"To sąsiedzi i nie trzeba ich karać" - mieszkańcy Podchala mają zdanie, że w czasie halnego trzeba się napić i wtedy pół miasta jeździ "na bani". Jak jest naprawdę? Żeby to sprawdzić, pojechaliśmy do Zakopanego, Poronina i Białki Tatrzańskiej.

Pijane Krupówki

- Niedzielne południe w okolicy zakopiańskich Krupówek. Z jednej z restauracji wychodzi ledwo trzymający się pionu mężczyzna. Wsiada do samochodu, zapala i jedzie. Przynajmniej próbuje, ale przed jego terenówkę wybijamy wraz  kilkoma innymi turystami. Próbujemy go zatrzymać, bo już w restauracji słyszeliśmy jego opowieści. Wtedy też uznaliśmy, że to potencjalny morderca i nie powinien siadać "za kółko" - rozpoczyna rozmowę Adrian Kawa, turysta z Krakowa.

- Nagle wybiega pracownik restauracji, krzyczy z daleka, by się rozejść, bo będą problemy. A on tu nie potrzebuje mieć policji na głowie. Na środku ulicy zaczęło panować ogólne zamieszanie. Zabarykadowany wewnątrz terenówki góral, nie daje za wygraną i bez ustanku próbuje się przepchać autem przez blokujących go ludzi. Po kilku minutach oporowania, jedna z kobiet pobiegła za przejeżdżającym w pobliżu patrolem policji, informując o pijanym kierowcy. Ci, niechętnie przyjechali na miejsce. Chwilę później, na prośbę policjantów, blokujący turyści zeszli z ulicy. Zostały dwie osoby, mój kolega Marcin i ja. Ku naszemu zdziwieniu, po 2 minutach rozmowy, bez sprawdzenia trzeźwości, kierowca odjechał...

- To jakieś nieporozumienie. Przecież ten facet przy mnie wypił przynajmniej pół butelki wódki, a i tak do knajpy przyszedł wstawiony - zżyma się Marcin Wójcik, turysta z Wrocławia, który jako pierwszy zareagował na zachowanie nietrzeźwego kierowcy. - Tak przecież nie może być. On nie umiał chodzić, a policja go puściła, jakby nawet piwa nie powąchał.

Początkowo nie dowierzaliśmy tym historiom, ale postanowiliśmy sprawdzić u źródła, na Podhalu. Pierwszym miejscem była wspomniana restauracja. Relacjonując doświadczenie turystów, dowiedziałem się, że to był "bardzo ważny pan" z okolic Zakopanego, a komendant jest jego przyjacielem. Poza tym, wtedy był halny, a zasadą jest, że w czasie tego wiatru, na Podhalu piją wszyscy.

- Przy halnym, to na drogach jest tyle wariatów, że na trzeźwo  strach wsiadać - dodaje z przekąsem Artur, pracownik restauracji przy Krupówkach.

- A co do policji, to inna bajka. Przecież to był jego kolega. Tutaj każdy każdego zna, i co? Mandat ma wstawiać? Na "dołek" wrzucać? Póki nic poważniejszego się nie stanie to i konsekwencji nie będzie. Druga sprawa, że on ma znajomości w "wojewódzkiej" (wojewódzkiej komendzie policji - przyp. red.) i tutaj. Za każdym razem, kiedy wpada na policjantów mówi, że jeszcze raz się do niego przyczepią to wszyscy stracą pracę, bo on wszystkich zna - ucina rozmowę.

Z "ważnym panem" nie udało nam się porozmawiać.

Podhale "na bani"

O pijanych kierowcach-góralach i piciu w czasie halnego, krążą legendy, ale żeby potwierdzić przychylność policji do tego przestępstwa, incognito pytałem zakopiańczyków i mieszkańców Białki Tatrzańskiej oraz Poronina.  Nikt nie zaprzeczył.

- Jest tutaj taki nauczyciel. Wszyscy wiedzą, że pije i jeździ. Ale co mamy mu powiedzieć? Jeśli coś będziesz mu sugerował, to obleje mi syna. Policjanci też mają dzieci, więc też się boją. Może gdyby przyjechała kontrola z Krakowa, wszystko by się skończyło, bo tutaj nie da się normalnie żyć - Mówi gaździna.

Kiedy przedstawiłem się jako reporter Onetu, nikt swojej wersji nie potwierdzał. Kazali nie zajmować się "pierdołami", bo nikt nie chce, by Podhale uchodziło za region pijusów. Co ciekawe według relacji mieszkańców Poronina, policja zatrzymuje tylko tych, którzy mają inne rejestracje niż małopolskie.

