Auta elektryczne niezmiennie budzą spore emocje. W Polsce miało być ich przecież nawet milion, a w Europie jeszcze więcej. Niestety, póki co próżno liczyć na to, że elektryki wyprzedzą w statystykach sprzedaży tradycyjne modele spalinowe. Próżne także nadzieje na to, że sprzedaż wzrośnie na tyle, by koncerny odetchnęły z ulgą w kwestii wysokich kar za emisję CO2 na naszym kontynencie.

Nie powinna zatem szczególnie dziwić wypowiedź szefa koncernu PSA, którą tak chętnie cytuje wiele mediów na całym świecie. Carlos Tavares nie krył bowiem swojej goryczy wobec rynku aut elektrycznych. Zdaniem Tavaresa, elektryczne auta kupują jedynie zieloni nałogowcy (green addicts). Trudno zaś skusić innych, bardziej pragmatycznych klientów, co oznacza dalej brak szerszego zainteresowania elektrykami. Co gorsza wystarczą cięcia w rządowych dotacjach, by popyt zaczął spadać.

Carlos Tavares, cytowany przez Reutera, wspomina również o innych problemach. Doskwiera bowiem brak gęstej sieci ładowania i ograniczony zasięg samochodów elektrycznych. Podkreśla również niepewność związaną z cenami energii w dłuższej perspektywie. Mało kusząca jest wizja rosnących kosztów użytkowania elektryka, który już w samym zakupie jest wciąż znacznie droższy od konwencjonalnego auta spalinowego.

Nie dziwi zatem deklaracja o inwestycji PSA w opracowanie platform przeznaczonych nie tylko do napędu elektrycznego, ale także hybrydowego oraz również tradycyjnego spalinowego. Tavares wspomina o łatwym dostosowaniu się do potrzeb konsumentów. Nie jest w tym odosobniony. Podobne deklaracje składało bowiem m.in. kierownictwo Daimlera przy okazji premiery modelu EQC. Stawianie wyłącznie na elektryczną kartę nie jest wcale takie oczywiste jak mogłoby się wydawać.