Podczas niedawnej prezentacji nowej, elektrycznej ciężarówki Tesli, Elon Musk – niejako przy okazji – pokazał też superszybkiego roadstera, który do setki rozpędza się w dwie sekundy. Szybciej niż najmocniejsze superauta na benzynę. O ile my zachwycamy się pomysłami szefa Tesli i jego wizjami przyszłości, to inwestorzy zwracają uwagę na coś innego.

Przede wszystkim na gigantyczne – jak na wielkość tej firmy – wydatki, które w ciągu ostatnich miesięcy wynosiły około 8 tys. dol. na minutę, czyli 480 tys. dol. na godzinę. To ogromne sumy. Jeśli dalej tak będzie, firma zużyje całe swoje zasoby finansowe już 6 sierpnia szybkiego roku, a wbrew pozorom to bardzo krótka perspektywa. O dziwo, przynajmniej na razie, nie zniechęca to inwestorów do wydawania pieniędzy na akcje Tesli, które w ostatnim czasie ponownie wzrosły i obecnie kosztują 317,81 dol., co oznacza, że firma Elona Muska jest teraz warta 53 mld dolarów. Dla porównania, gigantyczny koncern Ford Motor wyceniony jest na 48 mld dolarów.

Elon Musk ma zresztą doskonały sposób na zwiększenie ilości gotówki, jaką dysponuje firma i to mimo że w zamian nie obiecuje zbyt wiele. Wszyscy zainteresowani elektrycznymi ciężarówkami muszą wpłacać zaliczki w wysokości 5 tys. dol. za coś, co ujrzy światło dziennie najwcześniej w 2019 roku. Z kolei ci, którzy chcą kupić nowego Roadstera w specjalnej, premierowej wersji muszą wpłacić 250 tys. dol. mimo że gotowego auta nie zobaczą wcześniej niż za dwa lata. Tesla ma przyjąć tysiąc zamówień i w ten prosty sposób zyska zatem ćwierć miliona dolarów. Zdaniem ekspertów do przetrwania firma potrzebuje jednak znacznie większych pieniędzy, a te – bez kolejnej oferty dla inwestorów – będzie trudno pozyskać.