W Polsce dość trudno o taką pomyłkę, bo ciśnienie powietrza podczas pompowania opon zazwyczaj mierzymy w barach, atmosferach lub kilopaskalach (kPa). Ale w brytyjskim systemie miar wartość ciśnienia podawana jest w funtach na cal kwadratowy (PSI) i to właśnie ta jednostka sprawiła pewnemu amerykańskiemu pracownikowi i jego szefowi dużo kłopotu.

Dalsza część tekstu pod materiałem wideo

"Filled" potraktował jako "100% full"

Jak informuje serwis "The Drive" w jeden z chłodnych dni w ubiegłym roku właściciel jednej z firm rozbiórkowych ze środkowego zachodu poprosił swojego pracownika, aby ten napompował opony w firmowym Jeepie Cherokee. Jak później domyślał się szef, powodem problemów mogło być to, że pracownik nie pochodził z zakręconych na punkcie samochodów Stanów Zjednoczonych i prawdopodobnie uznał, że "filled" znaczy "100% full".

Właśnie na taki tok rozumowania wskazywała rozmowa telefoniczna, podczas której pracownik stwierdził, że próbuje zadbać o ciśnienie w oponach, ale nie wie, co się dzieje, bo "nie idzie do 100 procent". Zaskoczony szef poprosił pracownika o przesłanie zdjęcia, a później natychmiast oddzwonił do mężczyzny i kazał mu jak najszybciej oddalić się od auta. Jak widać na udostępnionym w Internecie zdjęciu, w ciśnienie w oponach wynosiło od 93 do 97 PSI. Dla przypomnienia, ciśnienie w oponach zazwyczaj wynosi od 25 do 50 PSI.

Nie dość, że napompował, to jeszcze pojechał "tykającą bombą"

Równie zaskakującym faktem, jak samo napompowanie opon do tak wysokiego ciśnienia, było to, że pracownik przejechał Jeepem ok. 1,5 km. Bez dwóch zdań, było to bardzo niebezpieczne. Szef, który dotarł na miejsce, opisywał później "The Drive", że SUV wyglądał, jakby stał na czterech balonach. Równocześnie przyznał, że gdy zaczął spuszczać powietrze, podmuch z zaworu był ogromny i wszystko sprawiało wrażenie, jakby powietrze wystrzeliło z ogumienia. Mimo ogromnego ryzyka wszystkie opony przetrwały ten incydent.