Piękna, słoneczna pogoda przywitała uczestników ostatniej w tym roku imprezy z cyklu Freelander Active Trophy. Edycja off-roadowa zorganizowana w okolicach Poznania była rekordowa pod względem frekwencji.
Uczestnicy przyjechali bardzo różnymi samochodami – od sprytnego Pajero Pinin i ogromnego Dodge’a Durango po w pełni przygotowane do wypraw Isuzu Trooper. Przeszkody terenowe, jak i konkurencje, z którymi musieli zmierzyć się uczestnicy, nie faworyzowały żadnych samochodów – liczyła się przede wszystkim współpraca w zespole i dobra zabawa.
Najtrudniejszą i najbardziej emocjonującą próbą pierwszego dnia była przeprawa przez głęboki rów. Uczestnicy na czas musieli zbudować most z bali, przetransportować wszystkie auta ze swojej grupy na drugą stronę rowu i rozmontować całą konstrukcję. Próba wymagała zmysłu inżynieryjnego, a także absolutnej koordynacji działań kierowcy i pilota. Nie obyło się bez kilku niegroźnych przygód.
Tirfor to typ ręcznej wyciągarki, a także nazwa kolejnej konkurencji. Zespoły musiały zmontować urządzenie i wciągnąć Land Rovera na wzniesienie, po czym rozłożyć „windę”. Zadanie wymagało użycia siły – lewarowali najsilniejsi z zespołów. Kolejną próbą był konkurs precyzyjnej jazdy w alkogoglach między pachołkami. Wieczorem tradycyjnie już rozegrano kalambury.
Drugiego dnia impreza przeniosła się na Autodrom 4x4 we Włościejewkach. Konkurencje były rozgrywane na samochodach marki Land Rover, udostępnionych przez naszego partnera. Uczestnicy mieli do pokonania test Stewarda na terenowym torze: piłeczki nie mogły wypaść z płaskiego pojemnika umieszczonego na masce. Dodatkową trudność stanowiły strome podjazdy i zjazdy, z którymi musiał zmierzyć się kierowca Freelandera.
Interesującym testem koordynacji była próba o nazwie „odwrócona kierownica”. W jednym z Land Roverów Discovery zamontowano specjalną przekładnię mylącą ruchy kierownicy: gdy kręciło się nią w prawo, samochód jechał w lewo. Prędkość oczywiście ograniczono tak, aby wszystko zakończyło się bezpiecznie. Co ciekawe, z tą próbą najlepiej poradziły sobie osoby… bez prawa jazdy. Dał o sobie znać kompletny brak nawyków wytrawnego kierowcy.
Tradycyjnie już rozegraliśmy też terenowy wyścig na rowerach. Główną nagrodą dla najlepszego cyklisty był zegarek marki Tissot. Wymagająca trasa została wytyczona częściowo tam, gdzie potrafi utknąć niejedno auto terenowe. Piaszczysty stromy nawrót zawodnicy pokonywali różnymi technikami, pchając rower lub… biegnąc z nim na plecach.
W oczekiwaniu na podliczenie i ogłoszenie wyników podpoznańskiej rundy wszyscy mogli sprawdzić swoje siły i możliwości samochodów na autodromie. Duży teren i wiele naturalnych, a także sztucznie ukształtowanych przeszkód sprawiły uczestnikom niesamowitą radość z ich pokonywania. Edycję off-roadową w ostatecznej klasyfikacji wygrał team „zielony”.