- Jaguar Land Rover przypomniał nieco zapomnianą już tradycję motoryzacyjną
- Wzięliśmy udział w rajdzie krajoznawczym
- Odwiedziliśmy kilka bardzo klimatycznych miejsc, gdzie mieliśmy ciekawe zadania do wykonania
- Więcej takich informacji znajdziesz na stronie głównej Onet.pl
Samochodowe rajdy krajoznawczy były niegdyś wielką atrakcją. Mimo nazwy nie chodziło w nich o to, kto pierwszy dotrze na metę, ale o wspólne spędzanie czasu, zwiedzanie i poznawanie ciekawych miejsc. Tę nieco już dziś zapomnianą inicjatywę przypomniał Jaguar Land Rover. W rajdzie wzięli udział ambasadorzy pomysłu: Olivier Janiak, Karolina Malinowska, Grzegorz Hyży i Przemysław Kossakowski.
Chwalisława Waligóra, PR Manager Jaguar Land Rover, tak komentuje wyprawę: "Podczas całodniowej przejażdżki uczestnicy mogli nie tylko testować naszą flotę, ale przede wszystkim odkryli uroki Mazowsza i poznali fascynujące miejsca. Bardzo się cieszę, że wszyscy doskonale się bawili i jak sami przyznali, była to doskonała forma spędzania wolnego czasu. Podczas rajdu chcieliśmy zwrócić uwagę na wszechstronność samochodów Hybryd Plug-In Jaguar i Land Rover, które w sposób bezemisyjny mogą funkcjonować w przestrzeni miejskiej, a poza nią pozwalają w komfortowy sposób wybrać się na dłuższą wyprawę".
W trakcie rajdu, podczas odkrywania uroków Mazowsza zza kierownicy 400-konnego elektrycznego SUV-a Jaguar i-Pace EV 400 AWD, czekało na nas kilka ciekawych zadań. Pierwszym miejscem postoju był Milanówek. W tym uroczym, należącym do podwarszawskiego trójmiasta (wraz z Brwinowem i Podkową Leśną) mieście czekało na nas pierwsze zadanie. Polegało ono na zlokalizowaniu za pomocą samochodowej nawigacji wybranego przez organizatora pomnika, oraz na odczytaniu konkretnej litery z widniejącego na nim napisu. Zebrane przez wszystkich członków wyprawy litery utworzyły nazwę kolejnej lokalizacji, do której mieliśmy się udać.
Miejscem tym okazał się urokliwy pałac w Ojrzanowie - pieczołowicie odrestaurowana dziewiętnastowieczna rezydencja przekształcona na bardzo, ale to bardzo przyjemny hotel z restauracją, w której serwowane są także wytwarzane na miejscu przysmaki. Zjeść tam można np. chleb na zakwasie pieczony według własnej receptury; sałatkę z mniszka, pokrzywy i rzepaku; kozie twarożki; sernik z koziego sera; pasztet wegetariański; pesto z pokrzywy; domowe konfitury; a także pyszne domowe lody, które czekały na nas po zakończeniu zadania.
Zadanie tym razem było nieco trudniejsze i daleko bardziej związane z flotą aut, którymi się poruszaliśmy. Polegało ono na przygotowaniu kawy w warunkach, może nie bardzo polowych, za to przy użyciu polowego sprzętu - ręcznego młynka i turystycznej kuchenki, którą najpierw trzeba było samemu złożyć. Aby jednak dostać się do tego sprzętu, trzeba było najpierw rozwiązać, przyznam dość trudną, o ile ktoś niezbyt dokładnie pamięta ciągi liczbowe, zagadkę matematyczną, której rozwiązaniem był kod do kłódki do skrzynki, w której cały kawowy ekwipunek się znajdował.
Cała operacja na szczęście się udała, kuchenka została zmontowana, kawa zmielona i zaparzona. Można się nią było w spokoju delektować pod baldachimem przed wejściem do pałacowej restauracji, w malowniczym plenerze. W zestawie z domowej roboty lodami smakowała znakomicie, tym bardziej że oprócz deseru towarzyszyła nam nieukrywana satysfakcja z dobrze wykonanego zadania.
Kolejne zadanie było jeszcze bardziej w stylu Land Rovera. Polegało bowiem na samodzielnym rozstawieniu zestawu kempingowego. Nie był to jednak typowo cywilny, urlopowy sprzęt, ale ekwipunek bardziej wyprawowy, w skład którego wchodził także namiot montowany na dachu Land Rovera. Całość trzeba było złożyć... zgodnie z załączonym zdjęciem. Każdy zestaw był inny, a w niektórych uwzględniono nawet turystyczną zastawę. Tutaj, akurat udało się nam nie tylko złożyć całość, jako pierwszy zespół, ale nawet powiększyć go o... kucyka, który najwyraźniej bardzo zainteresowany tym, co dzieje się w okolicy, przywędrował z pobliskiego pastwiska.
Ostatnim miejscem na trasie była farma Bii - miejsce, które powstało z pasji do kuchni i ludzi - butikowy pensjonat z własną szkołą gotowania, gdzie na gości czeka zaledwie 9 pokoi oraz tylko dwa domki. Wszystko po to, aby czuli się tam możliwie jak najbardziej komfortowo. Nic dziwnego więc, że uwieńczeniem całego rajdu był wspólny, pyszny obiad.
Dalszy ciąg artykułu pod materiałem wideoPrzypomnienie takiej klasyki, jaką są samochodowe rajdy krajoznawcze to zdecydowanie dobry pomysł. To także świetna demonstracja, że do dobrej zabawy nie trzeba wiele, a bardzo często nasze własne okolice kryją prawdziwe skarby, które zdecydowanie warto odwiedzić, choćby tylko na chwilę, na jedno weekendowe popołudnie. Nie zawsze też trzeba od razu rozbijać bazę wyprawową - czasami po prostu warto wziąć samochód, dobrych znajomych czy rodzinę i zabrać ich choćby tylko na dobrą kawę w jakimś klimatycznym miejscu.