Głównym inicjatorem proponowanych zmian w sposobie reklamowania samochodów jest w tym przypadku grecki eurodeputowany, Stavros Dimas, w strukturach Parlamentu UE pełniący funkcję komisarza ds. ochrony środowiska. Na czym miałyby polegać owe zmiany? Według planu forsowanego przez Dimasa koncerny motoryzacyjne miałyby zostać zmuszone do większego i bardziej czytelnego eksponowania w czasopismach i innych pochodnych drukowanych mediach informacji na temat konkretnej ilości paliwa spalanego przez reklamowany model oraz poziomu emisji dwutlenku węgla (CO2) do atmosfery.

Nie byłoby w tym nic zaskakującego, gdyby nie fakt, że proponowany przez greckiego europosła projekt mówi, że na potrzeby ekspozycji tych danych każdy z producentów chcących prezentować swój produkt miałby przeznaczyć 20 procent całej powierzchni reklamowej. Za graficzny przykład mogą posłużyć tutaj obostrzenia, jakie spotkały kilka lat temu koncerny tytoniowe. Poza całkowitym odebraniem im prawa do reklamowania swoich produktów zostały one dodatkowo zmuszone do umieszczenia na paczkach papierosów czarnych ramek przypominających nekrologi, a informujące o szkodliwości tych używek.

To jednak nie koniec propozycji europarlamentarzystów z komisji ds. ochrony środowiska. O ile w pierwszej chwili przykład papierosów może się wydawać zbyt drastycznym i nieodpowiednim do samochodów, o tyle po dokładniejszym przestudiowaniu wstępnych założeń projektu Dimasa, producenci mogą jednak zacząć szukać nowych sposobów reklamowania swoich modeli. Dostęp do takich informacji uzyskała niemiecka gazeta WirtschaftsWoche (WiWo), według której kolejne ograniczenia mają dotknąć także samą formę prezentacji reklamowanego samochodu. Gazeta powołując się na notatki Dimasa sugeruje, że według nowych zasad auta nie będą mogły być przedstawione "w ruchu", ponieważ zdaniem europosła ich dynamiczna forma może zachęcać potencjalnych klientów w przyszłości do szybkiej jazdy. A konsekwencją tego będzie, jak nie trudno się domyślić, produkcja większej ilości szkodliwych związków i emisji CO2.

Po ujawnieniu tych rewelacji, ze strony koncernów motoryzacyjnych posypały się już pierwsze negatywne komentarze. Według jednych jest to czysty przykład nakładania cenzury i ograniczania swobód reklamy, według jeszcze innych kolejny bezsensowny i mało skuteczny pomysł na realizację polityki ochrony środowiska. Nie brakuje również głosów mówiących już o szukaniu nowych dróg komunikacji z klientami, w Internecie czy też poprzez sponsoring lub udział w innych imprezach.

Przez nowe propozycje UE dużo stracić może więc środowisko fachowych gazet i czasopism motoryzacyjnych. W całej Europie zyski z reklam liczone nawet w setkach milionów euro, wśród tych mediów stanowią często jedno z ważniejszych źródeł ich dochodów.

Kiedy, w jakiej formie lub czy wogóle proponowane przez Stavrosa Dimasa propozycje otrzymają moc prawną jeszcze nie jest do końca jasne. Póki co, w kwietniu według zapowiedzi eurodeputowanego projekt ma nabrać ostatecznych kształtów i zostać poddany pod szeroką dyskusję w Parlamencie Europejskim.