Pan Jacek znany był w swojej okolicy jako "złota rączka". Od wielu lat naprawiał różne urządzenia, ale najlepiej znał się na mechanice samochodowej. Dlatego jego znajomi zlecali mu proste czynności takie jak np. wymiana opon, oleju, rozrządu czy pasków klinowych.
Dalszy ciąg artykułu pod materiałem wideoCzytaj także: Dantejskie sceny na stacji paliw. Samochód uderzył w dystrybutor [ZDJĘCIA]
Po skończonym zleceniu, które polegało głównie na wymianie oleju oraz paska klinowego, 45-latek chciał sprawdzić, czy wszystko jest w porządku. I wtedy doszło do tragedii.
Po wymianie oleju i założeniu nowego paska uruchomił silnik. Wsunął się pod samochód na specjalnej leżance, by sprawdzić, czy pasek nie jest za luźny
— relacjonuje w rozmowie z "Super Expressem" ojciec zmarłego, pan Jerzy.
Czytaj także: Porsche 911 samo pojechało na "spacer". Całość się nagrała, ale bieg i krzyki nie pomogły
Dramat podczas naprawy samochodu. 45-latek nie żyje
Prawdopodobnie 45-latek chciał się na leżance podciągnąć bliżej przodu samochodu. Wtedy luźny rękaw jego kurtki dostał się między pasek a wirujące koło wału korbowego. Doszło do szarpnięcia, w wyniku którego pan Jacek wpadł do odkrytego kanału, uderzając głową w metalową poprzeczkę. Mężczyzna zdążył jeszcze tylko krzyknąć.
Byłem w tym czasie na podwórku i co sił pobiegłem do garażu. Odjechałem autem do tyłu i zabrałem się do wyciągania syna z kanału, który głowa rąbnął w metalową poprzeczkę. Coś mówił pod nosem, ale nic nie rozumiałem. Z kuzynem zanieśliśmy go do domu, bo to kilka metrów. Syn miał potwornego guza na głowie i nie kontaktował z rzeczywistością
— opisuje pan Jerzy.
Czytaj także: Tak leci pijany pieszy potrącony przez rozpędzony samochód
45-latek trafił do szpitala. Niestety nie udało się uratować jego życia. Zmarł podczas operacji.
Jak wynika z informacji zdobytych przez "Super Express", pan Jacek nie dbał zbytnio o swoje bezpieczeństwo podczas wykonywania prac naprawczych. Dwa lata temu włożył rękę między wirujące koła zębate. Stracił wówczas dwa palce lewej dłoni.