- Było jedyne miejsce wolne w okolicy wejścia, a nie widziałem niepełnosprawnego. Poza tym było jeszcze sporo wolnych miejsc dla inwalidów -tak wytłumaczył się kierowca, który Audi Q7 zaparkował pod wejściem do krakowskiego hipermarketu.

To modelowy przypadek na łamanie przepisów związanych z  parkowaniem na "kopertach". A prawie przy każdym hipermarkecie widzimy luksusowe samochody zaparkowane na miejscach przeznaczonych dla inwalidów. Trzeba dodać, że właściciele rzadko są uprawnieni do korzystania z tych miejsc. Na takie zachowanie od lat złoszczą się niepełnosprawni, ponieważ przez blokowanie, nie mogą swobodnie wydostać się z auta.  A to wierzchołek góry lodowej mentalności "bo mi wszystko wolno".

- Osoby dopiero dorabiające się majątku, bez tzw. klasy nabytej w domu, pokazują na ulicy jacy to oni są "ważni". Poprzez swój samochód wyrażają brak szacunku do prawa, a nawet ludzkich tragedii często wywyższają się, który ledwo co zarobili - mówi Jacek Ostrowski, psycholog.

Jednak łamanie prawa przez Polaków, to nie tylko domena nowobogackich. W miejscach krytycznych: na zwężeniach czy skrzyżowaniach, bez względu na wiek, płeć czy status społeczny, codziennie widzimy sytuację, gdy ktoś wbrew panującym zasadom  zajedzie drogę, by uniknąć kilkusetmetrowego "korka".

- Są przepisy, których nie da się przestrzegać. Jadąc 50-tką prawym pasem i czekając godzinę w korku  mam wrażenie, że poruszam się w zwolnionym tempie. Kiedy widzę jak  wyprzedza mnie pieszy, to tracę chęć do życia a  przede mną cały dzień pracy - powiedział kierowca, który został zatrzymany za poruszanie się bus-pasem.

Przepisy ruchu drogowego łamiemy nie tylko na ulicach, ale także w ich najbliższej okolicy. Tutaj przede wszystkim niestosujemy się do zakazów zatrzymywania się czy postoju, bo w zależności od sytuacji  także znajdziemy sobie wytłumaczenie.

- W weekendy na mojej uczelni jest mnóstwo samochodów. Nie wiem czy to brak wyobraźni władz uczelni czy aż tak wielka liczba studentów, ale po prostu nie ma gdzie parkować. Jedynym miejscem, w którym można zostawić samochód jest droga dojazdowa-gęsto obstawiona znakami o zakazie parkowania. Straż miejska bardzo lubi to miejsce więc już niejednokrotnie po zajęciach znajdywaliśmy na swoich kolach blokady - mówi Marcin, student krakowskiej Politechniki.

Społeczny dowód nieposłuszności

Problem cwaniactwa na ulicach zauważają policjanci, którzy z uporem maniaka próbują z tym walczyć.

- Mamy wideo-rejestratory, współpracujemy z telewizjami, gdzie pracownicy rejestrują wykroczenia na kamerę i później przedstawiamy kierowcom nagrania. Oczywiście, jeździmy w nieoznakowanych samochodach oraz pracujemy  po cywilnemu, żeby trudniej ujawniać takie przypadki. Ale jak już złapiemy, to nie ma taryfy ulgowej. Za cwaniakowanie  złapane na gorącym uczynku nie ma taryfy ulgowej - mówi komisarz Tomasz Seweryn.

- Wobec takich kierowców, którzy w perfidny sposób popełniają wykroczenia ruchu drogowego jesteśmy bezlitośni. Zdecydowanie reagujemy i nie jesteśmy pobłażliwi  - dodaje  Joanna Radwańska-Biel, rzeczniczka małopolskiej drogówki.

Jednak ich działania wyglądają jak walka z wiatrakami, bo cwaniak prawdopodobnie ma postać hydry i po ukaraniu jednego, nawet pośrednio namawia innych, by także zaburzyli ład w komunikacji.

- Społeczny dowód słuszności mówi, że jest coś pozytywnego w tym co robią inni, nawet jeśli niezgodne jest to z literą prawa, a jedynie z zachowaniem innych kierowców. Wtedy nasze zachowanie ma dalekosiężne skutki, bo jeśli inni kierowcy nas widzą, że oszczędzamy czas i jednocześnie pieniądze na kombinowaniu na drogach czy nielegalnym parkowaniu, to też tak robią. Wtedy tworzy się masowe, drogowe cwaniactwo, bo wielu czuje się bezkarnymi  - komentuje Ostrowski.

Złapani na takim wykroczeniu kierowcy tłumaczą się najczęściej pośpiechem, ale psycholodzy widzą w tym jeszcze drugie dno.

- To jest domena ludzi nieszczęśliwych, pozbawionych pewności siebie, cierpiących na niską samoocenę. W pozornie własnej przestrzeni, jaką jest samochód, czują się wolni i próbują walczyć o trochę wyższą pozycję niż mają w rzeczywistości. Prawdopodobnie, gdy drogowi kombinatorzy dojadą do pracy, wtedy ich pozycja wraca do właściwego szeregu, gdzie to szef mówi gdzie i jak mają stać, co i kiedy robić - mówi Ostrowski.

Droga bezprawia

Są jednak takie miejsca, gdzie łamanie przepisów nie wynika bezpośrednio z natury cwaniaka drogowego, a absurdalnych decyzji urzędników, którzy w sposób niedoskonały, konstruują oznaczenia drogowe i planują budowę dróg krajowych.

Taki przypadek jest między innymi w gminie Orły.  Na odcinku blisko 6km nie ma ani jednego lewoskrętu, a pasy przedziela linia podwójna ciągła. Gdy mieszkańcy chcą zrobić zakupy po drugiej stronie drogi, muszą przejechać ponad 12 km, by zgodnie z prawem dojechać do sklepu. Choć w linii prostej jest zaledwie 200m.

Te miejsca, jak i te gdzie ujawnia się drogowe cwaniactwo, są dobrze ostawione przez policję, która musi podnieść statystyki swojej pracy. A, że przestrzegania prawa w praktyce okazuje się meczące, trudne a czasem absurdalne, to jego nieprzestrzeganie nawet absurdalnych decyzji jest kosztowne. No cóż - dura lex, sed lex.