- Józef Bożek był wybitnie utalentowanym konstruktorem. Potrafił zbudować nie tylko samochód parowy, ale również ultraprecyzyjny zegar dla praskiego instytutu astronomii i protezy rąk umożliwiające pisanie
- Na drodze do godnego miejsca w historii Polakowi stanął nie tylko bezduszny urzędnik, ale i późniejsza zuchwała kradzież
- Polskie ziemie w ogóle mają ogromne tradycje motoryzacyjne. To na terenie dzisiejszego województwa świętokrzyskiego odnaleziono najstarszy na Ziemi wizerunek pojazdu kołowego, wykonany przeszło 5 tys. lat temu
Dziś nikt już nie wie, jak się nazywał. Wiadomo za to, że ów urzędnik jednym podpisem pogmatwał całą historię motoryzacji.
Pechowym petentem był Józef Bożek, Polak, który od austriackiego urzędnika chciał uzyskać pozwolenie na przejazd samochodem własnej konstrukcji z Pragi do Wiednia. Był 1817 r., Polska nie istniała, a jej terytorium podzielono na trzy zabory – jeden z nich należał do potężnego Cesarstwa Austrii.
Dalszy ciąg artykułu pod materiałem wideo:
Przeczytaj także: Tak się naprawiało samochody w PRL. To było wyzwanie. Rozmawiałem z kilkoma kierowcami
Gdyby urzędnik się zgodził, to podróż takim środkiem transportu (samochód parowy), w tamtych czasach (początek XIX w.) i na takim dystansie (ok. 300 km) wywołałaby sensację w całej Europie. Właśnie taki efekt miała niewiele dłuższa podróż Berthy Benz na trasie Mannheim-Phorzheim-Mannheim, a przecież pani Benz pokonała tę drogę w 1888 r., aż 71 lat po nieszczęsnej wizycie Bożka w urzędzie.
— Gdyby podróż z Pragi do Wiednia się odbyła, Józef Bożek zaistniałby w historii motoryzacji — uważa Tomasz Siudziński, twórca trzech replik pierwszego auta osobowego w dziejach ludzkości.
Sęk w tym, że Bożek miał nieopisanego pecha – i to przez całe życie. Zupełnie jakby los chciał zrobić wszystko, żeby nikt nie pamiętał o tym genialnym konstruktorze.
Pierwsze auto osobowe w historii
Polskie ziemie w ogóle mają potężne tradycje motoryzacyjne. To przecież nieopodal Bronocic (obecnie województwo świętokrzyskie) w 1976 r. archeolodzy odnaleźli ceramiczną wazę przedstawiającą m.in. 4-kołowy wóz. Naczynie pochodzi najprawdopodobniej z 3635–3370 r. p.n.e. i jest najstarszym na Ziemi rysunkiem pojazdu kołowego. Czy nasi praprzodkowie byli pierwszymi kierowcami w dziejach Homo Sapiens?
Przeczytaj także: Chińskie auta: od kiczu do piękna w kilkanaście lat. Oto 9 szokujących metamorfoz
Z pewnością Józef Bożek nie był pierwszym, który zbudował pojazd poruszający się bez współpracy konia. Przed Polakiem dokonało tego kilkanaście osób. Tyle że żadna wcześniejsza konstrukcja nie była – także z dzisiejszego punktu widzenia – autem osobowym.
Zbudowany ok. 1600 r. lądowy żaglowiec Simona Stevina uznano by dziś za autobus. Z kolei parowy wehikuł Nicolasa Cugnota z 1769 r. był 3-kołowym ciągnikiem artyleryjskim: pary w kotle wystarczało na zaledwie 12 minut jazdy z prędkością maksymalnie 4 km/h. Pojazd Williama Symingtona (1786 r.) można zaklasyfikować jako mikrobus, dzieło Richarda Trevithicka (1801 r.) z tylnymi kołami o średnicy 2,5 m było parowym autobusem, a konstrukcja Olivera Evansa (1805 r.) – mobilną parową pogłębiarką. W 1813 r. Thomas Brunton przedstawił wehikuł, który wprawdzie miał cztery koła, ale maszyna parowa zamiast nich napędzała osobliwe odnóża, którymi pojazd odpychał się od jezdni – wynalazca uznał, że konie nie będą się płoszyć, widząc coś, co ma z przodu nogi.
