Auta z Dubaju to nie to samo, co auta z USA, choć oszczędności można liczyć w dziesiątkach tysięcy złotych
- Rynek jest duży, od zwykłych aut, przez terenówki i auta luksusowe aż po klasyki
- Tu jest prawdziwa mieszanka samochodów z całego świata
Oczywiście, skala importu aut ze Stanów Zjednoczonych bije na głowę import ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich, jednak sama koncepcja sprowadzania stamtąd samochodów wiele się nie różni. Różnią się za to sprowadzane auta. To pojazdy, które często nie pochodzą z aukcji ubezpieczeniowych i są nieco inne, choć wśród Lamborghini i Ferrari, znajdują się też Nissany i Toyoty. O tym, w jaki sposób znajduje się tam samochody, czym się charakteryzują i jakie one są, porozmawiałem z Marcinem z firmy Carfactor, który na co dzień mieszka w Dubaju i zajmuje się eksportem i importem aut ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich.
Od kiedy zajmujesz się importem aut z ZEA i czym różni się Dubaj od USA? To raczej nie jest popularny kierunek.
Auta ściągamy stąd jakoś od 2017 r. To rzeczywiście nie jest popularny kierunek i ten rynek jest dość mocno wymagający. Chcąc to robić w jakiejkolwiek większej ilości, musisz być na miejscu i mieć rękę na pulsie.
Ta obecność na miejscu jest tu niezbędna, bo już niejednokrotnie zdarzyło mi się, że mimo że mogę np. zrobić przelew, to czasami i tak muszę pojechać do wydziału komunikacji dopilnować pewnych spraw. Oczywiście, nie tylko ja jestem na miejscu, więc możemy to ogarniać, ale jest spora różnica w porównaniu do Stanów. USA jest bardzo mało skomplikowane, to m.in. dlatego dużo osób zajmuje się sprowadzaniem samochodów stamtąd. Tam wystarczy mieć jednego brokera, który jest na miejscu, a większość spraw załatwia się zdalnie.
Czyli w praktyce zupełnie inaczej załatwia się tu formalności?
Tak, bo nie wystarczy wrzucić samochodu do kontenera. Jeżeli kogoś nie ma tutaj na miejscu, to te firmy logistyczne nie działają sprawnie. Tu jest taki typowo południowy styl bycia i czasami z tego powodu powstają problemy.
A jacy są klienci, którzy chcą auta z Dubaju? Przychodzą i pokazują konkretne auta, czy im ich szukacie? A może nawet na początku nie wiedzą, że wezmą auto z ZEA?
Wiesz, to działa dwutorowo. Jedni przychodzą i mówią, że chcą konkretnie auto z Dubaju, że sobie nawet już coś tam wyszukali i pokazują ogłoszenia. Głównie jednak przychodzą do nas klienci, poszukujący jakiegoś modelu i już wiedzą, że chcą go z USA, Europy czy właśnie z Emiratów. My potem wyszukujemy poszczególne egzemplarze według konkretnego klucza, który obejmuje m.in. rocznik, kolor, przebieg i oczywiście budżet. Później auto oglądamy i organizujemy import.
To porozmawiajmy o tych autach. Czego klienci szukają w Dubaju? Pierwsza myśl to szybkie, luksusowe i bardzo drogie auta.
Tak, rzeczywiście tak jest, natomiast najogólniej rzecz ujmując, są to po prostu samochody trudno dostępne na terenie Europy, ale niekoniecznie są ekstremalnie drogie. Przykładowo, często ściągamy stąd auta terenowe i to nie zawsze w idealnym stanie. Tutaj są one ekstremalnie eksploatowane na pustyni, ale dzięki temu klimatowi zawsze mają zdrową ramę, czyli główny element terenówki. Rynek na auta 4x4 jest tu bardzo bogaty, bo tu panuje kult tego typu samochodów. Sam jak tu przyjechałem, nie byłem fanem aut w teren, a teraz mam w garażu dwa tego typu wozy.
Drugą kategorią są klasyki. Teraz niedawno kupiliśmy dla klienta Land Rovera z 1976 r. Co miesiąc jakieś realizacje na klasyczne auta mamy.
No i trzecim rynkiem są te znane, egzotyczne i takie premium samochody. Są wśród nich takie auta jak Mercedes G klasa, różne modele Ferrari czy Lamborghini. Regularnie, co miesiąc tego typu samochody stąd eksportujemy.
No to są to dość specyficzne samochody, a co z takimi bardziej przyziemnymi?
