Osiem miesięcy przygotowań: kompletowanie ekwipunku, przebudowa samochodów, tysiące telefonów, spotkań, dużo logistki. I wreszcie, jak zwykle za wcześnie, przyszedł TEN DZIEŃ – wyjazd: 16 VII, godzina 12.00, Warszawa, siedziba Mercedesa. 19 sierpnia 2009 - Od początku jesteśmy pozdrawiani i zagadywani przez Rosjan: skąd, dokąd, po co. Wszyscy pytają o cel podróży – nie ten geograficzny, ale własny. W Rosji nie podróżuje się dla samej jazdy, zawsze jest ona czymś uzasadniona. W Moskwie nie inaczej, trąbią, machają. Nagle podchodzi kierowca i pyta łamaną polszczyzną, dokąd jedziemy. Mówi, że chce nam pomóc, bo jako innostrańcy nie ruszymy się z tego korka.25-28 sierpnia 2009 - Obładowane Mercedesy ze spokojem przyjmują dzienne przebiegi 700-800 km po drogach tak fatalnych, że tylko ciężarówki Kraz i Ural nic sobie z nich nie robią. Trzeba być czujnym – droga może nagle przejść w przecinkę po świeżo wykarczowanej tajdze. Wielokilometrowe, ziemne odcinki pełne błota i kolein to codzienność. Po 100 km objazdu znowu pojawia się asfalt. Na GPS--ach kolejne tysiące km. W Rosji średnio co tysiąc km kradną nam godzinę – coraz później przyjeżdżamy na miejsce. Jak będziemy wracać oddadzą nam wszystko! Stacje benzynowe coraz słabiej wyposażone, rury bez pistoletów. Płaci się z góry określając ilość paliwa, która zmieści się do baku. Ktoś uruchamia pompę i jeśli kupimy za dużo paliwa, nadwyżka idzie w powietrze.29 sierpnia 2009 - Wjeżdżamy na prom na wyspę Olchon na Bajkale, prawdziwy cud natury. Odpoczywamy, kąpiemy się, choć woda niemiłosiernie zimna. Rano ruszamy z powrotem. Znajdujemy obskurną stację wymiany opon nazywaną Szinomontażem i zmieniamy szosowe opony na terenowe. Podjeżdżamy pod dom Ludmiły, polskiej nauczycielki i opiekunki Polaków w Wierszynie. O wizycie nie uprzedziliśmy nikogo. Mieszkają tu szczęśliwi ludzie BEZ TELEFONÓW! Przy kolacji zaczynają się rozmowy. Z tajgi przybywa Walery, mąż Ludmiły, Łotysz. Z początku nieufny, kończy wieczór, grając na harmonii. Mateusz śpiewa, schodzą się sąsiedzi. Rano, po mszy prowadzonej przez polskiego księdza, Luda zbiera dzieci w polskiej szkole i przekazujemy zeszyty, długopisy, kredki, farby, piórniki oraz książki.5 września 2009 - Przed nami trudny a zarazem piękny odcinek: Irkuck/Uład-Ude/Czita. 600 i 700 km drogi prowadzącej południowym brzegiem Bajkału, a potem pnącej się po przełęczach ponad 1000 m.n.p.m., by serpentynami poprowadzić nas do opustoszałych dolin. Góry porośnięte już złotą tundrą sprawiają, iż w zwykle rozgadanym eterze CB zalega cisza. Każdy stara się zapisać pod powiekami ten widok. W tej scenerii dojeżdżamy do Ułan-Ude, stolicy Obwodu Buriackiego, gdzie stoi największa na świecie głowa Lenina – razem z postumentem ma ponad 18 m.
7 września 2009 - 10 000 km za nami! Pokruszony asfalt „federałki” zastąpił najpierw tłuczeń, potem szuter, by w końcu droga zamieniła się w ziemny trakt. Szeroki, ale pocięty koleinami, sypiący kurzem po oczach, płucach i filtrach powietrza. A tam, gdzie nie dociera słońce, śliski jak diabli. Zostaliśmy tylko my i potężne, rosyjskie ciężarówki. Średnia prędkość spadła do 20-30 km/h. Koleiny zostały chyba z zeszłej wiosny. Nawet dla naszych aut stanowią wyzwanie. Do tego rzeki, na szczęście płytkie, pokonywane w bród. I tak dzień za dniem, 200--300 km dziennie przez 12 godzin. 10 września 2009 - Po kilku trudnych dniach dotarliśmy do Leny. Największa rzeka Syberii przywitała nas piękną plażą. Na drugim brzegu rozpościera się panorama Jakucka. Miasto strategicznie położone nad ogromną rzeką łączy z kołymskim szlakiem tylko jeden prom, a na nim Uazy, Wołgi i Urale – ciężarówki monstra z benzynowymi silnikami! Po godzinnym rejsie (Lena ma prawie 15 km szerokości!) lądujemy w stolicy Jakucji. Klimat dalekiego wschodu. Na ulicach malutcy, skośnoocy Jakuci, architektura pełna kontrastów. Obok rozpadających się blokowisk wyrastają drapacze chmur ze stali i szkła. Wszystkie budynki posadowiono na palach wbitych w wieczną zmarzlinę. Izolowane od luźnej warstwy gruntu nie roztapiają go swoim ciepłem. Jakuck leży w strefie wiecznego lodu, a