Etap miał być poprowadzony po wysokich wydmach i kopnym piasku. Finalnie zawodnicy przejechali całość trasy asfaltem do punktu startowego kolejnego dnia.

Jakub Przygoński, który wycofał się z rywalizacji poprzedniego dnia - na skutek awarii motocykla - w końcu powrócił na biwak. Noc był zmuszony spędzić w środku pustyni wśród wydm. Nad ranem młody zawodnik ORLEN Team został ściągnięty samochodem, który psuł się przez całą drogę powrotną, a podróż zajęła ponad 15 godzin.

Jechałem szybko, startowałem z piątej pozycji i miałem dobre tempo. Udało mi się dogonić Pala Ullevalstera. Na około 150. kilometrze zaczął mi trochę głośniej pracować motocykl, pomyślałem, że zrobiła się dziura w rurze wydechowej. Nie wzbudziło to żadnych moich podejrzeń i nie zwalniałem. Chwilę później przestał mi działać roadbook, a następnie odpadło mi siodełko. Pomyślałem, że dojadę do punktu tankowani i to wszystko naprawię. Kiedy tam dojechałem z mojego motocykla zrobił się już chopper. Było to poważne uszkodzenie ramy, mój motocykl zrobił się niższy, a przednie koło było mocno wysunięte do przodu. To bardzo niebezpieczne. Na szczęście nic się nie stało. Taka przygoda nigdy nie wydarzyła się żadnemu innemu zawodnikowi – relacjonował Jakub Przygoński, po dojechaniu do biwaku.

Jutro przed zawodnikami 410 kilometrów rajdowej rywalizacji na kamienisto - piaszczystej trasie poprowadzonej przez pozostałości wulkaniczne.