Piękną wiosną opuszczamy Polskę i, kierując się przez Ukrainę, ruszamy do Rosji. Tutaj czekają wielkie odległości – przy odrobinie wytrwałości da się pokonywać blisko 1000 km dziennie. Na chwilę zatrzymujemy się w Kazaniu (piękna stolica Tatarstanu z imponującym Kremlem i pieniędzmi, które leżą dosłownie na ulicy (z rana znaleźć można sporo drobnych), Irkucku i Ułan Ude (stolica Buriacji z największą głową Lenina na świecie).
Oglądając skuty lodem Bajkał myślimy, że kiedyś wypada tu wrócić i zobaczyć jezioro w pełnej krasie. Właściwa podróż rozpoczęła się dopiero w Mongolii. Gwałtowne tempo tranzytowe zmienia się w niemal żółwie. Jeśli chodzi o tereny zurbanizowane czy miejsca z unikalną architekturą i zabytkami, to Mongolia nie oferuje zbyt wiele. Braki rekompensuje piękną dziką przyrodą, niezwykle rozległymi przestrzeniami, malowniczą pustynią Gobi i gościnnymi tubylcami. Podróżując po Mongolii, można zapomnieć co to asfalt, a docieranie z punktu do punktu potrafi być wyzwaniem.
Wiele miejsc udaje się odwiedzić dzięki koordynatom GPS lub pomocy przewodnika. Niewiele jest w tym pięknym kraju znaków i drogowskazów, za to wiele zakamarków, w których można się zgubić. Na pustyni Gobi zastaje nas mroźna zima z opadami śniegu – niezwykłe przeżycie.
Kazachstan odwiedziliśmy po powodzi, skutki której widoczne były praktycznie codziennie. Najbardziej w jednym z miasteczek w drodze do Ałmaty, gdzie wielka woda zabrała właściwie wszystkie zabudowania – kilkadziesiąt domów. Z drugiej strony około dwóch miesięcy po powodzi stało tam już kilkanaście nowych, drewnianych domów.
Próba dotarcia do jeziora Bałchasz spełzła na niczym – samochody potopiły się w błocie na drodze, więc skierowaliśmy się na pojezierze, nad jezioro Ała-kol. Tutaj ugoszczeni zostaliśmy po pańsku przez majstra budowy domków kempingowych i brygadę robotników – tyle ryb nigdy wcześniej nie udało się nam zjeść.Krótka wizyta w miasteczku Lepsinsk zaowocowała wycieczką po przepięknym kanionie rzeki Lepsi. Po kilku godzinach ruszamy dalej – okazuje się, że nie mamy wymaganych zezwoleń pobytowych.
W Kazachstanie warto odwiedzić parki narodowe. Udało nam się dotrzeć do dwóch. Pierwszy to Altym Emel, gdzie podziwiamy dziką zwierzynę, śpiewające wydmy, piękny kanion rzeczny w kolorowych górach, a także integrujemy się ze zmotoryzowanymi podróżnikami z rosyjskiego Nowosybirska.
Kolejny park – Czaryński Kanion – zwiedzamy krótko przed wjazdem do kolejnego państwa. Kanion jest jednym z największych na świecie. Głębokość miejscami przekracza 80 m, a ciągnie się na długości około 200 km. Opuszczając to miejsce, mamy przyjemność spotkać specyficzną polską wycieczkę – wybrał się tu polski korpus dyplomatyczny akredytowany w Kazachstanie.
Kirgistan to przede wszystkim przepiękne, wysokie, ośnieżone góry. Wprawdzie próba zdobycia przełęczy Czong Aszu spełzła na niczym, za to poznaliśmy kilka kirgiskich rodzin i wylądowaliśmy u nich w domu, mając okazję zobaczyć życie od środka. Nieco lepiej poszło na przypadku przełęczy Sook i Barskoon – tutaj maszynom udaje się pokonać granicę 4000 m n.p.m. A nocleg na brzegu jeziora Issyk Kul to przygoda sama w sobie.
Wizyta w kirgiskim mieście Osz nieco się przedłużyła. Spędzamy tu kilka dni w oczekiwaniu na pozwolenie na wjazd do GBAO. Osz to zwykłe, senne miasteczko z kolorowymi bazarami. Kilka tygodni później wybuchły tu zamieszki i zginęło sporo ludzi, a klimatyczne bazary podobno poszły z dymem. Cóż, podróż zbiegła się z przewrotem. Niespokojnych czasów właściwie nie odczuliśmy. Gdyby nie media, nie wiedzielibyśmy o tym.
Dalej ruszamy do Tadżykistanu, na podbój Pamiru. Już nocny przejazd przez Kyzył Art był niezwykły. Rankiem barometr głupieje, pokazując 570 hPa. Głupieją również organizmy – nie potrafimy się pozbierać. Jak udaje się dotrzeć wzdłuż granicy z Chinami do Karakoł, pozostało zagadką. Słabą kondycję rekompensują przepiękne widoki. Pojawia się za to problem ze zdobyciem paliwa. W Murgab jest wprawdzie stacja paliw, ale… bez paliw. Dokonujemy niezbędnych formalności na lokalnej milicji i ruszamy w kierunku korytarza Wachańskiego. Dzień spędzamy na wycieczce wzdłuż rzeki Pamir, będącej granicą z Afganistanem, który znalazł się na wyciągnięcie ręki.