Tak czy inaczej, nikt przed 1815 r. nie zbudował pojazdu, który można uznać za samochód osobowy: ówczesne maszyny parowe były na tyle duże, że pasowały tylko do odpowiednio dużych wehikułów użytkowych. Zmienił to dopiero Józef Bożek. Tym samym Polak wprowadził "peceta" – nie "personal computer" ("komputer osobisty"), ale "personal car" ("samochód osobisty"). Dlaczego więc dziś prawie nikt o nim nie pamięta?
Wielki pech polskiego konstruktora
Położone na Śląsku Biery liczą obecnie jedynie niecałe półtora tysiąca mieszkańców. To właśnie tam w 1782 r. urodził się Józef Bożek.
Z Bożka najbardziej dumni są dziś Czesi, uważając go za swojego rodaka. Niesłusznie. Chociaż w 1782 r. Biery leżały poza granicami Polski, to zdecydowana większość tamtejszych mieszkańców była Polakami — włącznie z państwem Bożek.
Przeczytaj także: Ford Mustang. Najsłynniejsze z aut, które mogły nigdy nie powstać, kończy 60 lat
Niestety, Józef Bożek miał pecha od urodzenia. Choć już za młodu przejawiał ogromny talent konstruktorski, to ojciec widział dla niego tylko jedną ścieżkę kariery – w rodzinnym młynie. Bożkowi juniorowi udało się jednak w końcu trafić do Pragi na politechnikę: ale nie jako student, tylko "mechanicus", co dziś oznaczałoby po prostu asystenta profesora.
Sam zwierzchnik Bożka był kimś wyjątkowym: profesor Gerstner konstruował bowiem silniki parowe – ale nie dla autobusów, lecz fabryk. Jego dzieła miały po kilkanaście metrów, kiedy więc Bożek błyskotliwie zaproponował profesorowi zbudowanie małego silnika, Gerstner nie tylko nie chciał o tym słyszeć, ale nawet zabronił mu pracować nad nim na terenie politechniki.
Bożek dopiął jednak swego i w 1815 r. zbudował pierwszy w historii samochód osobowy. Musiało go to słono kosztować: silnik wykonał bowiem z bardzo drogiej miedzi. Jednostka napędowa nie miała przy tym koła zamachowego, co wówczas stanowiło techniczną sensację. Kocioł powstał z żelaza pudlarskiego, niezbyt wyrafinowanego materiału, ale przeszło 200 lat przemysł nie oferował nic mocniejszego. Wówczas nikt nie znał stali.
Pierwszy pokaz odbył się w Pradze 23 września 1815 r. Wkrótce potem Bożek zbudował również łódź napędzaną tym samym silnikiem co samochód — dosłownie tym samym, ponieważ Polak nie miał drugiej jednostki napędowej. Prezentację obu środków transportu przeprowadzono w 1817 r. nad Wełtawą. Wydarzenie było dość skomplikowane technicznie, ponieważ po pokazie auta Bożek musiał przełożyć silnik do łodzi. Niestety, znowu odezwał się pech – i to podwójny.
Polski konstruktor rozmontowuje własne dzieło
Po pierwsze, podczas pokazu wybuchła burza. Po drugie, spowodowany nią ogólny chaos i popłoch wykorzystał złodziej, który ukradł kasę ze wszystkimi pieniędzmi Bożka. Niestety, zamieszanie zawsze było sprzymierzeńcem rabusiów. Setki lat temu najwięcej kradzieży kieszonkowych zdarzało się przecież podczas publicznego wieszania kieszonkowca.
Jeśli do utraty pieniędzy dodać "nie" cesarskiego urzędnika, można zrozumieć, dlaczego genialny konstruktor miał już zwyczajnie dosyć przygody z motoryzacją. Brak środków popchnął Polaka do desperackiego kroku: rozmontował swój samochód i sprzedał go na części.
Geniusz Bożka przejawiał się zresztą nie tylko w motoryzacji. Polak skonstruował m.in. ultradokładny zegar dla Instytutu Astronomicznego w Pradze, zaprojektował też automatyczny warsztat tkacki, maszynę do szlifowania zwierciadeł oraz przełomowe protezy rąk i nóg: pierwsze umożliwiały pisanie, drugie chodzenie – także po schodach.