temperatury spadają poniżej -50oC. Zostajemy na noc, rano chcemy zespawać sprzęgło wiskotyczne w granatowej 290 GD i usunąć termostat – auto przegrzewa się na podjazdach.12 września 2009 - Stało się! Przy zjeździe z promu silnik 290-tki nie zapalił. Grzegorz Gos, nasz cudotwórca, podejrzewa uszkodzenie uszczelki pod głowicą lub głowicy. Po konsultacjach z serwisem w Warszawie decydujemy się zostawić auto. Z powrotem będziemy tu za 2-3 tygodnie a przez ten czas dotrze komplet naprawczy. Nie będzie już tak wygodnie, jedziemy i śpimy po trzech w autach. Ale do Magadanu tylko 1800 km!14 września 2009 - Chcemy jechać starą trasą kołymską, jednak opinie kierowców studzą zapał. Od kiedy priorytetowa jest nowa droga federalna, niczego na starej się nie naprawia. Zwalone mosty i zerwane fragmenty drogi czynią trasę przez Ojmiakon praktycznie nieprzejezdną. Podejmujemy decyzję – stary szlak spróbujemy pokonać w drodze powrotnej. Usta-Nera: założona w 1937 r. osada była obozem przejściowym dla tysięcy więźniów Kołymy. Tu byli rozdzielani do obozów wzdłuż złotonośnej Indygurki i dalej do kopalń uranu, niklu i ołowiu. Osada pewnie sporo się zmieniła od lat 40. XX wieku, ale widok na czarne góry – nie i to robi duże wrażenie. 16 września 2009 - Droga trudna, choć przejezdna. Do celu niecałe 1000 km, ale jedziemy go prawie trzy dni. Ponieważ nawigujemy z papierowego atlasu supermomentem jest odwrócenie ostatniej kartki. Po ponad 12.000 km, przepaleniu parunastu ton paliwa i walce z przeciwnościami, które przestały mieć teraz znaczenie podjeżdżamy pod tablicę z napisem MAGADAN!!!
Przy wyjeździe 230-stka Mateusza stęknęła pod obciążeniem. Pękły tylne sprężyny! Elementy Trail Master nie dały rady syberyjskim bezdrożom i ciężarowi samochodu. Sprężyny zapasowe mamy, tylko że w... Jakucku. Najcięższe rzeczy przepakowujemy do Silvera. Gdy dojeżdżamy do rozjazdu na federałkę i stary szlak kołymski decydujemy się na Drogę na Kościach! Pierwszy wita nas zwalony drewniany most. Na szczęście bród jest płytki. Ogarnia nas wielka cisza. Jedziemy wśród dziwnych, czarnych ni to gór, ni to górniczych hałd. Czuć, że te miejsca były niemymi świadkami tragedii ludzkości. Tutaj ulokowane były obozy kopalnie dostarczające radzieckiej machinie wojennej złota na finansowanie broni i walki w Wielkiej Wojnie Ojczyźnianej.
Na szlaku pojawiają się słynne jamy. To kałuże giganty zajmujące całą szerokość szlaku. Po obu stronach drogi podmokłe łąki. Głębokość jamy nieznana. Wypełnia ją nieprzezroczysta mieszanina błota, wody i czarnego żużlu. Pierwsze przeszkody sondujemy w woderach, ale trwa to wieki. Jedziemy na czuja. Woda zalewa maski, piszczą paski, bucha para. 22-24 września 2009 - Dziś zrobiliśmy 40 km. Do przejechania jeszcze 300. Droga zamieniła się w piekło. Poprowadzony półką wyciętą w stromym zboczu szlak się zarywa. Walczymy o każdy metr. Budujemy fragmenty drogi ze zwalonych drzew, ściągamy kłody wyciągarkami. W pewnym momencie pod Silverem obsuwa się ziemia. Auto jest asekurowane taśmą, ale opiera się słupkiem o drzewo. Wszystko kończy się szczęśliwie. Nękają nas prawie niewidoczne muszki. Przeciskają się przez siatki na twarzach i kąsają do krwi. 25-30 września 2009 - Tajga pokazuje pazury. Decyzja jest trudna – wracamy po śladach do Jakucka. Tu zostawiliśmy Granata. Jednak części utknęły na moskiewskim lotnisku Szeremietiewo. Jesteśmy zdani na naszego inżyniera Grzegorza. Trafiamy do sklepów z częściami, warsztatów i spawacza, który naprawi głowicę. Szukamy miejsca na naprawę. Zatrzymuje nas tajna służba emigracyjna. Zagadnięci o serwis pilotują nas na obrzeża. Dostajemy halę 300 m2, z infrastrukturą techniczną, możliwością mieszkania i ludźmi, którzy wiedzą jak i chcą pomóc. Głowica ląduje u spawacza. Ma być na pojutrze. Przez ten czas serwisujemy nasze auta. Odbieramy głowicę, Wszyscy trzymamy klucze i... kciuki. Po kilku godzinach skręcania Gosu przekręca kluczyk. Silnik startuje prawie od razu. 16 października 2009 - Dojeżdżamy do granicy Polska-Litwa. Pierwszy raz w życiu wysiadam z auta i całuję biało-czerwony słupek z orłem w koronie.