Dalej ruszamy w kierunku Uzbekistanu, do którego docieramy, mając już nieważne wizy: turkmeńską i irańską, a uzbecka traci ważność za dwa dni. Procedury formalne zatrzymują nas w areszcie hotelowym w Taszkencie. Uzbecką stolicę poznajemy za to lepiej niż Warszawę… Po dopełnieniu formalności ruszamy na wycieczkę do Samarkandy i Buchary i wracamy do Kazachstanu (nie udało się wyrobić po raz drugi wizy Turkmenistanu, więc trzeba zmienić plany).W Kazachstanie trasa biegnie wzdłuż rzeki SyrDaria, której ślad prowadzi do Aralska. Kiedyś było to miasto portowe, dzisiaj odległe aż 70 km od aktualnej linii brzegowej Jeziora Aralskiego.
Wyruszamy oczywiście na poszukiwanie cmentarzyska statków, które teraz stoją na środku stepu. Potem, mijając m.in. rosyjski kosmodrom w Bajkonurze, docieramy do Europy – w Uralsku wyrabiamy wizy rosyjskie i wracamy do domu. Po blisko 90 dniach przekraczamy granicę ukraińsko-polską w Krościenku i jesteśmy w domu.
Region Pamiru nie jest jedyną atrakcją Tadżykistanu
Bardzo górzysty kraj – ponad połowa terytorium leży na wysokości powyżej 3000 m n.p.m., zaś najwyżej położony jest szczyt Ismaila Samaniego (7495 m n.p.m.). Słabe drogi utrudniają rozwój gospodarczy i podróżowanie po kraju.
Jedną z największych atrakcji turystycznych jest przejazd Trasą Pamirską. Należy pamiętać o posiadaniu w paszporcie dodatkowego pozwolenia na GBAO (Górski Badachszański Okręg Autonomiczny). Trzeba się o nie postarać w ambasadzie (razem z wizą), załatwić w stolicy lub np. w lokalnym biurze podróży, co jest już jednak droższe. Ostry klimat sprawia, że region Pamiru praktycznie pozbawiony jest lasów.
Gwałtowne zmiany pogody były szczególnie widoczne w wysokich partiach Pamiru. Podczas podróży wzdłuż Korytarza Wachańskiego mamy przepiękną, słoneczną pogodę, by na drugi dzień, na przełęczy Koitezi zetknąć się z atakiem ostrej zimy. Kilkadziesiąt km dalej, dzień później zaczynają się takie opady deszczu, że rzeka Pandż ledwo daje radę odprowadzać nadmiar wody. Jesteśmy również świadkiem lawiny błotnej – na naszych oczach o mało nie zginęła tadżycka rodzina.
Areszt pomógł w poznaniu Taszkentu
Kolejne państwo będące do 1991 r. republiką ZSRR. Leży pomiędzy rzekami Amu-daria i Syr-daria. Jeden z nielicznych krajów na świecie podwójnie śródlądowy (sąsiedzkie również nie mają dostępu do morza). Tereny w większości równinne.
Nowoczesna stolica ma jedyne w Azji Środkowej metro (3 niezbyt długie linie), z bardzo bogato zdobionymi stacjami, na których znajdziemy marmury, pozłacane świeczniki itp. Charakterystycznym elementem miasta jest też wysoka, 375-metrowa wieża telewizyjna.
Ze względu na problemy wizowe utknęliśmy w Taszkencie na blisko 2 tygodnie. Tyle czasu zajęło załatwienie wszystkich procedur. Uzbecką stolicę znamy lepiej niż inne.
Najtańszy sposób na podróżowanie
W cenie dwutygodniowej wycieczki trekingowej do Ameryki Płd. udało się nam przeżyć w Azji blisko 3 miesiące. Pomijając duże aglomeracje, gdzie poziom życia i cen jest zbliżony do europejskich standardów, życie na prowincji jest bardzo tanie. Zwykle za równowartość kilku USD udaje się zjeść pełny posiłek. W większości przypadków nocujemy w samochodach – w końcu mamy je przecież odpowiednio przygotowane.
Największymi składowymi kosztów wyprawy okazały się opłaty formalne (wizy, opłaty celne, łapówki na przejściach granicznych) oraz koszty paliwa, którego ceny są mocno zróżnicowane (zazwyczaj poniżej połowy cen europejskich). Niestety, w niektórych miejscach występują czasowe braki w dostawach paliwa, przede wszystkim oleju napędowego.
Poczciwe Land Rovery (Discovery i Defender 300 TDI) spisały się nad wyraz dzielnie. Syberyjskie mrozy, śnieg na Gobi, błoto w Kazachstanie, wysokogórskie przejazdy przez masyw Tienszan i Pamir, powódź w Tadżykistanie, upały pod Samarkandą, przeprawa solna po dnie jeziora Aralskiego – to wszystko nie miało wielkiego wpływu na pojazdy.
Przeciętne spalanie wahało się między 12 a 14 l oleju/100 km. Nie obyło się bez usterek, w Defenderze „poleciał” tylny amortyzator i pojawiły się problemy z instalacją elektryczną, w Discovery kolejno trzeba było naprawiać: krzyżaki przedniego wału, lewy przegub i tylny dyferencjał.
Podziękowania dla firmy Zarmen za pomoc w przygotowaniu samochodu. Szczegółowa relacja i tysiące zdjęć na www.cypis.pl.