A szkoda. Po modelu Stilo, który według słów kolegi Hammonda z Top Gear nie nadaje się nawet na kurnik, Fiat wyprodukował jeszcze parę aut, z których już nie trzeba się śmiać. Weźmy na przykład model Croma - pojemne, praktyczne auto dla zdrowej psychicznie rodziny. Stylizacja Giugiaro - niech im będzie, nie ma w niej ani śladu oryginalności, za to siedzi się w tym niby-vanie jak w porządnym samochodzie osobowym i widać, że osobnik odpowiedzialny za ergonomię nie był kryptosadystą. 150-konny turbodiesel z przyjemnym pomrukiem rozpędza wóz w każdej sytuacji, harmonijnie współpracując z 6-stopniową, automatyczną skrzynią biegów (prędkość maksymalna 205 km/h, 9,9 s do setki). Czy ktoś jeszcze pamięta, że zasilanie Common Rail w dieslu to patent Fiata?

Jakby tego było mało, to jeszcze ten stwór całkiem nieźle się prowadzi - precyzyjny, uczciwie pracujący układ kierowniczy, sympatycznie zestrojone zawieszenie (z lekko sportowym odchyleniem), niegłupio skalibrowane ESP. Niezgrabna z pozoru budka nadwozia nie buja się i nie kolebie na nierównościach, które tak powoli znikają z polskich dróg. Dobra widoczność z kabiny ułatwia manewrowanie w mieście, gdzie spore rozmiary auta nie dają się we znaki. Trudno uwierzyć, że w tej samej firmie pracują ludzie, którzy skonstruowali Fiata Stilo, nie popełniwszy potem samobójstwa.

Croma jest normalnym, sympatycznym w prowadzeniu samochodem, ale niestety zbyt zachowawczym pod względem stylizacji. To pewnie pokłosie rynkowego fiaska Multipli, bardzo pomysłowego minivana o znakomitym podwoziu, który wyglądał jak chrabąszcz w ciąży. Ktoś, kto potrzebuje auta rodzinnego, które nie boi się długich tras i na takich trasach nie zamęczy kierowcy, powinien chociaż spojrzeć na ten samochód. Sąsiedzi nie będą go zazdrościć, ale w domowym zaciszu można się będzie z nich pośmiać: nie będą wiedzieli, co tracą.