Weźmy przykład takie BMW serii 5, która jest dostępna na rynku europejskim. Powiedzmy, że rocznik 2019 czy 2020. Paradoksalnie niekoniecznie musi się opłacać sprowadzać z ZEA taki samochód, bo jego dostępność w Europie jest duża, a jeżeli chce się kupić nierozbite auto w dobrym stanie, to ono tu też będzie swoje kosztowało. To tylko niewiele taniej niż w Europie.
Dużo taniej takie BMW można sobie sprowadzić ze Stanów i naprawić po swojemu. Wtedy taka seria 5 wychodzi korzystnie cenowo. W Emiratach z kolei niekoniecznie tak jest, ale jeśli mówimy o rzadszych autach, to już jest pole do popisu.
Daj w takim razie przykład jakiegoś auta.
Przykładowo za Mercedesa G63 AMG z 2014 r. w Polsce trzeba zapłacić w okolicy pewnie 250-300 tys. zł (ceny potrafią dochodzić nawet do 400 tys. zł — red.), tak tutaj taki samochód możesz kupić za 170-200 tys. zł. Różnica jest więc ogromna, dlatego też więcej osób może sobie pozwolić na sprowadzenie z ZEA naprawdę drogiego auta.
I to chyba jest główny cel wielu osób. A co z formalnościami prawnymi? Czymś to się różni od np. sprowadzenia auta z USA?
To typowy import pojazdu spoza Europy. Trzeba zapłacić VAT, cło, akcyzę i oczywiście tłumaczenie dokumentów. Do tego też dochodzi transport, czyli taka klasyka. Ta kwestia nie różni się od Stanów Zjednoczonych.
A jak wygląda inspekcja takiego Ferrari? Różni się czymś od terenowego Nissana Patrola?
Generalnie fizyczna inspekcja, ma odpowiedzieć na pytanie klienta, czy ten samochód to złom i trzeba o nim zapomnieć, czy ma potencjał.
Ostatnio sprawdzaliśmy klientowi Ferrari Lusso. Najpierw obejrzeliśmy auto ogólnie u właściciela i zdaliśmy raport klientowi. Później była druga inspekcja i już wtedy wzięliśmy auto na warsztat, podnieśliśmy i wykręciliśmy osłony. W tym przypadku dzięki temu znaleźliśmy wyciek z pompy olejowej.
W porównaniu do takiej terenówki inspekcja się trochę różni, bo jeżeli ktoś kupuje samochód za ponad 500 tys. zł, to wymaga od tego auta, żeby nie było mu zbyt dużo do zarzucenia. Ma więc znaczenie m.in. w jakiej kondycji jest skóra we wnętrzu i czy jest folia ochronna na karoserii.
Jeżeli natomiast kupujemy Patrola, to zwracamy uwagę na trochę inne rzeczy. Ja osobiście nie martwię, jeżeli na terenówce było coś lakierowane. Inaczej jest, kiedy widzę, że z ramą jest coś nie tak, albo gdy napędy nie działają i silnik szwankuje.
Widać to też po klientach, jak ktoś kupuje Jeepa Wranglera, to nie przejmuje się porysowanym boczkiem, bo i tak zaraz zabierze to auto w teren.
A czy właściciele aut z ZEA dbają o swoje samochody?
Emiraty są dość ciężkim rynkiem do importu dlatego, że kultura motoryzacyjna, taka mechaniczna, jest tutaj na stosunkowo niskim poziomie i na pewno na niższym niż mamy ją w Europie. Dlaczego? Bo tu ludzie bogaci są zwykle niewyobrażalnie bogaci. Mówimy tu o majątkach wręcz niebotycznych. Kto nie musi się liczyć z pieniędzmi, ten wymienia samochody jak rękawiczki i nie zawsze dba o ich stan, choć to nie jest żadna reguła, bo nie za bardzo jest, gdzie tutaj "upalać". Tu jest taka liczba fotoradarów i tak restrykcyjne prawo drogowe, że w zasadzie to rozpędzasz się do 120 km/h i na tym się twoje szarżowanie kończy.
Z tego, co opowiadasz, to wy nie poszukujecie aut na aukcjach ubezpieczeniowych, a kupujecie sprawne auta.
Bo tak jest. Jesteśmy w stanie załatwić też samochód uszkodzony, ale takich historii jest mało. Wbrew pozorom więcej kupujemy od osób indywidualnych i z wolnego rynku. To jest w sumie główne źródło, ale aukcje oczywiście też są. Takimi głównymi jest Copart, ten sam co w USA i Emirates Auction. To są takie dwa ciekawe miejsca, gdzie można coś znaleźć i tam czasami coś dla klientów licytujemy, ale nie ma tego dużo.
