Wieczór, powrót autostradą A1 z Gdańska do Warszawy. Co chwilę mijamy auta, które mimo zmroku nie mają zapalonych tylnych świateł. Podobne obrazki to częsty widok także podczas deszczu. To kierowcy, którzy zapominają, że świateł do jazdy dziennej, jak sama nazwa wskazuje, można używać wyłącznie w dzień i to tylko, gdy panują dobre warunki pogodowe.

Pamiętajcie, że od kilku lat nowe samochody osobowe są tak konstruowane (ze względu na wymogi prawne), że wraz ze światłami do jazdy dziennej nie włączają się „pozycje” i oświetlenie tablic. Oznacza to, że z tyłu w samochodzie nie są włączone żadne światła. Łatwo sobie wyobrazić, jak drastycznie spada widoczność takiego samochodu podczas rzęsistej ulewy lub w ciemnym tunelu. W takich warunkach naprawdę łatwo najechać na tył nieoświetlonego samochodu.

To jednak nie jedyny problem. Konstrukcja świateł do jazdy dziennej (m.in. inna budowa odbłyśników i mniejsza moc) sprawiaja, że lampy takie nie oświetlają wystarczająco drogi przed pojazdem. Zresztą nie taka jest ich rola, bo służą one wyłącznie do poprawy widoczności samochodu na drodze i zmniejszenia zużycia energii, a co za tym idzie oszczędności paliwa – zamiast ok. 140-200 watów pobieranych przez światła mijania i pozycyjne zużywają zazwyczaj tylko 12-20 W.

Nie wyłączaj myślenia

Wiele nowych aut z fabrycznie zamontowanymi światłami do jazdy dziennej, po zmierzchu lub podczas ulewy automatycznie przełącza się z oświetlenia do jazdy dziennej, na światła mijania. Jednak nawet w tym samym modelu ta funkcja ta może być niedostępna. Żeby działo się to samoczynnie, samochód musi być wyposażony w czujnik zmierzchu, a komputer musi mieć zaprogramowaną taką funkcję.

Sprawdźcie to wcześniej, ponieważ jazda na światłach dziennych po zmierzchu jest traktowana, jak brak oświetlenia. A za to wykroczenie drogowe grozi mandat w wysokości 200 zł i 2 punkty karne. Tak samo traktowana i karana jest jazda na światłach do jazdy dziennej w tunelu, podczas deszczu i mgły.