Kalwaria Zebrzydowska. Co roku do cudownego obrazu i słynnych dróżek kalwaryjskich, na które z taką nostalgią powracał - urodzony w oddalonych o kilkanaście kilometrów Wadowicach - Jan Paweł II, pielgrzymuje ponad milion pątników. Tu kończą swą podróż, rzucając tęskne spojrzenie na niedalekie góry. Grzechem (sic!) byłoby nie wybrać się choć na krótki wypad w najbliższe okolice, gdzie sacrum łączy się z profanum, a niebo (i piekło) są jakby bliżej człowieka. Na trasie naszej wycieczki nie zabraknie licznych kościółków, kapliczek, a nawet prawdziwych pustelni. Zajrzymy także w miejsce, gdzieś sam Mefistofeles, co "nos jak haczyk, kurzą nogę i krogulcze ma paznokcie" Pana Twardowskiego do piekła wabił.Podobno w górach nie można uprawiać off-roadu. To prawda, choć niepełna. Chronione parki narodowe i krajobrazowe, rozległe tereny leśne, do których nie wolno wjeżdżać samochodem, wyniosłe szczyty górskie nęcą oko, ale najczęściej są niedostępne dla turystów zmotoryzowanych (czasem na szlaki nie wolno wjeżdżać nawet rowerem). Wystarczy jednak trochę poszukać lub zasięgnąć języka, aby znaleźć drogi dopuszczone do ruchu. Nagabując miejscowych leśników i urzędników, znaleźliśmy w Beskidzie Makowskim i Żywieckim miejsca, których uroda rzuca na kolana, a samochód terenowy - choć rzadko - staje się nieodzowny. Naszym wyjątkowym przewodnikiem był mieszkający nieopodal Dariusz Luberda - najlepszy polski kierowca przeprawowy ostatnich lat. - Chodzi nam o trasę, na której poradzi sobie ZWYKŁE auto z napędem 4x4, ale BEZ wyciągarki - zaznaczyliśmy wyraźnie, studząc jego zapały. Założenie zostało spełnione - trasę wytyczyliśmy crossoverem na szosowych oponach, który choć czasem był w opałach, nie cofnął się przed niczym.Startem i metą naszej podróży jest Kalwaria Zebrzydowska - miejsce o niezwykłym klimacie i duchowości. Pielgrzymka bądź - w wersji dla niewierzących - spacer po dróżkach w okolicach klasztoru Ojców Bernardynów daje niezapomniane przeżycia, zwłaszcza gdy wybierzemy się na nie z samego rana, unikając innych gości - zwykle dokuczliwie głośnych (cecha to zarówno szkolnych wycieczek, jak i uzbrojonych w megafony kółek parafialnych). Z Kalwarii wyjeżdżamy drogą asfaltową, której nawierzchnia szybko się pogarsza, a wkrótce zamienia się w szutrową. Samochód osobowy bez kłopotu da sobie z nią radę, ale gdy wjedziemy między pola, auto z większym prześwitem staje się nieodzowne. Przekonamy się o tym już na czwartej kratce naszego roadbooka (str. 67).Po kilku kilometrach docieramy do Stryszowa, gdzie warto zrobić pierwszy przystanek (odbijając nieco z trasy). Powodem jest XVI-wieczny dwór (oddział Zamku Królewskiego na Wawelu), w którego wnętrzach niemal słychać jeszcze stąpanie jego starych, możnych właścicieli Zapewne nie były to łatwe czasy, ale mieszkanie w takim "domku" na wsi musiało być niezłą frajdą.Czy wiecie, jak wygląda dno jeziora? O ile nie jesteście płetwonurkami, możecie tylko się domyślać. Nasza wycieczka oferuje niepowtarzalną okazję przejażdżki (trasą jednego z oesów Rajdu Krakowskiego ze słynną "hopką" w Mucharzu) dnem rozległego Zbiornika Świnna Poręba (nazwa jest jeszcze umowna), który powstanie za kilka lat na rzece Skawa. Ogromna tama już stoi, dno jest prawie uporządkowane, a wielu mieszkańców zabudowań, które znikną pod taflą wody, przeprowadziło się do nowych domów. Niezwykłe to uczucie patrzeć na chylące się ku upadkowi budynki - najczęściej opuszczone, ale czasem jeszcze zamieszkane, których dni są już policzone"Jedzą, piją, lulki palą, Tańce, hulanki, swawole; Ledwie karczmy nie rozwalą, Cha cha, chi chi, hejże, hola!" Gdzie tak się bawią? W karczmie Rzym, w centrum Suchej