A są auta po przestępstwach, czy z dziurami po kulach, jak w USA?
Nie, nie, absolutnie nie. Emiraty to jedno z bezpieczniejszych miejsc na świecie. Ja tu nie boję się zostawić otwartego samochodu, a nawet mieszkania. Jest tu wyjątkowo bezpiecznie, więc tematy aut z dziurami po kulach się nie zdarzają.
Jesteś w bardzo ciekawym kraju dla fanów motoryzacji. Powiedz o jakichś ciekawych autach, które spotkałeś.
Nie wiem, co mam ci wymienić, bo trochę tego było. Ciekawostką był ostatnio Mercedes SL55 AMG w wersji Opera z podnoszonymi drzwiami. Podczas oględzin okazało się, że wyszło ich tylko 400 szt., a ten, który widzieliśmy miał 26 tys. km przebiegu. To nie było jakieś bardzo drogie auto, w porównaniu do innych aut w ZEA, choć w cenach podobnych do innych SL-ów AMG.
Z ciekawych samochodów to było m.in. Lamborghini Huracan, Ferrari Italia. Oczywiście dużo G-klas i Brabusów. Jest tu też ciekawy rynek na Mercedesy C63 AMG, bo są dosyć tanie, ale też często nieco skrzywdzone. Cały czas jednak są do uratowania.
No tak, pewnie w Dubaju Mercedesy AMG i BMW M to zwykłe samochody?
Tutaj generalnie autem ciężko jest się wyróżnić, bo jak masz drogie i wyjątkowe auto, to obok ciebie stanie drugie takie samo, ale mające 3 numery rejestracyjne, gdzie tablica jest warta więcej niż ten samochód. Tutaj nawet w super aucie możesz pozostać anonimowy.
A są jakieś różnice między autami sprowadzanymi z ZEA a tymi sprzedawanymi w Europie? Mam na myśli np. jakieś standardowo montowane systemy, których nie znamy w UE.
To jest ciekawe, bo na tym rynku spotkasz auta o kilku specyfikacjach. Są tutaj auta zaimportowane ze Stanów oraz z Japonii i jest ich bardzo dużo. Są auta, które są GCC, czyli te, które zostały pierwotnie wyprodukowane na kraje Zatoki Perskiej. Znajdą się też auta z Europy. To wszystko się tutaj miesza, ale to auta z rynku GCC są najbardziej pożądane.
Z różnic można powiedzieć, że auta na rynek ZEA z dużym prawdopodobieństwem będą miały trochę wydajniejszą klimatyzację i wydajniejszy układ chłodzenia. Czasami mają też grubszy lakier, jako zabezpieczenie przed słońcem, choć to zdarzało się raczej w starszych modelach. Teraz widzę, że producenci robią wszystko na jedno kopyto i dużych różnic się nie dostrzega, natomiast faktycznie wszystkie auta z krajów Zatoki Perskiej mają brzęczek powyżej 120 km/h, nawet te szybkie. Co ciekawe nie tak łatwo go wykodować z auta. Jak przekraczasz wspomnianą prędkość, aktywuje się swego rodzaju alarm, który przypomina ci, że jedziesz za szybko.
A jakieś inne różnice typu prędkościomierze czy lampy?
No właśnie z lampami jest tutaj taki miszmasz. Jeżeli kupisz sobie Audi, to ono będzie takie samo jak Europejczyk, to samo z Toyotą Land Cruiser. Ja jednak na przykład mam Dodge’a Durango, czyli auto, które nigdy nie było produkowane na Europę. Ma ono liczniki w kilometrach, ale światła z przodu symetryczne, a z tyłu czerwone kierunkowskazy. Nikt tutaj nie ma z tym problemu, więc te lampy po sprowadzeniu do Polski byłyby do przerobienia.
Jedyne, co nie przejdzie to kierownica z prawej strony. Takie auto nigdy nie zostanie tutaj zarejestrowane, chyba że jest klasykiem. Zresztą same przeglądy są bardzo restrykcyjne. Auto z uszkodzoną konstrukcją, jeśli coś jest nie do końca prawidłowo na przeglądzie, to idzie na pomiary laserowe. Negatywna weryfikacja przekreśla możliwość zarejestrowania go w ZEA.
Skoro auta są tak weryfikowane, to występuje tu jakiś problem z kręceniem liczników?
Bywa różnie. Jest tutaj taki odpowiednik naszego CEPiK-u, ale nie da się tak łatwo sobie wejść i sprawdzić przebiegu, dlatego weryfikacja jest utrudniona. Niestety zdarza im się kombinować, więc trzeba być z tym ostrożnym.