Wybierając przygodę z szybowcami, trzeba brać pod uwagę, że droga do samodzielnego wzbicia się w powietrze nie jest krótka. W trakcie kursu odbywa się określoną liczbę lotów, a każdy start uzależniony jest od pogody.
Czasem czeka się na lotnisku od 5 rano, a loty zostają odwołane przez złą aurę. Pierwszym krokiem jest zapisanie się na kurs teoretyczny w regionalnym aeroklubie, gdzie poznaje się m.in. zasady aerodynamiki i meteorologii. W trybie weekendowym trwa on około 2-3 miesięcy (niewiele krócej niż przy kursach na samolot silnikowy) i kończy się zaświadczeniem o ukończeniu.
Kolejny etap to praktyka, którą można odbyć w dowolnym aeroklubie. Ciekawym miejscem na to jest słynna górska szkoła szybowcowa na górze Żar (www.glidezar.com). Kiedy na lotniskach nizinnych sezon kończy się na początku września, tutaj dzięki wiatrom halnym trwa w najlepsze. Pozwalają one wznosić się nawet na wysokość 6 km przy holowaniu do 300 m. Na innych lotniskach szybowiec często musi być wynoszony nawet na wysokość 1 km.
Po zaliczeniu kursu można latać samodzielnie, jednak wymagana jest obecność na lotnisku poinformowanego o locie instruktora. Przyszły pilot szkoli się dalej m.in. z celności lądowania,wykorzystywania termiki itp. Po wylataniu 35 h uczeń pilot może podejść do egzaminu państwowego w celu uzyskania licencji pilota szybowcowego.
Szybownictwo często uważane jest za sport bardzo niebezpieczny. Wypadki śmiertelne zdarzają się jednak bardzo rzadko i głównie z winy człowieka. Aby latać, wykorzystuje się kominy termiczne, czyli pionowe, wznoszące prądy powietrza, a na wyżynach tzw. fale górskie i loty żaglowe. Jednak nieznalezienie na czas kolejnej siły nośnej nie kończy się upadkiem. Szybowce mają tzw. doskonałość – cechę informującą, jak daleko maszyna bądąca na wys. 1 km jest w stanie przelecieć bez „napędu”.
Współcześnie są to wartości od 30 do 60 km. Zawsze zatem jest czas na znalezienie lądowiska, szczególnie że szybowce są bardzo dobrze przystosowane do siadania na polach. W takich sytuacjach często przydaje się samochód terenowy (np. Land Rover Freelander 2), który z 9-metrową, ciężką przyczepą dojedzie w trudny teren by zabrać maszynę. Ma to duże znaczenie zwłaszcza w górach, gdzie do niektórych rejonów nie da się dotrzeć samochodem bez dobrego napędu 4x4.
Dla tych, którzy chcą szybciej wzbić się w powietrze i być bardziej niezależni od lotnisk i ich infrastruktury, pozostają paralotnie. Sport ten przybył do Polski z Czechosłowacji pod koniec lat 80. Całe wyposażenie mieści się w specjalnym plecaku, który bez problemu można zapakować do bagażnika samochodu. Koszt nowego sprzętu to około 10 000 zł, jednak kupując używany można zaoszczędzić nawet 4 tys. zł.
Znalezienie szkółki paralotniowej nie stanowi dziś problemu (np. www.paralotnie-albatros.pl). Szkolenie składa się z dwóch etapów. Pierwszy, w cenie ok. 800 zł, trwa 5 dni i obejmuje 8 godzin teorii oraz 20 lotów niskich (gdzie różnica wysokości pomiędzy startem a lądowaniem nie jest większa niż 150 m). Kursant wyposażony jest w radio i, wykonując polecenia instruktora, uczy się startów, lądowań i poszczególnych manewrów.
Etap drugi, to koszt średnio 900 zł, a przyszły paralotniarz zdobywa umiejętności samodzielnego planowania lądowania, wytracania prędkości, wykonywania kręgów w powietrzu itp. Po ukończeniu dwóch etapów podchodzi się do egzaminu państwowego, który również odbywa się w szkółce. Później oczywiście można uczestniczyć w dodatkowych szkoleniach, które zwiększają ważne w szybowaniu umiejętności.
Posiadanie odpowiednich uprawnień jest niezbędne do uprawiania paralotniarstwa, ponieważ do legitymowania z nich upoważniona jest policja, straż miejska, a także instruktorzy latania. Kiedy już posiada się odpowiednie umiejętności i własny sprzęt, można zacząć samodzielne loty. Startuje się, zbiegając w dół stoku przy odpowiednim wietrze, który uniesie skrzydło. Należy jednak pamiętać, o uzyskaniu zgody, od właściciela jeśli korzysta się z terenów prywatnych i lotnisk.