Zawody rozegrano na terenie Twierdzy Modlin i w jej okolicach. Dwie kategorie – „sport” i „wyczyn” miały do przejechania po pięć odcinków specjalnych.
Wyczynowcom dla utrudnienia, zaplombowano wyciągarki. W ruch poszły więc trapy i kinetyki. Pierwsi śmiałkowie w drodze po pieczątkę utknęli na kwadrans w fosie. Następni zawodnicy, obserwując te zmagania, szukali innej trasy. Jadąc od drugiej strony – stromą, ciasną ścieżką, można było podbić kartę już po minucie. Przy pokonywaniu przeszkód efekty dawała praca zespołowa kilku aut. Taką taktykę stosowali kierowcy UAZ-ów. Pierwsza załoga rozkładała trapy, po których przejeżdżały trzy auta jedno po drugim. Na jednym z mokrych oesów, woda z bajorka dostała się do silnika Daihatsu i jakoś nie chciała się sprężyć.
Kategoria sport pozwalała się wyjeździć. Zawodnicy z Des Muldes – na co dzień sami startujący potworkami zbudowanymi na ramach Discovery i mostach Patrola – jako organizatorzy nie byli brani pod uwagę w klasyfikacji. Dało to szansę innym zaznać rywalizacji wśród mniej zmodyfikowanych aut. Szybkie, kręte, wyboiste fragmenty rajdu były spełnieniem marzeń dla odważnych pilotów i szalonych kierowców. A jeden z odcinków będzie się śnić po nocach. Start rozpoczynał się stromym zjazdem do fosy, na dole czyhał ostry zakręt w lewo. Niefrasobliwym skokiem w dół można było przelecieć zakręt i wylądować w rowie. Potem było kilka łuków do pokonania na dwóch kołach, różnej długości hopki i powrót tym samym stromym podjazdem. Przy pokonywaniu drogi w górę auta wylatywały z fosy jak pociski z moździeży.
Toyota, która przekraczając metę leciała najwyżej, w czasie lądowania zmieliła przedni most. Na jednej osi nie dało się pokonać reszty odcinków. Trzy inne auta miały chyba dość, bo położyły się na boku, rozpaczliwie kręcąc kołami. Rywalizacja odbywała się głównie wśród posiadaczy Nissanów Patroli GR Y60, w dodatku wszystkie napędzane były rzędowa szóstką 2.8. Dlatego szanse były wyrównane. Szkoda, że te dzielne i wytrzymałe auta mają delikatne serduszka. Robert Woźnicki Zielony i Krzysztof Siwiecki wygrali kategorię sport, dolewając w trakcie zawodów prawie 9 l oleju do silnika. Na mecie motor jednak padł. Drudzy byli Elżbieta i Leszek Kokoszka, którzy też dojechali z dymiącym silnikiem.