• Rozebrany na części przez Ukraińców dron dużo mówi o poziomie rosyjskiej myśli technicznej
  • Niektóre podstawowe podzespoły przechwyconego urządzenia mógłby kupić każdy w dowolnym sklepie z elektroniką użytkową
  • Kwestie bezpieczeństwa i niezawodności konstrukcji rosyjscy inżynierowie musieli odłożyć na bok. Miało być tanio i bez oficjalnego angażowania zachodnich technologii
  • Niektóre pomysły zastosowane w rosyjskim dronie zwiadowczym wykorzystała polska firma Zurad w swoich fotoradarach – to jeden z powodów nieprawdopodobnych wyników niektórych pomiarów prędkości
  • Atak Rosji na Ukrainę — tu znajdziesz najnowsze informacje

Okazuje się, że każdy uzdolniony modelarz może zbudować wojskowego drona. A skąd części? Tych najbardziej precyzyjnych podzespołów niezbędnych w dronie obserwacyjnym nie da się wprawdzie samodzielnie ulepić w przydomowym garażu, ale można je kupić… w każdym sklepie z elektroniką użytkową. Pokazują to Ukraińcy w krótkim filmie z "sekcji zwłok” rosyjskiego bezzałogowego statku powietrznego. No ale co on ma wspólnego z polskim fotoradarem?

Aparat fotograficzny ze sklepu w rosyjskim dronie wojskowym

Okazuje się, że najbardziej zaawansowany technologicznie podzespół rosyjskiego drona – moduł do rejestracji obrazu – to nic innego jak zwykły aparat fotograficzny – zupełnie "cywilna" lustrzanka marki Canon. Podczas "sekcji zwłok" Ukraińcy wyjęli z drona aparat, który umocowany został do obudowy za pomocą solidnych pasków z rzepami. Aby ktoś podczas obsługi bezzałogowca czegoś przypadkowo nie przestawił i nie popsuł, elementy sterujące aparatu po ustawieniu ich w optymalnej – zdaniem konstruktorów – pozycji, zostały zwyczajnie zablokowane przy pomocy kleju. Pokrętła przyklejonego na cyjanoakryl nie przestawisz przez przypadek – prędzej urwiesz!

Aparat fotograficzny ze sklepu także w polskim fotoradarze

O ile Rosjanie preferują markę Canon, a może po prostu taki aparat można było kupić w pobliskim sklepie z częściami do dronów, to polscy inżynierowie zaangażowani w konstruowanie fotoradaru Fotorapid CM zdecydowali się na użycie aparatu fotograficznego marki Nikon.

Wzmianki o użyciu optyki marki Nikon znajdziemy nawet w instrukcji Fotorapida CM, ale wiedza o wykorzystaniu całego body półprofesjonalnego aparatu "ze sklepu" w fotoradarze do rejestrowania wykroczeń kierowców przez dłuższy czas zastrzeżona była dla wąskiego grona osób. Otóż obudowa fotoradaru jest zaplombowana, a zerwanie plomb oznacza konieczność ponownego "zdobywania papierów" na konkretny egzemplarz urządzenia. Nie można więc tak po prostu sobie do niego zajrzeć. My mieliśmy sposobność wykonać "wizję lokalną": w środku do stalowej obudowy fotoradaru umocowano najprawdziwszy, niemodyfikowany w żaden sposób zwykły aparat fotograficzny NIkon D300. W odróżnieniu od aparatu w rosyjskim dronie, w Nikonie zainstalowanym w polskim fotoradarze nikt jednak nie blokował pokręteł za pomocą kleju.

Fotoradar Fotorapid CM w wersji mobilnej ze zdjętą obudową – w środku aparat Nikon D300. Takie same aparaty działają w polskich fotoradarach Zurad zamontowanych na przydrożnych słupach Foto: Auto Świat
Fotoradar Fotorapid CM w wersji mobilnej ze zdjętą obudową – w środku aparat Nikon D300. Takie same aparaty działają w polskich fotoradarach Zurad zamontowanych na przydrożnych słupach

Fotoradary typu Fotorapid CM Zurad produkował przez wiele lat, ale na początklu produkcji nie zrobiono przezornie zapasów aparatów fotograficznych. Więc gdy Nikon wycofał model D200, zastąpiono go w fotoradarze Nikonem D300, a potem D300S. I niezależnie od zastosowanych części Fotorapid CM "jechał" na tym samym zatwierdzeniu typu – nikt się najwyraźniej formalnościami nie przejmował. Na marginesie: Fotorapidy CM wyposażone w cywilne lustrzanki robią zdjęcia kierowcom do dziś.

Aparat fotograficzny ze sklepu w dronie obserwacyjnym: czy to źle?

Skoro coś działa, to znaczy, że się sprawdza, a skoro jest taniej... Zastosowanie zwykłej lustrzanki Canona z pewnością jest tańsze niż użycie specjalnego aparatu wyprodukowanego na potrzeby wojskowe, a nie należy wykluczyć, że Rosjanie po prostu z powodu sankcji nie mają dostępu do odpowiednich urządzeń oferowanych przez zachodnie koncerny. Tyle że oszczędności mają swoją cenę, a tą ceną są po prostu usterki i dalekie od optymalnego działanie urządzeń. Otóż zwykły aparat fotograficzny nie jest przystosowany do pracy w skrajnych temperaturach (w zimnie i w gorącu), może źle znosić drgania. Jak to działało w rosyjskim dronie latającym na dużych wysokościach, tego się zapewne nie dowiemy, ale w przypadku polskich fotoradarów nie ma wątpliwości, że nie są przypadkiem zdjęcia autobusów czy ciężarówek mknących rzekomo z prędkością np. 120 km/h przez miasto. Z oskarżenia o takie przekroczenie prędkości kierowca ciężarówki łatwo się wybroni, ale kierowca osobówki w przypadku błędu tego rodzaju jest niemal bez szans... Otóż (pomijając przypadki odbijania się mikrofal emitowanych przez głowicę radarową od innych aut i przedmiotów wokół drogi) półprofesjonalne lustrzanki mają swoje humory" potrafią się zawiesić, wykonać zdjęcie z opóźnieniem, itp. Jeśli radar zmierzy prędkość osobówki, a tuż za nim przejedzie znacznie wolniej autobus i wtedy dopiero nastąpi "pstryk", nieszczęście gotowe.

Rosyjski dron: a zbiornik paliwa zrobimy z butelki PET!

Ciekawostką jest też zbiornik na paliwo w przechwyconym dronie: wykonano go z najzwyklejszej plastikowej butelki, a jedynie do plastikowego korka umocowano łańcuszek, aby się nie zgubił. Otwór w plastikowym korku dodatkowo służy za odpowietrzenie.

Nie powinno więc dziwić, że Rosjanie tracą drony nie tylko przez zestrzelenie – statki powietrzne tego typu można zapewne znaleźć po prostu na polu.