Beskidzkiej. Dawno temu ucztował tu Pan Twardowski, co duszę diabłu zaprzedał, a niecnie posługując się swoją żoną (dziś można by to nazwać seksizmem), czarta - mimo podpisanego cyrografu - przepędził... w diabły. Dziś pójść można w ślady zacnego Pana Twardowskiego, zamawiając suty obiad (choć atmosfera raczej mało hulaszcza). Menu oferuje na przykład specjał Twardowskiego, za który - dość słono - zapłacić można kartą kredytową.Wyjeżdżając z Suchej Beskidzkiej, rozpoczynamy wspaniały widokowo przejazd przez pasma górskie. Najpierw ostrymi serpentynami (ulicą Górską - a jakże!) wspinamy się na Pasmo Jałowieckie. Jest tak stromo, że w naszym samochodzie nie raz musieliśmy redukować bieg do "jedynki". Końcowy odcinek pokonujemy, przeciskając się niemal dosłownie między domkami mikroskopijnego osiedla. Chwilę później docieramy do rozległej polany z należącym do wsi Grzechyni nowowybudowanym gospodarstwem agroturystycznym Drwalówka. Warto tu choć na chwilę zatrzymać się, aby urzec oczy widokiem na przełom Skawy, Suchą Beskidzką i masyw Babiej Góry. Dalej, bardzo wąską i krętą drogą (częściowo szutrowo-kamienną) przejeżdżamy przez maleńkie osiedla i wioski, w których życie - zwłaszcza zimą, przy zasypanych drogach - musi nieść sporo atrakcji. A skoro mowa o twardej egzystencji bez wygód i prądu (!), nie sposób pominąć położonej na uboczu Grzechyni Pustelni Niepokalanów - ośrodka rekolekcyjnego dla dzieci i młodzieży, który przed 20 laty zbudował (w dużej części własnoręcznie) ksiądz Piotr Natanek. Przemyślnie zaprojektowane budynki z drewna i kamienia przypominają warowne wieże i umocnienia, które ożywają zwłaszcza w okresie wakacji. Dzieci, które tu przyjeżdżają, muszą zapomnieć o luksusach - w pokoikach nie ma prądu ani oświetlenia, telefony komórkowe nie działają, a o kąpieli w ciepłej wodzie można tylko pomarzyć. W zamian - oprócz modlitwy - otrzymują do dyspozycji ogromny plac zabaw - z boiskami, sadzawkami i warowniami. Ale czy to zrekompensuje brak internetu? Ja np. cierpiałbym bardzoNa tych, którym za mało było dotąd off-roadu, czekają teraz miłe atrakcje. Po opuszczeniu Niepokalanowa jedziemy wspaniałą szutrówką, która w Przysłopie zamienia się w asfalt. Ale już niedaleko stąd - na Przełęczy Przysłop, gdzie Zawoja graniczy ze Stryszawą - wjeżdżamy na czerwony szlak, który kamienistą drogą prowadzi nas do Smyraków. Po zjechaniu do Zawoi trasa kieruje nas przez wioskę Pod Police do najciekawszego pod względem off-roadowym miejsca naszej podróży. Gdy kończy się asfalt, zaczyna się kamienny trakt, którym dojeżdżamy do zwalonego mostu z bali. Nie ma wyjścia - aby jechać dalej, trzeba pokonać płynący dołem strumyk i wdrapać się na strome zbocze. Bez reduktora to już spore wyzwanie. I przy okazji niezły test dla kątów natarcia. Później czeka nas jeszcze kilometr wymagającej gruntówki, na której po deszczu nasze szosowe opony mogłyby okazać się niewystarczające.Dalsza część trasy wiedzie już głównie drogami asfaltowymi, co wcale nie oznacza, że jest mniej atrakcyjna. Przejazd przez Skawicę, Suchą Górę czy Juszczyn Polany oferuje wspaniałe widoki na Pasmo Polic i otaczające nas wzgórza. Droga bywa bardzo kręta i wąska, ale jazda nią sprawia mnóstwo przyjemności. Podobnie jak "zakręcony" przejazd kolejnym odcinkiem specjalnym Rajdu Krakowskiego: z Makowa Podhalańskiego, przez Górę Makowską, aż do Harbutowic. Tu przez chwilę poczuliśmy się niczym rajdowy mistrz Bryan Bouffier.
Beskid Makowski - Podróż między niebem a piekłem
Spod cudownego obrazu Matki Bożej Kalwaryjskiej jedziemy do karczmy Rzym, gdzie Pan Twardowski diabła żoną przegonił. Po drodze zaliczamy kilka oesów Rajdu Krakowskiego