Już w obecnej formie polskie egzaminy uznawane były za trudne (choć niezdanie części teoretycznej wymagało albo ogromnego pecha, albo szczególnych "zdolności"), a zapowiadana na przyszły rok reforma systemu sprawdzania wiedzy dodatkowo podniesie poprzeczkę. Nie dość na tym, wieszczone zmniejszenie liczby ośrodków egzaminacyjnych znacznie utrudni dostępność samego egzaminu. Można podejrzewać, że prawo jazdy robić będzie mniej osób, a zrobi je jeszcze mniejsza grupa.

Wszystko byłoby w porządku, gdyby za (a właściwie przed) reformą egzaminowania szła reforma szkolenia. To właśnie ono, odpowiedzialne w obecnej formie za przygotowanie do zdania testu, nie naukę jazdy w warunkach drogowych, stanowi największą bolączkę. A może gdzie indziej jest lepiej? Czy wyjeżdżając za granicę można nauczyć się więcej, prawo jazdy zrobić łatwiej i taniej, a co najważniejsze, posiąść praktyczne umiejętności, które pozwolą powiedzieć "tak, jestem dobrym kierowcą!"? Nie do końca.

Hasło "prawo jazdy za granicą" jako pierwsze narzuca skojarzenie wyjazdów na Ukrainę - przeważnie do Lwowa, gdzie w bardzo przyspieszonym trybie ukończyć można kurs. Organizatorzy tychże wycieczek zapewniają stuprocentową zdawalność egzaminu, po czym szczęśliwemu nowemu kierowcy nie pozostaje nic innego, jak wymienić ukraiński dokument na polski. Ale jest to operacja, choć pewna, dość kosztowna.

Zakup - bo tak trzeba to nazwać - prawa jazdy na Ukrainie to wydatek około 5000 złotych. Ponad trzykrotnie więcej niż kurs i egzamin w Polsce - w legalnym trybie. Równie popularne co na Ukrainę są wyjazdy do Czech. A jak wygląda procedura przygotowania do egzaminu i samego egzaminu na prawo jazdy w innych krajach, zwłaszcza tych, które dla wielu Polaków stają się emigracyjnym celem numer jeden?

Austria

Austriacy, poniekąd słusznie, wychodzą z założenia, że egzamin to jedno, ale umiejętności to drugie. Dlatego nie warunkują przystąpienia do sprawdzianu otrzymaniem pieczątki ze szkoły jazdy - żaden kurs PRZED nie jest obowiązkowy. Dopiero po pozytywnym rozstrzygnięciu egzaminu na prawo jazdy austriaccy kierowcy muszą udać się na specjalne kursy doszkalające, między innymi pomiędzy 2 a 4 miesiącem posiadania uprawnień. W trakcie tychże szkoleń uczą się nie tylko prawidłowych reakcji za kierownicą, ale także odpowiedzialności. Rozmowy z psychologiem, który opowiada o konsekwencjach drogowych zachowań, są obowiązkowe.

Belgia

W Belgii zrobienie prawa jazdy można zamknąć w zaledwie 101 euro, jest to jednak niezwykle skomplikowane i wymaga sprzyjających okoliczności - między innymi prywatnej osoby, która podejmie się prowadzenia lekcji. W normalnym trybie - profesjonalny kurs i egzaminy - powinno wystarczyć 1300 euro. By przystąpić do egzaminu, potrzeba jedynie zameldowania na terenie Belgii.

Kurs przygotowawczy składa się z dwóch części - teoretycznej i praktycznej, obie dwudziestogodzinne. Po części teoretycznej przystępuje się do egzaminu, po pozytywnym zaliczeniu którego można wziąć udział w kursie praktycznym. Mając za sobą wszystkie lekcje, otrzymuje się tymczasowe prawo jazdy, dające niemal takie same uprawnienia jak normalne - na trzy miesiące. Po ich upływie można przystąpić do już ostatecznego egzaminu praktycznego. Co ciekawe, egzaminy - dzięki obecności tłumacza - zdawać można również po polsku.

Bułgaria

Jeszcze nie tak dawno temu Bułgaria była rajem dla wszystkich, którzy potrzebowali posiadać prawo jazdy, nie zaś umieć jeździć. Jak w wielu innych krajach południa Europy, najbardziej istotna była umiejętność właściwego oszacowania wysokości łapówki i jej dyskretnego wręczenia. Koszt całej operacji zamykał się w 1000 złotych niezależnie od kategorii - bez choćby jednej jazdy na kursie ani nawet udawanego podejścia do egzaminu, można było otrzymać uprawnienia do prowadzenia zarówno samochodu osobowego, jak i ciężarówki czy autobusu.

Niestety ogromna liczba wypadków powodowana brakiem umiejętności bułgarskich kierowców wymogła na rządzących intensywne przeciwdziałanie. Od 2010 roku wszystkie egzaminy skrupulatnie rejestrowane są przez umieszczone w salach ośrodków ruchu drogowego i samochodach kamery, co ma wyeliminować przypadki korupcji.

