SlowRide 2012 - rozładunek "żółtych bestii"
4.10Nasz kontener w porcie w Georgetown. Ekipa od rana siedzi w porcie filmując rozładunek. Długo musieli się starać o... specjalne pozwolenie. Wciąż czekamy na zamknięcie procedury odbioru maszyn. Niestety lokalne urzędy celne i przepisy nie ułatwiają nam życia. Nasze pozwolenia wydawane są na szczeblu ministerialnym, więc wędrujemy od jednego ministerstwa do drugiego. Do zwiedzania ministerstw dochodzą jeszcze: wycieczka po posterunku policji i konsultacje telefoniczne z ambasadami Polski w Brazylii i Wenezueli. Żadna z lokalnych europejskich ambasad nie jest w stanie zainterweniować w naszej sprawie i wydać emergency travel document, więc ambasada w Caracas wyśle nam krótkoterminowy paszport pocztą. Potrzebują tylko komplet dokumentów i potwierdzenie zgłoszenia zagubienia paszportu z lokalnego posterunku Policji. Wizyta na policji i zgłoszenie zaginięcia paszportu tez nie należą do łatwych. Na wstępie oficerowie wyrzucają kamerzystę Dana za kręcenie filmu z komisariatu za bramę. Później twierdzą, że nie mogą Radkowi wydać potwierdzenia zgłoszenia zaginięcia dokumentu od ręki, bo na to jest specjalna procedura... 5 dni. Zalewa nas... pot, bo gorąco na zewnątrz. Jak ładnie poprosi to może być ew. na jutro. Polska ambasada w Wenezueli czeka na komplet dokumentów, ale w takim tempie nie zdążymy tego zorganizować do końca tygodnia. Takiego obrotu spraw nie spodziewał się nikt. 5.10 pt Nie możemy się doczekać decyzji z departamentu ds. turystyki ws. naszych samochodów, więc wyruszamy do siedziby, która mieści się w centrum ekspozycyjnym Gujany. Kobieta, z którą cztery dni temu ustaliliśmy sprawy zaczyna bredzić od nowa o procedurach importu samochodów, emisji spalin, rocznikach, które mogą być zarejestrowane w Gujanie. Naszego pisma nie mogła przekazać nikomu, bo nikogo odpowiedniego w ciągu ostatnich dni w departamencie nie było. Jeszcze na 3 miesiące przed przyjazdem wysłaliśmy jej serię emaili. Na żaden nie odpowiedziała. Upewniamy się, że nasz przypadek jest pierwszy, a ludzie z którymi rozmawiamy są zupełnie niekompetentni. Nie rozumieją co się dzieje i jakie są ich powinności. Nikt nie chce być za nic odpowiedzialny. Jakież to swojskie. 7.10 Wciąż czekamy na rozładunek kontenera w Georgetown. Sprawa utknęła na szczeblu ministerialnym, bo służby celne chcą nas obarczyć cłami za import pojazdów. Liczymy na to, że rządowa komórka ds. turystyki zainterweniuje w naszej sprawie. Jak widać niewielu jest turystów w Gujanie, którzy sprowadzają tu swój własny sprzęt, - bo nawet pojęcie Carnet de Passage lokalnym urzędnikom wydaje się obce. 11.10 SlowRide wciąż w Gujanie, ale nareszcie mamy dobre wieści. Po blisko dwóch tygodniach zmagań z urzędem celnym udało nam sie otrzymać dokument zawany temporary import licence. Tylko i wyłącznie dzięki naszej osobistej interwencji w ministerstwie spraw zagranicznych Gujany wydano nam dokument, który uprawnia nas do otworzenia kontenera i wypuszczenia żółtych bestii na wolność. Nie zostaną przy tym pobrane wymagane wcześniej absurdalnie wysokie cła. Zaginiony paszport Radka zostanie zastąpiony Emergency Travel Document wydanym przez konsulat Wielkiej Brytanii. Wygląda na to, że problemy formale mamy wreszcie za sobą. Z końcem tygodnia wyruszamy na trasę. Jeszcze w Gujanie czeka nas przeprawa przez liczący ponad 700 km szutru odcinek specjalny. 13.10Po blisko dwóch tygodniach zmagań otrzymaliśmy nareszcie nasze żółte bestie!!! Zobacz zapis Dzienników Maluchowych - początek przygody SlowRide 2012