Przedsiębiorstwo, którego siedziba mieści się w miasteczku Sant’Agata Bolognese w północnych Włoszech, założył w 1963 roku Ferruccio Lamborghini. Od początku obowiązuje tu żelazna zasada: chodzi nie tylko o to, żeby prześcignąć innych, ale także nieustannie poprawiać własne osiągnięcia. Efektem są najszybsze i najpotężniejsze samochody, jakie dopuszcza się do ruchu po drogach publicznych.

Najnowszym i najbardziej ekstremalnym przejawem tej filozofii jest Lamborghini Reventon ("v" należy czytać jako "b", Reventon to hiszpańskie imię byka, który zabił torreadora - przyp. Onet). Właśnie ten cud techniki pozwolono mi poprowadzić pod czujnym i troskliwym okiem przedstawiciela Lamborghini…

Troska firmy była zupełnie zrozumiała. Reventon - supercoupé, którego 12-cylindrowy silnik ma moc 650 koni - kosztuje w przeliczeniu 1,45 miliona dolarów. Będzie zaledwie 20 egzemplarzy tego samochodu, wszystkie zresztą są już sprzedane (11 w USA, 7 w Europie i 2 w Azji). A to oznacza, że siedziałem za kierownicą czyjegoś samochodu - właśnie dlatego towarzyszył mi inżynier z Lamborghini, a zarazem doświadczony kierowca testowy Mario Frasinetti.

Poprosiłem, aby to on pierwszy usiadł za kierownicą. Nie tylko dlatego, że chciałem najpierw zobaczyć, jak zawodowy kierowca radzi sobie z tym mechanicznym potworem. Także z tego powodu, że byłem śmiertelnie przerażony - pierwszy raz w życiu miałem prowadzić samochód o takiej mocy i takiej cenie. Oczywiście w wykonaniu Mario wszystko wyglądało bardzo prosto. Przekręcił kluczyk, nacisnął właściwą dźwignię z uchwytem z włókna węglowego, wrzucił pierwszy bieg i samochód z napędem na cztery koła ruszył jak rakieta.

Reventon, mający wiele podzespołów wspólnych z Lamborghini Murcielago LP640, wyposażony jest w automatyczną manualną sześciostopniową skrzynię biegów. Zaraz, zaraz - "automatyczną manualną"? Właśnie tak. Podobnie jak w wielu samochodach wyścigowych, kierowca musi tu nacisnąć sprzęgło, ale bieg wrzuca się za pomocą jednej z dwóch dźwigni z uchwytami z włókna węglowego - lewa do wrzucenia wyższego biegu, prawa do redukcji.

Mario zmieniał biegi szybko i płynnie, a pojazd natychmiast odpowiadał na każdy jego ruch. Pędziliśmy w górę krętymi drogami bez barierek. Nie miałem dosyć odwagi, by patrzeć w dół. Zresztą pewnie i tak niewiele bym zobaczył - Reventon jechał tak szybko, że obraz za oknem był niemal rozmyty. W końcu dojechaliśmy do miejsca, które Mario uznał za bezpieczne, i zaproponował zmianę. - Ten samochód łatwo się prowadzi - powiedział. - Dasz sobie radę.

Zapewne miał rację, że prowadzi się łatwo. Ale żeby "dać sobie radę", trzeba było najpierw zapomnieć, iż to warte półtora miliona dolarów auto jest już czyjąś własnością. No i o tym, że setkę osiąga w ciągu 3,4 sekundy.

Starałem się przestrzegać ograniczeń prędkości, ale tylko powodowałem utrudnienia w ruchu. Gdy Mario siedział za kierownicą, pędziliśmy tak, że nikt nie mógł nawet marzyć o jechaniu tuż za Reventonem. Kiedy ja prowadziłem, niektórzy zrównywali się z nami i robili zdjęcia telefonami komórkowymi. Stanęliśmy na światłach, jakiś nastolatek wyskoczył zza kierownicy swojego fiata i wbiegł przed nasz wehikuł, by zrobić nam zdjęcie z przodu. Nie wątpię, że wkrótce można je było zobaczyć w internecie…

Trzeba przyznać: jazda była czystą przyjemnością. Doskonale wyrzeźbiona bryła nadwozia sprawia, że samochód prowadzi się cudownie. Piszę "doskonale wyrzeźbiona", bo nawet najdrobniejszy szczegół nadwozia zaprojektowany jest tak, by poprawiał aerodynamikę i szybkość. Reventon wygląda jak supernowoczesny samolot myśliwski - bo też zaprojektowano go po to, żeby tak właśnie zachowywał się na drodze.

I tu pojawia się zasadnicze pytanie: po co kupować samochód, którego pełnej mocy nie da się legalnie wykorzystać nigdzie na świecie? Nawet na niemieckich autostradach, gdzie już teraz istnieją ograniczenia prędkości, a wkrótce zapewne zostaną wprowadzone kolejne. Odpowiedź można znaleźć w halach produkcyjnych firmy, w których co roku powstaje 2 500 egzemplarzy różnych modeli Lamborghini. To tutaj zaprojektowano i zbudowano Reventona. Zatrudnieni tu ludzie nie są zwykłymi robotnikami - to doskonali rzemieślnicy, podchodzący do swojej pracy z widoczną dumą.

Przedstawiciele firmy Lamborghini twierdzą, że Reventon może być przeznaczony "do codziennego użytku". Prawda jest jednak taka, że właściciele raczej nie będą traktować go w ten sposób. Większość schowa go w doskonale wyposażonym garażu, który wehikuł opuszczać będzie jedynie przy specjalnych okazjach. Niektórzy być może zapakują swój egzemplarz na przyczepę do przewozu aut i zawiozą na tor wyścigowy, gdzie podczas weekendu sprawdzą jego maksymalne osiągi. A będą zapewne i tacy, którzy potraktują ów niezwykły pojazd jako lokatę kapitału - za jakiś czas sprzedadzą go temu, kto najwięcej zapłaci…

Na pewno jednak nikt nie będzie używał go "na co dzień". To podejście ma zresztą parę zalet. Reventon pali w mieście ponad 38 litrów, a na autostradzie około 18 l na 100 km. Ale to nie samochód, lecz raczej rzadkie dzieło ekstremalnej sztuki motoryzacyjnej.