Rumunia

Wycieczka po prawo jazdy do Rumunii to eskapada z gatunku dość… egzotycznych. Tamtejsza rzeczywistość drogowa przekracza wszelkie wyobrażenia, a mimo teoretycznej europeizacji - i urzędników, i standardów - wiele w dalszym ciągu zależy od zbawiennej mocy subtelnego przekupstwa. Trudniejszy okazuje się egzamin teoretyczny, którego zdawalność może być porównywana z polską zdawalnością praktyczną. Natomiast praktyczna część egzaminu na prawo jazdy w Rumunii sprowadza się do jazdy po mieście z… policjantem w roli egzaminatora. Należy przy tym pamiętać, że rumuńscy policjanci zwłaszcza w stosunku do obcokrajowców posługują się dość specyficznymi "kluczami rozliczeniowymi".

Cypr

Północna część Cypru rządzi się swoimi prawami. Zdecydowanie bliżej jej do Azji niż Europy, a prawo jazdy można w niej zrobić na iście preferencyjnych warunkach. Wystarczy 2,5-3 tysiące złotych, by cieszyć się świeżo wyrobionym dokumentem. Tak jak wszędzie, egzamin składa się z dwóch części. Do części teoretycznej kursant przygotowuje się sam - najczęściej z książeczki, którą dostarcza mu szkoła jazdy. Nie potrzebuje jednak poznać podstawowych prawideł obsługi samochodu ani nawet zasad ruchu drogowego - wystarczy, że nauczy się znaków. Do odpowiedzi, co oznacza który znak, sprowadza się cypryjski egzamin teoretyczny. Jego zaliczenie uprawnia do odbycia 10-godzinnego kursu praktycznego. Po nim następuje kolejny test ze znajomości znaków i egzamin praktyczny - zwykle zajmujący nie więcej niż 10-15 minut.

Ciekawostkę stanowi fakt, że badanie okulistyczne zastępuje tu prośba o odczytanie numerów rejestracyjnych zaparkowanych nieopodal samochodów, a zrobienie prawa jazdy u większości kierowców kończy się moralnym kacem - mimo że dokument posiadają, nie mają zielonego pojęcia, jak radzić sobie na drogach. Dodatkowym utrudnieniem dla obcokrajowców, którzy chcieliby zrobić prawo jazdy na Cyprze, jest ruch lewostronny.

Niemcy

Wyjazd po prawo jazdy za Odrę, przynajmniej z punktu widzenia Polaka, mija się z celem. Tendencja jest dokładnie przeciwna - to Niemcy, którym wystarczy sześciomiesięczne zameldowanie na terenie kraju, przyjeżdżają do Polski, by zrobić prawo jazdy. Z reguły po utracie niemieckiego, w konsekwencji czego czekałby ich skomplikowany test psychologiczny. Jego koszt sięga 900 euro, a zdawalność oscyluje wokół 10-procentowego poziomu. Dla Polaka - żaden interes. Dodatkowo suma wydatków przekraczająca często 2000 euro oraz egzamin, choć znacznie bardziej obiektywny, to i surowy wcale nie zachęcają do podejmowania prób w Niemczech.

Francja

Uczestnicy polskich kursów parkowania na prawo jazdy powinni przynajmniej raz w życiu udać się do Paryża, by podpatrzeć tamtejsze zwyczaje. Zostawienie samochodu na biegu lub z zaciągniętym hamulcem ręcznym to bez mała dowód chamstwa i złośliwości. Powszechnie praktykowane jest "poszerzanie" miejsca parkingowego poprzez przepychanie cudzego samochodu zderzakiem własnego auta.

Nikt też z tego tytułu nie rości pretensji. A jak jest z kursem na prawo jazdy? Koszt szkolenia i egzaminu to mniej więcej 1000 euro, ale ogólna zdawalność jest zdecydowanie wyższa niż w Polsce. Egzamin składa się z dwóch części - pisemnej teoretycznej i praktycznej. Pozytywne przejście testu teoretycznego uprawnia do pięciu podejść praktycznych w ciągu nie więcej niż dwóch lat.

Hiszpania

15-minutowy egzamin praktyczny to już niestety przeszłość. W ostatnim czasie mocno zmieniły się przepisy dotyczące praw jazdy w Hiszpanii. Wszystkie zmiany mają prowadzić do początkowo do skuteczniejszej selekcji kandydatów na kierowców, a w dalszej perspektywie do poprawy bezpieczeństwa na drogach. Wypadki z udziałem młodych kierowców są na półwyspie Iberyjskim szczególnie ważkim problemem. Ale nie znaczy to, że wcześniej było łatwiej.

Zwłaszcza obcokrajowcy, którym zamarzyło się hiszpańskie prawo jazdy, zmuszeni byli do pokonania mnóstwa przeszkód natury formalnej, wliczając w to dziesiątki absurdalnych momentami opłat. Sam egzamin kosztuje 75 euro - wpłata upoważnia do trzech podejść. Ale uwaga - najwyżej dwóch do jednej części. Zdanie teorii za pierwszym razem pozwala na dwa podejścia praktyczne. Zdanie w drugim - już tylko na jedno. Za to nie zdanie za pierwszym ani drugim razem powoduje konieczność poniesienia nowej opłaty - "trzecia próba" przepada.

