• Policja przyjmuje nagrania cudzych wykroczeń i czasem karze ich sprawców, ale niechętnie zajmuje się amatorskimi dowodami na zbyt szybką jazdę
  • Szczególnie ambitni donosiciele sami dostają wezwania na przesłuchanie, bywa też, że dostają mandaty
  • Prędkościomierz samochodu co do zasady informuje o prędkości jazdy jedynie w przybliżeniu. Zazwyczaj prędkość podawana na liczniku auta jest mniej lub bardziej zawyżona
  • Więcej takich tekstów znajdziesz na stronie głównej Onetu

Chwile grozy miały rozegrać się w Gdańsku na ulicy Kołobrzeskiej. Zdaniem Łukasza Zboralskiego inny dziennikarz Maciej Pertyński testujący Porsche, jadąc w terenie zabudowanym, "docisnął" Porsche i rozpędził je do 76 km/h. Zdarzenie to było – zdaniem BRD24.pl – oburzające i niosło ze sobą zagrożenie dla bezpieczeństwa ruchu drogowego. Zwłaszcza że doszło do niego tuż po minięciu przejścia dla pieszych z dodatkowym oznakowaniem sugerującym, że pojawiają się tam dzieci.

Było wykroczenie, jest doniesienie

Aby zniechęcić "sprawcę" do dokonywania podobnych czynów w przyszłości, a także, aby pokazać innym, że tego zachowania nie są tolerowane, dziennikarz BRD24.pl za pomocą Twittera doniósł pomorskiej policji o zdarzeniu, zamieszczając stosowny link do filmu. Policjanci grzecznie podziękowali za sygnał i obiecali, że sprawą zajmie się komenda w Gdańsku.

Rzecz w tym, że zamieszczony w internecie film jest słabym dowodem winy youtubera, w tym przypadku pokazuje wręcz, że ten jechał bardzo powoli. To skąd wskazanie licznika, który w pewnej chwili pokazał prędkość 76 km/h w miejscu, gdzie wolno jechać 50 km/h?

Jak dokładne są liczniki samochodowe?

Prędkościomierz auta co do zasady nie pokazuje dokładnej prędkości samochodu, choć w wyjątkowych sytuacjach ta dokładność może być całkiem wysoka. Może, ale nie musi. Otóż prędkość auta mierzona jest na podstawie szybkości obrotu kół. Koło ma jakiś obwód, a zatem wiadomo, jaki dystans pokonuje samochód za jednym obrotem koła. Znając prędkość obrotową kół, można zatem określić, jaki dystans pokonuje samochód w czasie – czyli jego prędkość. Rzecz w tym, że obwód koła samochodu jest... zmienny. Dlatego na wszelki wypadek liczniki konstruuje się tak, aby podawały prędkość nieco wyższą od rzeczywistej. "Na wszelki wypadek" – czyli na wypadek, gdyby obwód koła był nieco mniejszy, niż zakładał producent.

Od czego zależy obwód kół samochodu?

Warto wiedzieć, że nawet nowe opony (różne modele opon) w tym samym rozmiarze nie są identyczne, jedne są nieco szersze, inne mają nieco większą średnicę zewnętrzną itd. Powinno być też oczywiste, że nowa opona ma bieżnik o wysokości 7-8 mm, a granicznie zużyta – 2-3 mm. Im zatem bardziej zużyta opona, tym bardziej zawyżoną prędkość wskazuje licznik. A jeszcze na tym samym samochodzie można założyć opony w różnych rozmiarach: przyjmuje się, że dobór zamiennika jest prawidłowy, gdy obwód opony nie różni się od "wyjściowego" rozmiaru więcej niż o 2 proc. (w dowolną stronę). Dlatego producenci tak skalują liczniki aut, aby nigdy nie zaniżały prędkości, aby raczej ją zawyżały. Oczywiście nie o połowę.

