Żeby lepiej przygotować się do planowanej wycieczki, postanawiamy przeszukać internet. W sieci znajdujemy stronę Bagiennego Bractwa Obserwatorów Terenowych, działającego na terenie Lasów Janowskich. Uzbrojeni w liczne argumenty dzwonimy na podany numer, ale osoby po drugiej stronie linii wcale nie trzeba przekonywać. – Przyjeżdżajcie! Na pewno wyjedziecie zadowoleni! – zaprasza Artur Skiba.
Z naszym przewodnikiem spotykamy się w umówionym zajeździe na pysznej golonce. Uczta skutkuje przytkanymi żyłami, ale również obgadaną w szczegółach trasą. Przed wyruszeniem zaglądamy jeszcze do Ośrodka Edukacji Ekologicznej Nadleśnictwa Janów Lubelski, by otrzymać „błogosławieństwo” od leśników. Wizyta w lśniącym nowością ośrodku, rozbrzmiewającym śmiechem małych kolonistów, jest dowodem, że dotacje unijne nie poszły tu na marne. Oprócz pokoi hotelowych urządzono w nim sale, w których odbywają się konferencje i warsztaty, utworzono pracownię komputerową oraz – będące oczkiem w głowie pana kierownika Andrzeja Wediuka – muzeum przyrodnicze.
Z zatwierdzoną oficjalnie drogą i czystym sumieniem ruszamy w blisko stukilometrową trasę, której znaczna część wiedzie przez lasy i pola, sprawiając satysfakcję każdemu amatorowi off-roadu. Ale nie tylko – profesjonaliści również by tu się nie nudzili. Jeśli wyjadą z Janowa Lubelskiego na wprost ulicą Wojska Polskiego, dalej mogą podążać prostym jak drut Gościńcem Biłgorajskim, który jest drogą publiczną o długości 22 km, ale szansę na jego pokonanie w całości mają jedynie dobrze przygotowane pojazdy – z wyciągarkami, oponami typu MT, a nawet zwolnicami.
O samotnej wyprawie lepiej nie myśleć, bo można utknąć na dobre na łąkach Toboła. Dla standardowych SUV-ów gościniec staje się przejezdny we wsi Flisy i tu rozpoczyna się nasz roadbook. Trakt ma niezwykłą historię. Dawno temu drogę wytyczył inżynier pragnący połączyć idealnie prostą linią kościoły w Biłgoraju i Janowie. Niestety popełnił drobny błąd w obliczeniach i droga minimalnie mija się z celem. Skaza na honorze nie pozwoliła mu dalej żyć i nieszczęśnik popełnił samobójstwo. Gdyby stał się świadkiem dzisiejszych „pomyłek” naszych drogowców, z pewnością nie byłby dla siebie aż tak surowy…
Od pierwszych kratek naszego roadbooka mamy okazję delektować się terenowymi drogami (głównie szutrowymi i piaszczystymi) oraz pięknymi widokami na Lasy Janowskie. Jeszcze chwila przerwy na parokilometrowy odcinek asfaltu, którym przecinamy Szewce i Momoty, a później czeka nas już nieprzerwany off-road. Nie warto się jednak spieszyć – w Momotach Górnych koniecznie zatrzymajmy się przed drewnianym kościółkiem, który własnoręcznie zbudował i ozdobił śp. ksiądz Kazimierz Pińciurek.
Za Momotami ponownie wjeżdżamy na drogę leśną, a dzięki uprzejmości nadleśnictwa mamy również okazję pokonać dziurawy mostek nad uroczą rzeczką Bukowa. Dysponując większą liczbą dni wolnych, możemy pokusić się o spływ jej nurtem. – To doskonały pomysł zwłaszcza na gorące dni – zachwala Artur Skiba. – Bukowa ma bowiem „klimatyzację”! Płynie w głębokim jarze i dobrze kryje się w cieniu drzew, dlatego zawsze panuje tam przyjemny chłód. Przy okazji możemy też spotkać wydry i bobry.
