Tak zrobił. Dostał 500 zł, wyrejestrował samochód, wypowiedział umowę firmie ubezpieczeniowej i zapomniał o problemie. Kilka tygodni później dowiedział się, że człowiek, któremu sprzedał samochód nie istnieje…

Nawet 90 proc. aut wycofywanych z rynku demontowanych jest niezgodnie z prawem - wynika z szacunków Ministerstwa Środowiska. Niewiele aut trafia do legalnie działających stacji demontażu. Resort Środowiska szacuje, że w olbrzymiej większości ich unicestwieniem zajmują się oszuści działający w tzw. szarej strefie.

Różnica między liczbą samochodów zarejestrowanych w Centralnej Ewidencji Pojazdów, a tych mających aktualne OC wynosi około 8 mln. Według szacunków Ubezpieczeniowego Funduszu Gwarancyjnego po polskich drogach jeździ około 250 tys. pojazdów bez obowiązkowej polisy OC. To pokazuje, że olbrzymia większość ze wspomnianych ośmiu milionów aut to samochody-widma. Trafiają na nielegalne wysypiska, do lasów, lub kompletnie zdezelowane stoją na osiedlowych parkingach.

Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej, który dopłaca do recyklingu nie ma danych o liczbie aut, które nielegalnie znikają z powierzchni ziemi. Przedstawiciele NFOŚiGW przyznają jednak, że szara strefa istnieje. Jej rozmiary nie są określone.

Są, a jakoby ich nie było

Pan Krzysztof z Katowic chciał pozbyć się starego Hyundaia, który od kilku miesięcy bezużytecznie stał na parkingu przed blokiem. - Nikt nie chciał go kupić, a ja od dawna nim nie jeździłem - opowiada Krzysztof.

Sąsiedzi zaczęli mu zwracać uwagę, żeby coś z autem zrobił, bo miejsca parkingowe na ich osiedlu są towarem deficytowym, a poza tym auto wyglądało obrzydliwie. Poszedł do najbliższej składnicy złomu, aby dowiedzieć się, co zrobić z kłopotliwym, starym gratem. Usłyszał, że po jego samochód przyjedzie laweta, która złom zawiezie na specjalną wagę. Za każdy kilogram zaoferowano mu 50 groszy.

- Nie spodziewałem się, że pozbędę się kłopotu i jeszcze dostanę za to pieniądze - wspomina Krzysztof. Jednak postawiono mu warunek. Najpierw musi sprzedać swojego Hyundaia osobie wskazanej przez skład złomu. Tak też zrobił.

Fikcyjny kontrahent

Kilka dni po podpisaniu umowy sprzedaży kłopotliwe auto zniknęło z podwórka. Krzysztof dostał blisko 500 zł (oczywiście bez żadnego potwierdzenia), wyrejestrował samochód, wypowiedział umowę firmie ubezpieczeniowej i zapomniał o problemie. Hyundai zniknął również z oficjalnych statystyk.

Kilka tygodni po sprzedaży Krzysztof dowiedział się od znajomego policjanta, że człowiek, któremu sprzedał samochód nie istnieje. W umowie pojawiły się dane fikcyjnej osoby. Firma ubezpieczeniowa będzie do niej wysyłać wezwania do zapłaty składki OC, jednak listy nigdy do niej nie dotrą. Aby sprawą zajął się wymiar sprawiedliwości, inicjatywą musiałby wykazać się Krzysztof. - Nie mam na to czasu, ani ochoty - przyznaje.

Z samochodu w składzie złomu prawdopodobnie wykręcono wszystkie cenne części, a całą resztę pocięto i wysłano w kontenerze ze złomem do huty. W czasie demontażu z pewnością nie przestrzegano rygorystycznych norm ochrony środowiska...

Olbrzymia "szara strefa"

W ostatnich latach do legalnie działających stacji demontażu trafia średnio 160-200 tys. pojazdów rocznie. To zdaniem ekspertów zaledwie 10-20 proc. wszystkich samochodów, które są wycofywane z rynku. Stanisław Grzesik z zarządu Stowarzyszenia Forum Recyklingu Samochodów FORS zwraca uwagę, że proceder jest ogromny. - W zależności od regionu Polski obok jednej legalnie działającej stacji demontażu funkcjonuje nawet kilkadziesiąt zajmujących się tym na dziko - zauważa Grzesik.

Co dzieje się ze szkodliwymi dla środowiska płynami, czy olejami - pytam? - Niestety nikogo to nie obchodzi - odpowiada Stanisław Grzesik. Samochód, to przecież nie tylko stal i oleje, lecz również opony, tapicerka i plastiki. Eksperci przekonują, że zwykle są one spalane, albo wywożone na dzikie wysypiska. Tymczasem normy środowiskowe dla legalnie działających stacji demontażu pojazdów są bardzo wyśrubowane. Muszą osiągać poziom odzysku i recyklingu samochodu odpowiednio 85 i 80 proc. Od 2015 roku za sprawą decyzji Unii Europejskiej wskaźniki te zostaną jeszcze podniesione - stacje będą musiały się wykazać odpowiednio 95 proc. odzyskiem, a recyklingiem samochodu na poziomie 85 proc.