Józef Bożek umarł kilkanaście lat później, w 1835 r., a ostatnie lata swojego krótkiego, 53-letniego życia spędził w biedzie. Gdyby tylko mógł się przenieść 200 lat w przyszłość, to poczułby satysfakcję, że z jego pomysłu korzysta cały świat...
I że jego rodak zbudował wspaniałą replikę przełomowego samochodu. A nawet trzy repliki...
Replika pierwszego auta osobowego w historii
Tomasz Siudziński każdą z trzech replik pojazdu Józefa Bożka budował sam, "ałtsorsując" jedynie resory. Auta powstawały w wolnych chwilach, każde pochłaniało mniej więcej rok. Dwa trafiły do muzeów, jedno parkuje w okolicach Warszawy.
Tomasz Siudziński — z wykształcenia konstruktor silników spalinowych po Wydziale Samochodów i Maszyn Rolniczych na Politechnice Warszawskiej — nie miał jednak luksusu korzystania z oryginalnej dokumentacji technicznej Bożka, ponieważ takowa nigdy nie powstała. Całą fenomenalną replikę odtworzył z tej czarno-białej kilkucentymetrowej ryciny przedstawiającą pokaz nad Wełtawą w 1817 r.:
Siudziński posiłkował się również rysunkiem syna Józefa Bożka. Romuald Bożek poszedł bowiem w ślady ojca, też zaprojektował samochód parowy, ale nigdy nie udało mu się go zbudować.
Tworząc replikę, Tomasz Siudziński musiał się na bieżąco uczyć XIX-wiecznych technologii produkcji. Gumę wynaleziono prawie ćwierć wieku po aucie Bożka, więc uszczelki dwóch tłoków silnika parowego wykonano ze skóry bydlęcej nasączonej olejem. Siudziński musiał nawet sam zrobić do nich formę.
Kolejną wyzwaniem okazały się nakrętki. W samochodzie Józefa Bożka były one kwadratowe. Siudziński zrobił więc sam kilkadziesiąt nakrętek, a jedynym odstępstwem od oryginału było to, że gwinty w replice są metryczne, a nie calowe.
No i jeszcze te koła... Na XIX-wiecznej rycinie auto Bożka ma 10-szprychowe "felgi" — nawet 200 lat temu powszechnie stosowano konstrukcje z tuzinem szprych. Nikt nie chciał się podjąć wykonania 10-szprychowych kół, więc Tomasz Siudziński zrobił je sam.
Pierwsza jazda repliką Bożka odbyła się równo 200 lat po pierwszej jeździe oryginałem. Dziś Tomasz Siudziński rozpala kocioł parowy swojego auta kilka razy w roku.
Samochód Józefa Bożka z 1815 r.: jak się nim jeździ
Trzy miejsca siedzące (w układzie 1+2), dwa cylindry, tylny napęd, ok. 3 KM, rumpel zamiast okrągłej kierownicy. Jak się tym jeździ? — Niełatwo — odpowiada Tomasz Siudziński. — Samochód jest bardzo wrażliwy na wyboje. Przełożenie układu kierowniczego względem rozstawu kół jest małe, więc większa nierówność potrafi wyrwać rumpel z ręki. Obsługa auta też wymaga wielkiej uwagi. Pilnować trzeba zwłaszcza ciśnienia pary i poziomu wody — dodaje Siudziński.
Oparciem może się rozkoszować wyłącznie dwójka pasażerów. Miejsce dla kierowcy składa się tylko z siedziska, a "deska rozdzielcza" urzeka minimalizmem: to jedynie rumpel do kierowania i umieszczona na prawo od niego dźwignia, którą reguluje się dopływ ciśnienia pary — taki pedał gazu, tylko ręczny. Drewniany prostopadłościan na prawo od ramy auta to hamulec. Uwaga, działa tylko na tylne koła.
Replika ma królewską jakość wykonania. Przepięknie wyglądają zwłaszcza elementy drewniane: obręcze kół są z dębiny, reszta to głównie sosna i świerk.
Zanim w ogóle się ruszy, trzeba przez godzinę podgrzewać wodę w kotle. Samochód rozwija ok. 30 km/h, a zasięg to nawet godzina jazdy. A to pokazuje, że przeszło 200 lat temu Józef Bożek nie miałby większych problemów z pokonaniem trasy z Pragi do Wiednia. Historia motoryzacji wyglądałaby zupełnie inaczej.