Koszt samego kursu jest zróżnicowany - z reguły trzeba liczyć się z wydatkiem przekraczającym 1500 euro. Godzina jazdy z instruktorem to 30-40 euro, a wedle przepisów "wyjeżdżonych" godzin przed przystąpieniem do egzaminu nie może być mniej niż 20. Podczas egzaminu praktycznego na prawym fotelu siedzi egzaminator, za kandydatem na kierowcę jego instruktor, a atmosfera jest nie do pozazdroszczenia. Natomiast ostateczny werdykt zależy bardziej od egzaminatora niż egzaminowanego, czyli model polski.

Wielka Brytania

Brytyjczycy za nic mają panujące w kontynentalnej Europie standardy. Kurs na prawo jazdy może na Wyspach wyglądać tak jak i ruch - zupełnie inaczej. Pierwszą i podstawową różnicą jest brak konieczności odbębnienia kursu w szkole jazdy. Przeciwnie niż w większości innych państw, w Wielkiej Brytanii instruktorem może być każdy, kto skończył 21 lat i przynajmniej od 3 lat posiada uprawnienia do kierowania pojazdem. To on może przejąć rolę nauczyciela i przygotować kursanta do państwowego egzaminu.

Procedura również wygląda inaczej. Pierwsze, co musi zrobić osoba myśląca o zrobieniu uprawnień, to wysłanie formularza. Pozwoli on na uzyskanie tymczasowego prawa jazdy (koszt - 50 funtów), pozwalającego między innymi na udział w lekcjach. Kiedy kandydat i ucząca go osoba uznają, że przyszedł na to czas, kursant stawia się na egzaminie teoretycznym (kosztuje 31 funtów). Po jego pozytywnym rozstrzygnięciu można podejść do części praktycznej. Za jedną próbę inkasowane są 62 funty jeżeli egzamin odbywa się w dzień roboczy lub 75 funtów w przypadku weekendowych podejść. Polakom ubiegającym się o prawo jazdy w Wielkiej Brytanii z pewnością niełatwo będzie przyzwyczaić się do lewostronnego ruchu, ale poza tym egzamin z reguły okazuje się mniej stresującym przeżyciem niż w Polsce. Aby go nie zaliczyć, trzeba popełnić poważny bądź zagrażający błąd lub więcej niż 15 drobnych błędów w ciągu 40 minut.

Skandynawia

Kraje skandynawskie - Norwegia, Szwecja i Finlandia - od reszty Europy różnią się przede wszystkim na tle kulturowym. Lata bardzo surowego karania winowajców spowodowały niemal całkowitą eliminację przestępstw, a wskaźnik dokonywanych kradzieży należy do najniższych na świecie. Podobnie jest z przestrzeganiem przepisów drogowych. W Polsce ograniczenie do 50 km/h traktowane jest powszechnie jako przyzwolenie na jazdę z prędkościami rzędu 70-80 km/h. W Szwecji 50 km/h równa się 50 km/h i ani dwóch więcej.

Inna rzecz, że zupełnie inaczej wygląda tam oznakowanie dróg - nie zdarza się ograniczenie do 30 km/h na prostym i równym odcinku dwupasmówki spowodowane jedynie tym, że robotnikom remontującym drogę nie chciało się zabrać znaku.

Kursy i egzaminy są wyraźnie droższe niż w Polsce - koszt w Szwecji sięga po przeliczeniu 4-5 tysięcy złotych. Można jednak zmniejszyć nieco koszty, rezygnując z jazd z instruktorem i ucząc się "z przyjacielem". To niestety ryzykowny, ale - pod względem opłat - bardziej opłacalny wariant. Skandynawskie kursy nie uczą parkowania, tylko skutecznej jazdy. Akcent kładziony jest na praktyczne umiejętności, łącznie z jazdą po lodzie i reagowaniem na nieprzewidziane sytuacje. Jeżeli więc ktoś myśli o zrobieniu prawa jazdy, lepiej, aby pozostał w Polsce. Jeżeli natomiast chce NAUCZYĆ się jeździć, prawo jazdy w Finlandii to jedna z najlepszych opcji. Późniejsze, już po zdaniu egzaminu, obowiązkowe kursy doszkalające to znakomita okazja do poprawy umiejętności.

Widać wyraźnie, że ile państw, tyle metod uczenia i egzaminowania przyszłych kierowców. Wątpliwa pozostaje tylko kwestia sensu - czy naprawdę warto uciekać za granicę po upragniony dokument? Przypomina to trochę sytuację mieszkańców polskich wielkich miast, którzy egzamin na prawo jazdy zdają w którymś z mniejszych, satelickich ośrodków. Bo tam jest tylko jedno rondo albo nie ma tramwajów - ogólnie rzecz biorąc, jest łatwiej. Szkoda tylko, że potem nie mają najmniejszych oporów przed jazdą po mieście, które na kursie szerokim łukiem omijali. Efekty z reguły okazują się po prostu przykre.