- To jedna wielka fikcja - zauważa Stanisław Grzesik. Jego zdaniem brakuje skutecznej egzekucji obowiązujących przepisów. Wiele osób z branży zajmującej się demontażem pojazdów zwraca również uwagę, że mnóstwo jest punktów, które nigdy nie powinny uzyskać zezwolenia na prowadzenie działalności. - Ustawowe normy spełniają tylko na papierze - przyznaje Adam Małyszko, prezes Stowarzyszenia Forum Recyklingu Samochodów. Stanisław Grzesik dodaje, że już na pierwszy rzut oka widać, które podmioty oszukują. -Jeśli ktoś w papierach wykazuje, że recyklinguje rocznie pojazdy ważące w sumie tysiące ton, a ma niewielki zakład, to wiadomo, że kłamie - przekonuje Grzesik.

Niepoliczalne straty Skarbu Państwa

W Krakowie kilka miesięcy temu pojawiło się mnóstwo ulotek z ofertą złomowania samochodów. - Za taką korespondencyjną usługę trzeba było zapłacić około 150 zł - mówi Stanisław Grzesik z FORS. Jak dodaje - zysk podmiotów zajmujących się takim procederem to jednak nie tylko 150 zł od klienta za wyrejestrowanie i fikcyjne wyzłomowanie auta. Oszuści za każdą tonę zutylizowanego pojazdu dostają 500 zł z Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej (NFOŚiGW).

Wiele zależy jednak od regionu Polski i od liczby stacji demontażu pojazdów. Tam gdzie jest duża konkurencja, oszuści są nawet w stanie zapłacić do 200 zł osobie, która chce fikcyjnie zezłomować samochód. Nieuczciwe stacje demontażu zarabiają wtedy na różnicy między tym, co dostają z NFOŚiGW, a tym, co płacą osobie, która dostaje kwitek potrzebny do wyrejestrowania auta.

Witold Maziarz z NFOŚiGW zwraca jednak uwagę, że certyfikowane stacje demontażu pojazdów są doskonale przygotowane do recyklingu i odzyskiwania surowców ze starych aut. - Nie sądzę, żeby liczba podmiotów próbujących wyłudzać od nas pieniądze była duża, jednak istnienia takiego procederu nie mogę wykluczyć - przyznał w rozmowie z Onetem Witold Maziarz.

Samochody niczyje

Przy ulicach polskich miast, na osiedlowych parkingach, w lasach stoi mnóstwo aut, które już na pierwszy rzut oka wyglądają na porzucone. Niekiedy to auta, których właściciele zmarli, lub wyjechali i zapomnieli o swoich czterech kółkach. Często jednak powody są bardziej prozaiczne - pieniądze i czas.

Stare, zdezelowane auta, których jednak części można sprzedać kupują oszuści. Używają do tego fikcyjnych danych osobowych, aby uniknąć problemów z ubezpieczycielami. Z samochodów wykręcają wszystkie wartościowe części, wyciągają szyby i wszystko, co można sprzedać. Niekiedy jeszcze szlifują numery nadwozia i jeśli go nie sprzedali, to również silnika - by kompletnie zatrzeć ślady. Nie interesuje ich zysk ze sprzedaży karoserii, bo jest niewielki, a czasochłonny.

Tylko z ulic Krakowa rocznie Straż Miejska usuwa około 800 samochodów, które zagracają ulice i parkingi. - W 2011 roku usunęliśmy 777 pojazdów - mówi Marek Anioł z krakowskiej Straży Miejskiej. Jak dodaje, często o pomoc w usunięciu zdezelowanego pojazdu zwracają się mieszkańcy, którym takie auto blokuje miejsce parkingowe lub po prostu szpeci otoczenie. Niekiedy ich właściciele zgłaszają się, by odzyskać odholowanego grata, jednak krakowscy strażnicy miejscy nie prowadzą statystyk, które wskazywałyby, jak często tak się dzieje.

NFOŚiGW dopłaca gminom za usuwanie złomów

Artykuł 50a ustawy Prawo o ruchu drogowym mówi, że pojazd pozostawiony bez tablic rejestracyjnych lub taki, którego stan wskazuje na to, że nie jest używany, może zostać usunięty przez straż gminną lub policję na koszt właściciela, lub posiadacza. Jeśli jednak w ciągu pół roku auto nie zostanie odebrane z parkingu przez właściciela, to wtedy uznaje się je za porzucone. Staje się wówczas własnością gminy. W takiej sytuacji porzucone auta najczęściej trafiają na złom.

Gminy za usunięcie auta z ulicy, trzymanie go na parkingu i później przewiezienie do stacji demontażu muszą zapłacić. Poniesione koszty zwraca im jednak Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej. - Za pozbycie się jednego zdezelowanego, porzuconego auta płacimy gminom 4 tys. zł - wyjaśnia Witold Maziarz z NFOŚiGW. Zwraca jednak uwagę, że stosunkowo niewiele gmin jest zainteresowanych usuwaniem porzuconych pojazdów i wnioskowaniem o pieniądze z NFOŚiGW.

Rekordzistą jest Warszawa, która rocznie otrzymuje średnio 2 mln zł za recyklingowanie porzuconych samochodów. Pieniądze, którymi na recykling pojazdów dysponuje NFOŚiGW pochodzą od kupujących samochody. Każdy, kto do Polski sprowadza używany samochód musi zapłacić 500 zł tzw. opłaty recyklingowej. W przypadku nowych aut kupowanych w kraju koszt ten ponosi dystrybutor.