Kolejnym przystankiem na naszej drodze jest Łążek Garncarski. To wioska, w której niemal każdy – z dziada pradziada – para się garncarstwem bądź kaflarstwem. Na organizowany co roku w czerwcu jarmark przybywa tu kilka tysięcy ludzi! O każdej porze roku można tu zaś spróbować swych sił w garncarskim fachu. Nasza miska wyszła niestety ciut nieforemna…
Za Łążkiem już na dobre zagłębiamy się w cudownych Lasach Janowskich. Głębokie nie oznacza, że bezludne. Co jakiś czas na drodze spotykamy niewielkie przysiółki, których mieszkańcy stronią od cywilizacji. Ta zresztą wcale nie jest tak odległa – Stalowa Wola znajduje się na wyciągnięcie ręki. Przemierzając lasy, koniecznie polecamy przystanek w kilkudomowym Dębowcu. Stąd – już pieszo – warto przejść się do Rezerwatu Imielty Ług, aby pod własnymi stopami poczuć prawdziwe torfowisko. Bez obaw – utonąć w nim jest trudno, ale spacer wśród łanów żurawiny to niezapomniane przeżycie. Jeśli dopisze szczęście, być może zobaczymy żurawia, łosia, a nawet wilka. Na pewno wystraszyć nas może krwiożercza rosiczka oraz borówka bagienna, która nieco na wyrost zwana jest pijanicą. Zawstydzającym widokiem jest niestety ślad opony motocykla crossowego, którego właściciel postanowił w rezerwacie „poszukać ciszy”. Dla terenowców to niezbyt korzystna reklama.
Jeszcze nigdy w czasie naszych podróży nie mieliśmy okazji jechać wąską ścieżką otoczeni zewsząd rozległymi stawami. Tym razem trasa prowadzi przez środek Stawów Świdrowskich – w niektórych momentach, wysiadając z auta, wpadlibyśmy wprost do wody! Miejsce to dostępne jest wyłącznie dla terenówek lub bardzo zdeterminowanych kierowców samochodów osobowych, ale podobno w przyszłości ma tu być położony asfalt. Korzystajmy więc, póki jest jeszcze pięknie i odludnie.
Kto poczuje przesyt jazdy lasami, temu radzimy wytrwać do Łysakowa. Warto wspiąć się tu stromą ścieżką w miejsce, skąd rozpościera się wspaniały widok na Wyżynę Lubelską i Roztocze Zachodnie, a także Lasy Janowskie. Choć czas nagli, długo nie możemy nasycić oczu pięknym krajobrazem. Ostatni etap podróży to już powrót do Janowa Lubelskiego. Po zjechaniu z asfaltu we wsi Potoczek szybko wjeżdżamy na drogę wiodącą brzegiem pól i lasu, która może doprowadzić aż do centrum miasta. W naszym roadbooku nie było miejsca na opisanie wszystkich zakrętów i skrzyżowań, ale kierując się intuicyjnie „drogą na wprost”, nie powinniśmy zabłądzić. Po drodze czeka nie lada atrakcja w postaci prywatnej kolekcji pojazdów militarnych w Kopcach, której właściciel jest zapalonym off-roaderem.
Podróżując po Lasach Janowskich, sporo czasu powinniśmy zarezerwować na odwiedziny samego Janowa i jego okolic. W mieście przede wszystkim warto zwiedzić słynące z objawień Sanktuarium Matki Bożej. Chwile zadumy i wyciszenia gwarantują nam jeszcze Źródlisko – miejsce wielkanocnych ablucji oraz Kruczek, z kapliczką św. Antoniego i drogą krzyżową.
W Janowie, który był niegdyś siedzibą władz Obwodu Zamojskiego, można pospacerować po rynku, parku i wąskich uliczkach, poleżeć na Złotych Plażach lub wykąpać się w Janowskim Zalewie. Koniecznie należy poszukać jedynej w Polsce Szkoły Suki Biłgorajskiej i wkraść się w łaski jej właściciela Zbigniewa Butryna, który chętnie prezentuje nietypowe instrumenty, snując jednocześnie długie opowieści i dźwięcznie przy tym grając. Pana Butryna możemy również zastać w Ostoi Konika Biłgorajskiego w Szklarni, którą się opiekuje. Nieduże rumaki mają klawe życie – nie muszą (prawie) nic robić przez cały rok, a wszyscy je i tak podziwiają! W Janowskich Lasach nie brakuje off-roadowych atrakcji. Nasza wycieczka jest jedną z wielu propozycji. Szef Bagiennego Bractwa Obserwatorów Terenowych miał całkowitą rację. Wyjeżdżaliśmy bardzo zadowoleni!