Na filmie auto zrywa przyczepność

Na filmie, który stał się przedmiotem donosu, widać, że kierowca zwalnia do bardzo niskiej prędkości, a potem wciska gaz, pokazując, jaka moc drzemie w samochodzie. Widać wyraźnie, że przez chwilę rosną obroty, gwałtownie rośnie (do 76 km/h) prędkość na liczniku, ale auto wcale nie wyrywa do przodu. "Akcja" trwa może sekundę – po tym czasie kierowca odejmuje gaz, auto odzyskuje trakcję, prędkość momentalnie spada do ok. 50 km/h. Słowem: kierowca pokazał, że auto "może", ale wcale nie przekroczył dozwolonej prędkości, a w każdym razie nie ma na to dowodu. Gdy koła zrywają przyczepność i obracają się w miejscu, licznik może pokazywać prędkość nawet o kilkadziesiąt km/h wyższą niż rzeczywista!

Nietrafiony jest też zarzut "szaleństw" w bezpośredniej bliskości przejścia dla pieszych. Owszem, kierowca ma obowiązek zwolnić, zbliżając się do przejścia dla pieszych, ale sam autor donosu przyznaje, że mrożąca krew w żyłach akcja rozegrała się za przejściem.

I dlatego zapewne w gdańskiej komendzie ktoś wyrzuci ten filmik do kosza, no, chyba że postanowi przesłuchać donosiciela, co ewentualnie miałoby sens.

Donosisz? Sam możesz ponieść karę!

Z wymienionych wyżej przyczyn wskazania licznika samochodu uwiecznione na nagraniach nie są dobrym dowodem w sprawie, chyba że wykroczenie jest znaczące. Jednak jeśli ktoś jedzie za sprawcą takiego wykroczenia, sam nagrywa swój licznik i potem pokazuje to policji jako dowód cudzej winy, sam dostaje mandat. To dlatego, że żaden "szeryf" nie jest zwolniony z obowiązku przestrzegania przepisów, chyba że np. goni złodzieja – to się jakoś broni. Natomiast nagrany kierowca, jeśli mandatu nie przyjmie, ma szansę się wymigać. Problemem dowodowym może być np. ustalenie, czy nagrywający utrzymywał stały dystans od nagrywanego.

Nie jest dowodem cudzego wykroczenia wskazanie licznika na zdjęciu, które sam "sprawca" umieszcza w Internecie. Przykład? Jakiś czas temu kuba Wojewódzki informował fanów na Instagramie, że spieszył się do domu. Post zilustrował zdjęciem licznika Ferrari wskazującego 250 km/h. Post dalej "wisi", Kuba Wojewódzki dalej ma prawo jazdy. W ostateczności sprawca wykroczenia mógłby twierdzić, że żartował albo kłamał, a zdjęcie jest zmanipulowane. Albo zrobione na niemieckiej autostradzie. Ale kto by tak drążył?

Policja "przeciąga" donosicieli

Nie wszyscy lubią i szanują donosicieli, którzy chodzą po mieście i robią zdjęcia albo przeglądają filmy Youtuberów w poszukiwaniu wykroczeń. Rzecz w tym, że ukaranie sprawców tych wykroczeń jest – jeśli nie chodzi o prędkość – możliwe i praktykowane, ale i tak znacznie bardziej uciążliwe i czasochłonne niż zatrzymywanie sprawców wykroczeń na drodze. Trzeba ustalić właściciela pojazdu, wezwać, przesłuchać, czasem kierował ktoś inny niż właściciel samochodu... Dlatego w niektórych komendach praktykuje się zasadę wzywania na przesłuchanie samych donosicieli, którzy są proszeni o zeznanie do protokołu z grubsza tego, co już napisali w mejlu. Jeśli ktoś wysłał kilka doniesień, to nie załatwia się ich hurtowo, tylko wzywa donosiciela w charakterze świadka kilka razy. To z reguły skutkuje: donosiciel stwierdza, że na takie zabawy nie ma czasu, a policjanci mają więcej czasu na bardziej wydajną pracę.

A warto wiedzieć, że stawiennictwo w charakterze świadka jest obowiązkowe, za niestawienie się na wezwanie grozi grzywna.

Ładowanie formularza...