W 620 kilometrowa trasę do Zwickau wyruszyliśmy z rodzimego Krakowa w czwartek (14 czerwca) około godziny 22. Po drodze spotkane grupki Trabantów z całej Polski łączyły się w kolumnę złożone z kilkunastu pojazdów. Podróż trwała 12 godzin, z przerwami na tankowanie, papierosa i inne. Około godziny 11 w piątek rozbijamy namiot na lotnisku w Zwickau.

Dystans 620 kilometrów jaki pokonaliśmy w te 12 godzin daje średnią prędkość rzędu 50 km/h, jednakże prędkość mojego dwusuwa oscylowała w granicach 70 do 100 km/h.

Polacy dopisali

W tym roku frekwencja Polaków przeszła nasze najśmielsze marzenia. Dwa sektory, które nam przypisano z ledwością pomieściły 138 miłośników Trabanta z pod biało-czerwonej flagi. Nie sposób wymienić wszystkich z ksywy, ale warto wspomnieć że byli tam Trabimaniacy spod szyldu CartoonTrabant Polska, Germanstyle.pl i wielu tzw. niezrzeszonych.

Niebiosa zsyłają deszcz

Piękna, piątkowa pogoda niespodziewanie została przerwana przez oberwanie chmury. Skutki były opłakane. Fruwające wiaty, pływające namioty, przeciekające starsze wersje Trabantów, zalane ubrania i wszechobecne błoto.

Ale to typowe dla Zwickau. Byłem dwa razy, zawsze leje, a błoto jest większe niż na przystanku Woodstok. Na szczęście sobota i niedziela była już pogodna.

Rajdy po błocie, kiełbaski i karuzela

Prawdziwymi atrakcjami, prócz oczywiście samych zlotowiczów i ich maszyn jest namiot w którym odbywają się koncerty. Nie można też nie wspomnieć o budkach z kiełbaskami i piwem, bo przecież zlot to czas pochłaniania większej ilości alkoholu niż zwykle. Każdy to wie. Ale żeby nie było, to nie tylko Polski sektor "urzędował". Wszystkie nacje bawią się w miarę swoich możliwości wchłaniania złotego trunku. Niemniej jednak nie ma żadnych burd, ekscesów, wybryków chuligańskich i innych nieprzyjemnych scen.

Dla pragnących poczuć przypływ adrenaliny organizatorzy sprowadzili karuzelę extreme. Z tejże karuzeli jeden z przedstawicieli Polski wyszedł zanim ta przestała się kręcić. Po prostu wstał za wcześnie, a siła odśrodkowa wyrzuciła go jak z procy. Skończyło się na mocnych potłuczeniach i sinikach.

Najlepszą i niewątpliwie najbardziej spektakularną rozrywką na którą wszyscy czekają są jazdy po lotnisku. Na Trabanta siada kilka - kilkanaście osób i grzęznąć w okropnym błocie przejeżdża od sektora do sektora zostawiając za sobą chmurę dymu, fontannę piwa i ryki wydobywające się z gardeł i silników. Niektóre trabanty są specjalnie przygotowane do tego typu zabawy. Na dachach mają zamontowane ławeczki, często ze stolikiem i parasolem. Oczywiście wszyscy czekają na spektakularne upadki uczestników do tego błota. Jak zabawa to zabawa.

Witamy w raju dla Trabimaniaków

Prawdziwym rajem dla Trabimaniaków są tzw. Teile czyli części zapasowe, które można zakupić. Każdą, nawet trudno dostępną część można tam zdobyć, choć niekiedy ich wartość przekracza cenę nawet dziesięciu Trabantów. Niemniej jednak widok sterty nowych uszczeleczek, śrubek, elementów karoserii, zawieszenia, silnika, gumeczek, mocowań doprowadza do orgiastycznych spazmów. Zasadniczo części do Trabanta są nadal dostępne, choć trzeba się ich porządnie naszukać, a widok wszystkich możliwych części oryginalnych i tuningowych w jednym miejscu i czasie robi wrażenie.

Najważnieszje były oczywiście samochody

Same auta to osobny rozdział. Można by zapewne napisać tekst dłuższy niż scenariusz "Mody na sukces".

Kolory nadwozi mienią się wszystkimi barwami tęczy. Od oryginalnych "mydelniczkowatych", przez maty, metaliki i perły po arcydzieła sztuki areograficznej. Jednokolorowe, wielokolorowe, z dodatkami chromu, czy polerowanego aluminium. W tym roku hitem było auto oklejone znaczkami pocztowymi.

Felgi i opony to też osobny rozdział. Standardowe (13" 145/80) lub całkowicie odjechane niskoprofilowe szerokie 15". W zależności od stylu dla każdego coś miłego.

Auta obniżane do "zera" lub terenówki, ospojlerowane i nadbudowane lub zminimalizowane, poszerzane lub klasyczne, kabriolety, coupe, sedany, kombiaki, a nawet trabanty 5 drzwiowe, kilkudrzwiowe limuzyny z klimatyzacją. W tym roku hitem były pickupy.