- Policjanci łapią pijanych, oczywiście, że tak. Ale tylko tych, co mają śląskie albo warszawskie tablice. Czasami jest tak, że z lornetkami siedzą i wypatrują tych bez zapiętych pasów. Takich to najchętniej by wsadzili do aresztu. Swoich się rusza. Chyba, że się zrobi szum - dodaje właściciel pensjonatu w Białce Tatrzańskiej. - Funta kłaków nie jest warta ta policja. Ile razy dzwonię, że młodzi pijani na quadach i w jeepach rozjeżdżają mi pole, ta nic nie robią. To znaczy mówią, że tym się zajmą, ale nigdy nie widziałem radiowozu. A jeśli przyjeżdżają, to łaskawie po dwóch godzinach.

Nieformalne powiązania

Zapytani socjologowie zauważają, że sprawa nie dotyczy tylko Podhala, a wszystkich wiosek, gdzie policja jest za blisko władzy.

- To jest taki układ nieformalnych powiązań, które zawsze istniały, głównie w małych miejscowościach. Jeśli policjanci znają się z urzędnikami, to kooperują lub rywalizują. W sytuacji kiedy jest to relacja burmistrz-policjant drogowy, ten drugi jest z góry na przegranej pozycji i siłą rzeczy podporządkowuje się rozkazom polityka. Mając odmienne zdanie, nie znajdzie poparcia u innych. Zostanie z problemem sam. Dużo wygodniejszym rozwiązaniem jest współpraca, ci ludzie wspólnie uczestniczą w uroczystościach, regularnie się spotykają, więc relacje przyjacielskie  mogą im nie tylko oszczędzić kłopotów, ale również  przynieść profity. Te same zasady dotyczą wszystkich pracowników publicznych, nauczycieli czy niższych rangą pracowników urzędów. Mówimy tutaj o zmiękczaniu norm poprzez działanie pewnych powiązań. Tutaj nie chodzi o pieniądze, a o pulę zasobów, które mogą się przydać w przyszłości np. dobry lekarz, lepsza szkoła - mówi Cezary Ulasiński, socjolog.

- Jeśli urzędnicy i policjanci się znają, to kooperują lub rywalizują.  Burmistrz, wysoki urzędnik mamy taką sytuacją, że jest prosty policjant drogowy. I ten, wie, że będzie miał osamotnioną walkę. Zawsze to jakoś załatwimy, bo przecież komendant to będzie chciał ukręcić łeb. Wchodzi się w obieg lokalnych powiązań. Spotykają się na uroczystościach, mszach.  Przecinają wstęgi. Jak się zaprzyjaźnią to razem z karty grają. Tego nie ma w dużych miastach, bo taka jest ergonomia społeczna. W małych miasteczkach. Dzieci chodzą do szkoły, przyjaciółka u kogoś pracuje… wtapiają się. Wtedy trudniej jest się wyprać. Mówimy o zmiękczaniu norm prze działanie pewnych powiązań. Szeregowy policjant zostanie sam z takim problemem, bo może mieć jeszcze więcej kłopotów przez takie działanie. Tu nie chodzi o pieniądze, a o pulę zasobów, które w przyszłości mogą się przydać. Np. dobry lekarz, dobra szkoła - kończy Ulasiński.

Policja sprawy komentować nie chciała. Zapytani bezpośrednio funkcjonariusze nie chcieli odpowiadać na moje pytania i odesłali do rzecznika prasowego w Zakopanem i Krakowie - telefon rzecznika prasowego na Podhalu nie odpowiadał.

- Wydział Ruchu Drogowego KWP  w Krakowie w 2006 roku jako pierwszy w kraju zainicjował wprowadzenie na terenie Małopolski zaostrzonej procedury kontrolnej stanu trzeźwości kierujących. Policjanci przy każdej kontroli drogowej, niezależnie od przyczyny podjęcia interwencji, sprawdzają stan trzeźwości kierującego. Do badania stanu trzeźwości wykorzystywane są m.in. szybkie testery AlcoBlow, dzięki którym w ciągu 1 minuty jesteśmy w stanie skontrolować  od 3 do 4 kierujących. Na terenie Małopolski co roku kontroli trzeźwości poddawanych jest ponad pół miliona kierujących i liczba ta cały czas rośnie. Pozwalają one ujawnić i eliminować z ruchu większą ilość kierujących po alkoholu - mówi Joanna Radwańska-Biel, rzecznik prasowa Wydziału Ruchu Drogowego KWP w Krakowie.

- Prowadzimy wizytacje, których zadaniem jest kontrola prawidłowości wykonywanych zadań we wszystkich komórkach ruchu drogowego poszczególnych komend miejskich i powiatowych na terenie woj. małopolskiego. W przypadku zatrzymania osoby kierującej w stanie po użyciu alkoholu lub w stanie nietrzeźwości policjant zatrzymuje prawo jazdy, a kierujący nie jest dopuszczony do dalszego kierowania pojazdem. W takim przypadku pojazd może być usunięty z drogi na koszt właściciela, jeżeli nie ma możliwości zabezpieczenia go w inny sposób - komentuje Radwańska-Biel. Teoretycznie.