Pomysł samochodowo-motocyklowej wyprawy do Mongolii narodził się zimą, przygotowania zajęły prawie 6 miesięcy – tyle trwało skompletowanie sprzętu, dokumentów i map oraz budowa wyprawowej ciężarówki 6x6. Silnik Kamaza zadowala się każdym paliwem. Ze względu na brak turbo przy dużej masie auta odczuwa się wyraźny brak mocy. W trudnym terenie sytuację ratuje reduktor, dzięki któremu w żółwim tempie można pokonać strome podjazdy. Skromny budżet nie przewidywał modyfikacji czy wymiany silnika, a jedynie serwis. Skrzynia biegów wymaga od kierowcy dużo siły, ale jest niezawodna. Ciekawym układem (i dużą pomocą) jest centralne pompowanie kół.
Rama i podwozie pozostały bez zmian. Pojawił się za to nowy kontener, a w środku: łóżka dla 8 osób, kuchenka, prysznic i „klubokawiarnia” z wygodnymi fotelami. Tył zajęły stelaże dla 6 motocykli. Seryjne zbiorniki paliwa zastąpiono większymi (680 l), pojawił się stelaż na kanistry i zbiorniki na wodę. Nowy lakier, naklejki – gotowe! Wszystko sprawne, Kamaz wygląda profesjonalnie. Na pokładzie agregat prądotwórczy, spawarka, zestaw lekarstw i sprzętu medycznego.
Pod koniec maja auto z dwoma kierowcami wyrusza przez Ukrainę i Rosję na Syberię. Przygody na granicach mogą posłużyć jako scenariusz filmu sensacyjnego. Udało się dzięki pomocy przyjaciół z Ukrainy i pokaźnej ilości waluty innego mocarstwa. Po tygodniu ekipa spotyka się w stolicy Syberii – Nowosybirsku. Pamiątkami po dawnej Rosji jest tu pomnik Lenina i sprzedawcy kwasu chlebowego na ulicach. Poza tym same zachodnie auta (najczęściej z kierownicą z prawej strony), nowoczesne sklepy i knajpy. Ogromne rzeki płyną wśród zalesionych szczytów. To dopływy Obu, choć wyglądają jak Wisła wpadająca do morza – na Syberii wszystko ma inną skalę. Zaczynają się góry Ałtaj (ponad 4 tys. m n.p.m.). Po przejechaniu 1000 km od Nowosybirska jesteśmy w miejscu gdzie graniczą Rosja, Mongolia, Chiny i Kazachstan. Znowu kłopoty na granicy, ale wieczorem jesteśmy w Mongolii!!!
Kończy się asfalt. Mongolskie drogi to zajeżdżony step, czasem szutrówka biegnąca po nasypie. Miejscami kilkanaście gruntowych dróg przecina się, gdy wybiją się dziury, obok powstaje kolejna nitka. W zasięgu wzroku nie ma ani jednego drzewa, tylko żwir, kamienie i potężne szczyty – najmniejszego śladu cywilizacji. Wysokość to około 2000 m n.p.m. Ciężarówka trzęsie i podskakuje, dziury w drodze, poprzeczna tarka, gigantyczny kurz – silny wiatr często zawiewa go przed auto. Przy wjeździe do stolicy ajmaku (nasze województwo) podróżnych witają sępy siedzące na drutach, brudne dzieci, stare UAZ-y i GAZ-y. Zakupy, tankowanie i można jechać dalej. Większą część trasy pokonujemy z napędem 6x6. Droga wspina się coraz wyżej. Silnikowi brak mocy – jedynka, reduktor, pełen gaz. GPS pokazuje 2700 m n.p.m., widoki obłędne. Prędkość to maksymalnie 60 km/h, częściej jednak dużo mniej. Gdzieś mijamy kierowcę Land Cruisera, obok leży urwany most.
W Ałtaju wybuchł silnik jednego z motocykli. Ładujemy go na Kamaza. Kiedy dołączy następny? Góry przechodzą w bezkresny step. Szacunek wzbudził kierowca autobusu, który wyprzedził nas, jadąc ponad 80 km/h. Coraz więcej piasku i wielbłądów. Po raz kolejny zmienił się krajobraz – pojawiły się góry z drzewami! Stoki porośnięte modrzewiem syberyjskim przypominają nasze lasy. Kolejnym celem jest XVI-wieczny buddyjski klasztor Erdene Dzuu. Obok miejsce, gdzie mieściła się stolica państwa Czyngis-chana, słynące ze świątyń, pięknych bram i fontanny, z której płynęło wino, mleko, miód i piwo ryżowe – miasto Karakorum. Trudno uwierzyć, że ludzie ci, jadąc na koniach, podbili niemal całą Azję i pół Europy… Dalej jedziemy na wschód, w kierunku Ułan Bator. Pojawia się asfalt. Po prawie 2000 km szutru to miła odmiana. Krajobraz zmienia się jak w kalejdoskopie.
Trawiaste góry ze szczytami z ostrych kamieni, szerokie doliny porośnięte kępkami wysokiej trawy. W pewnym momencie pojawia się pustynia z wydmami. Kilkadziesiąt km dalej – skały jak na Dzikim Zachodzie. Ułan Bator to kolejna zmiana. Zaczyna się ruch, korki, setki aut. Na drodze, która ma dwa pasy do startu ze świateł, ustawiają się 4 rzędy aut. Piesi wymijani są z ułańską fantazją. Akompaniament klaksonów. Dodatkowymi atrakcjami są dziury w jezdni i studzienki kanalizacyjne bez pokryw.
Motocykliści po 2500 km pakują maszyny do Kamaza. Wyjeżdżamy na północ w kierunku Rosji. Na Syberii nie ma się wyboru – jedna droga, dookoła sięgający po horyzont las brzozowy z bagnami. Dojeżdżamy do kolei transyberyjskiej. Kamaz pokonał trasę bez dużych problemów, pękło kilka węży, popsuło się sprzęgło. Sprawdził się w ekstremalnych warunkach. Jego podróż miała być tylko pomocą dla motocyklistów, ale stała się sama w sobie niesamowitą przygodą.Podziękowania: konsulowi RP w Mongolii Leszkowi Wanatowi, PZM o. w Krakowie, przyjaciołom z granicy Andriejowi i Wani oraz firmom: Olek Motocykle, Valvoline, 3line.pl