- Mercedes SL z silnikiem Diesla z "balerona" to nietypowa kombinacja.
- Ten egzemplarz to dzieło jakiegoś szalonego mechanika, ale Mercedesowi zdarzało się fabrycznie montować pięciocylindrowe, wolnossące diesle do ekskluzywnych aut.
- Sprzedający twierdzi, że poza klimatyzacją, wszystko w aucie działa. W roadsterze klima nie jest najważniejsza.
- Na decyzję o zakupie zostało mało czasu – aukcja wkrótce się kończy
- Na zlocie klasycznych Mercedesów tym autem lepiej się nie pokazywać
Ktoś tu miał ciekawy pomysł i dużo fantazji. Może nawet za dużo. W teorii połączenie jest świetne – bierzemy prestiżowego, szpanerskiego roadstera, ale zamiast paliwożernego, oryginalnego silnika montujemy do niego "pancernego" diesla, takiego, który oryginalnie napędzał takie legendy, jak choćby Mercedesa W124 (aka Baleron), Gelendę czy popularną 190-tkę. A że wszystko pochodzi z mercedesowskiej półki z tych samych lat, to zmontowanie auta z tych klocków nie powinno być trudne.
Dalsza część tekstu pod materiałem wideo:
Dalszy ciąg artykułu pod materiałem wideoMercedes SL z dieslem z taksówki: technicznie to nie problem
Przeróbka w tym przypadku jest o tyle prosta, że zastosowany silnik, wolnossący, pięciocylindrowy OM602 o pojemności 2,5 litra i mocy ok. 90 KM to jedna z ostatnich jednostek, która do pracy nie potrzebuje sterownika silnika – pompa wtryskowa jest sterowana czysto mechanicznie. Biorca silnika też jest do takiej transplantacji przygotowany "genetycznie" – po detalach widać, że mamy do czynienia z wczesną wersją, z przełomu lat 80. i 90., w której montowano 4-biegowy automat, który również dawał sobie radę bez wsparcia elektroniki. Fabrycznie był to egzemplarz wyposażony w silnik z mechanicznym wtryskiem KE-Jetronic, z którym nieliczni dzisiejsi mechanicy potrafią sobie jeszcze poradzić. Możliwe więc, że kiedy silnik "padł", montaż dostępnego, łatwego w naprawach i oszczędnego diesla wydawał się komuś świetnym i prostym rozwiązaniem.
Powiedzmy sobie szczerze – autami takimi jak Mercedes SL mało kto pędzi na złamanie karku. Tu chodzi o to, żeby się lansować, tocząc się z otwartym dachem, a do tego 90 KM powinno wystarczyć. A że do tego obrazka klekot diesla spod maski raczej nie pasuje? Zawsze można zrobić głośniej radio. No i ten kolor – fuksja i to w wersji metalicznej – czyli wściekły fiolet, skutecznie odwraca uwagę od tego, co znajduje się pod maską. Pierwotnie auto było srebrne. Nuda, prawda?
Mercedes SL Diesel: (prawie) wszystko działa
Według deklaracji sprzedającego auto jest sprawne i wszystko – poza klimatyzacją – w nim działa. Jeśli jednak ktoś oczekuje "niemieckiego porządku", to w papierach tego auta go nie znajdzie. Lakier w stylu auta Barbie ma być w świetnym stanie, bez rys i zadrapań. Z wnętrzem, jak widać po zdjęciach, jest gorzej.
W ogłoszeniu sprzedający przyznaje, że choć jeździ autem (zarejestrowanym w Niemczech "na zabytek") od 10 lat, to nie zadbał o to, żeby wpisać zmianę silnika do dokumentów auta. Samochód nie ma też ważnego przeglądu. Ciekawe dlaczego?
Głupia przeróbka? Mercedes sam robił kiedyś podobne
Przyznajemy, na widok tego "ulepa" w fantazyjnym kolorze, miłośnicy klasycznych Mercedesów mogą dostać drgawek. Warto jednak wiedzieć, że Mercedesowi zdarzało się montować silniki Diesla do ekskluzywnych aut o sportowym zacięciu. I nie mówimy tu wcale o mocnych jednostkach CDI, np. 350 CDI w Coupé serii 207, ale o 5-cylindrowym, wolnossącym silniku OM617, o mocy niespełna 80 KM. Nie wierzycie? To poszukajcie w sieci informacji o modelu Mercedes 300 CD przeznaczonym na rynek amerykański.