Wiele aut ma ukryte niespodzianki, jak np. system do oblewania wodą przechodniów, lub trabant tył-do-przodu z Warszawy (maskę przednią ma z tyłu a bagażnik tylni z przodu).

Wnętrza aut też bajka. Od oryginalnych ddreowskich skajów po skórę czy alcantarę w każdym możliwym kolorze. Przerabiane kanapy, deski rozdzielcze, tysiące zegarów, czasem z zupełnie innych jednostek (np. z Lupo), drewniane, skórzane, chromowane kierownice.

Zupełnie fantastyczny był trabancik z pomarańczowym wnętrzem w którym zamiast foteli przednich zastosowano jednoczęściową kanapę.

Większość aut może poszczycić się niebanalnym system nagłaśniającym. Nie znam się na tym, ale panele LCD, wbudowane DVD i basy, które dudnią jeszcze 10 minut w klatce piersiowej po ich wyłączeniu robią wrażenie. Dowodem mocnego uderzenia niech będzie pickup, którego paka wypełniona była po brzegi głośnikami rodem nagłośnienia imprez masowych typu koncert Rammstein.

Kolejnym nieodzownym punktem przykuwania uwagi i budzącym olbrzymie emocje są silniki - od klasycznych dwusuwów po jednostki 2.0 z grupy VW. Większość prócz samego faktu olbrzymiej mocy są piękne z powodów wizualnych. Silniki lśnią czystością, dbałość o detal na poziomie doboru odcienia obudowy akumulatora do reszty. Wszystko uporządkowane, nierzadko chromowane, lakierowane, polerowane itd. Niektórzy nie mają tak czysto na biurkach w pracy, jak pod maskami tych autek.

Trudno mi wszystko opisać - mam nadzieję, że na zdjęciach widać znacznie więcej i to one zrobią wrażenie.

Na zakończenie kilka słów

Mój dwusuw prócz prozaicznego zatkania się odpowietrzania baku i "przekręconego" licznika od zbyt długiej jazdy przy dużej szybkości spisał się znakomicie. Lodówka mroziła redbule. Red hot chili peppers i inne klimaciki waliły z tylnej półki i drzwi odpowiednią ilością watów. Pilotka i okulary szczelnie chroniła moje uszy od wiatru, bo "klimatyzacja" była włączona na fula. Średnia spalania na trasie 1300 km wyniosła 5,5 l / 100km co uważam za wynik satysfakcjonujący. Sama jazda do Zwickau to niezapomniane wrażenia. Od czasu 11 Internationales Trabantfahrer Trefeen zamarzyłem, że pojadę do Zwickau własnym sprzętem i na tyle "zrobionym", że nie będę musiał się wstydzić. Marzenie spełnione i z dumą stwierdzam, że po trzech latach wiele się zmieniło w polskim trabiświecie. Auta prezentują się bardzo dobrze i jest coraz więcej "perełek".

Co prawda jak na 50lecie Niemcy mogli bardziej "zaszaleć". Program był typowy jak dla zlotu co rok, ale dzięki ludziom atmosfera jest niezapomniana i wrażenia, których dostarczają auta tam zgromadzone rekompensują wszystko.

Zlot w Liczbach:

1 800 Trabantów z 15 krajów (m.in. Niemcy, Hiszpania, Czechy, Litwa, Anglia, Rumunia, Węgry, Polska, Francja, Holandia)

4 000 Trabifanów i ich rodzin biwakujących na trawiastym lotnisku w Zwickau

20 000 zwiedzających w ciągu 3 dni

7 000 km największy dystans pokonany przez Trabanta, żeby dojechać na zlot - Trabant 601 (’88) z zachodnio-afrykańskiej Gambii prowadzony przez dwóch anglików. Wyjechali 1 czerwca, by na 15.00 16 czerwca dotrzeć na lotnisko

76 metrów średnicy wynosiło logo Guinnessverdächtiges Sachsenring-S wykonane przez 168 Trabantów

60 Trabantów liczył najliczniejszy zagraniczny sektor - POLSKI !!! + 138 osób dawało silną pozycję

Plan zlotu:

Piątek

10:00 wystawa "50-lecie Trabanta" - wstęp wolny do 17.00 cały dzień przyjazdy i rejestracja

20:00 party w wielkim namiocie

Sobota:

9:00 start konkursu SuperTrabi i konkursów zręcznościowych

10:00 rajd na orientację, wybory TrabiQueen i TrabiChamp

10:00 okolicznościowe filmy, wystawy

14:00 wykłady tematyczne

16:00 ogłoszenie wyników SuperTrabi i innych

Koncerty

00:00 aftershow Party

Niedziela:

10:00 parada TrabiLive - przejazd przez Zwickau

12:00 zakończenie zlotu

Koszty:

20 euro - od osoby na 3 dni

5 euro - od samochodu

5 euro - kaucja za worek na śmieci

5 euro - wstęp dla zwiedzających

Zobacz program TV Moto Vision!