Za przykład niech posłużą doniesienia z ostatnich tygodni - policjanci "wyłapali" piratów pędzących z prędkościami przekraczającymi 200 km/h. Najszybsza w tym okresie okazała się pewna Niemka, która pokonywała kolejne kilometry autostrady A4 w tempie prawie 250 km/h. Kobieta oświadczyła, że bardzo się spieszy i dlatego sprawdzała, na co stać jej wóz. Policjanci uznali, że odpowiednią karą dla kobiety będzie 1000 złotowy mandat.

Czech, który na polskich drogach postanowił przetestować Passata osiągnął 237 km/h, natomiast kierowca Porsche Cayenne - pędzący blisko 230 km/h - nie posiadał nawet ważnego prawa jazdy. Co łączy tę trójkę? Wydaje się, że niespełnione marzenia - wszyscy chcieli sprawdzić możliwości swoich pojazdów, ale zostali ujęci przez drogówkę i odpowiedzieli za swoje przewinienia.

Całkiem niedawno dołączył do nich kolejny kierowca. Podróżował Ferrari wynajętym w Niemczech. Można powiedzieć, że ów kierowca jechał "spacerkiem". Prowadził wóz zdolny do przekroczenia 300 km/h, ale został zatrzymany przy "zaledwie" 200km/h. Kierowca Ferrari legitymował się amerykańskim paszportem, więc policja nie mogła przyznać mu punktów karnych i skończyło się na 500-złotowym mandacie.

Praca policjantów wyposażonych w skuteczną broń przeciwko piratom staje się coraz bardziej efektywna. Stróże prawa dysponują nieoznakowanymi radiowozami z mocnymi silnikami - m.in. 240-konnymi Renault Megane Sport oraz Oplami Vectra OPC, które pod maską kryją 280 KM. Sprawia to, że nawet posiadacze Porsche i Ferrari mogą już zapomnieć o bezkarnym "fruwaniu" po polskich drogach. Czy jednak wizja wysokiego mandatu oraz wielu punktów karnych wystarczy, by ukrócić zapędy kierowców, którzy wycisną z auta siódme poty, tylko po to, by mieć o czym opowiadać przy barze?