Islandia – bo o niej mowa – nie jest popularnym kierunkiem wycieczkowym. Wyspa ta ma nieco ponad 100 tys. km2 (około 1/3 powierzchni Polski), a zamieszkuje ją zaledwie 300 tys. osób. Czytelników zainteresuje sieć dróg w dużej mierze pozbawiona asfaltu – niektóre przeznaczone są tylko dla aut 4x4. A to jest zwiastunem niezłej przygody. Dodatkowe atrakcje to zmienna pogoda i ciekawe krajobrazy.
Typowy obrazek to wodospady i gejzery. Wśród pierwszych znajdziemy jeden z największych i najgłośniejszych w Europie – Dettiffos – który ma szerokość około 100 m i wysokość 44 m, a spadająca woda powoduje nieustanny huk. Warto zwrócić uwagę na krajobraz, jaki woda wyrzeźbiła przez kilka tysięcy lat. Kolejnym obowiązkowym punktem wycieczki są gejzery. To namacalny dowód obecności czynnych wulkanów. Niektóre z nich można zwiedzać i jest to niezapomniane przeżycie.
Do Islandii nie przyjeżdża się na plaże ale można skorzystać z kąpieli w źródłach geotermalnych. Jedno z najbardziej znanych kąpielisk to Błękitna Laguna. Gorąca woda na szeroką skalę wykorzystywana jest do ogrzewania mieszkań. Kolejnym elementem krajobrazu są lodowce, zajmujące ponad 10 proc. terenu – przy odrobinie szczęścia znajdziemy taki, na który da się wjechać samochodem.
Choć Islandia nie należy do Unii Europejskiej z przekraczaniem granicy nie ma kłopotu – należy do strefy Schengen. Islandzkie prawo zabrania jazdy samochodem poza wyznaczonymi drogami. Największym problemem podczas wycieczki na Islandię jest długie i kosztowne połączenie promowe. Z Danii w jedną stronę płyniemy ponad 2 doby (bezpośrednio, można też np. „zahaczyć” o Wyspy Owcze). Za auto i trzy osoby zapłacimy (tam i z powrotem) około 7000 zł.