Zimą wyjazdy offroadowe koncentrują się na Afryce. Wspólnie z grupą znajomych od dłuższego czasu myśleliśmy o zimowej wyprawie w Karpaty. Wiele osób odradzało ten kierunek: to nie ma sensu, bo tam w zimie nie ma jak jeździć, śnieg do pasa i w ogóle to w zimie siedzi się w domu albo jeździ w ciepłych krajach.
Po krótkiej naradzie w gronie ekipy BezAsfaltu zapada decyzja. Jedziemy na Ukrainę, a konkretnie na Zakarpacie. Przy okazji przetestujemy instalację gazową, którą produkuje firma STAG. Dostajemy przygotowaną do offroadu Toyotę FJz zainstalowanym systemem autogaz.
Trasę przygotowaliśmy w kilka godzin. Auto spakowane, wszyscy gotowi. Start! O tej porze roku spodziewaliśmy się trudnych warunków, ale to co zastaliśmy na miejscu przerosło oczekiwania. W niższych partiach gór duuużo błota, wyżej – masy śniegu. Błoto, śnieg i lód przez kolejny tydzień stały się naszą codziennością. Już pierwszego dnia chcąc zobaczyć zamek w Dobromilu wspinaliśmy się w górę po głębokim śniegu. I od razu pierwsza niespodzianka – pod głębokim śniegiem pokłady błota.
Efekt? Przymusowy postój i półtoragodzinne odkopywanie auta. Musimy zawrócić. W okolicy nie ma nawet jednego drzewa więc nie możemy korzystać z pomocy wyciągarki, a po horyzont brak cywilizacji. Jedziemy na nocleg do Iwano-Frankowska, gdzie nocujemy u przyjaciół w hostelu Fenomen. Po pierwszym od 30 godzin noclegu kolejny dzień postanowiliśmy spędzić spokojnie i trochę odpocząć. Wyruszyliśmy w pasmo Czarnohory. Piękne widoki, niezapomniane krajobrazy, które o tej porze roku podziwiać można jedynie z okien terenówki.
Dziewicze drogi, nienaruszona biel. Jako pierwsi od wielu dni zostawialiśmy ślady opon na śniegu. Posuwamy się wolno, zaspy po pas i co chwila musimy korzystać z wyciągarki aby przedrzeć się przez kolejną pryzmę. Dzień słoneczny i piękny więc nadrabiamy zaległości filmowo-fotograficzne. Nazajutrz ma do nas dołączyć Jeep ukraińskich przyjaciół, więc będziemy mogli pokusić sie o wjazd w trudniejsze drogi. Rano żegnamy się z gościnnymi progami Fenomena.
Gospodarze sprawiają nam wielką niespodziankę. Stojąc na dachu naszego auta grają na pożegnanie tradycyjną huculską melodię na trąbitach. Ten dzień był bardzo intensywny. Już razem z ukraińskimi przyjaciółmi: Iną, Irą, Kolą i Pietią odbyliśmy kilka spotkań z lokalnymi kontrahentami firmy STAG, a potem ruszyliśmy w góry.
Temperatura oscyluje wokół zera więc wszystkie potoki i kałuże poodmarzały. Dużo zabawy przy pokonywaniu brodów oraz błotno-śnieżnych odcinków dróg. Trasa to tzw. drogi zrywkowe, którymi na co dzień poruszają się ogromne ciężarówki z drewnem. Przepastne koleiny wypełniły się mieszanką błota i śniegu. Przejazd po takich odcinkach to poważne wyzwanie i dużo frajdy. Na polanę pod Osmodą dojeżdżamy już po zmroku. Gotujemy posiłek i mamy chwilę odpoczynku. Dalej w nocy już nie pojedziemy. Wracamy w dolinę, znajdujemy nocleg i zmęczeni natychmiast zasypiamy.
Kolejny dzień to znowu droga pod górę w głębokim śniegu. Wspinaliśmy się pod Howerlę i Łazeszczynę. Wyciągarki mocno eksploatowane ale w pewnym momencie śnieg okazał się za głęboki. Biorąc pod uwagę, że czas którym dysponujemy jest ograniczony i nie możemy sobie pozwolić na zdobywanie jednej góry przez tydzień, zarządzamy odwrót aby późnym wieczorem wspiąć się trudną drogą na Dragobrat.
Nie obyło się bez przygód. W środku nocy zmęczenie po całodniowej walce spowodowało, że na podjeździe pomyliliśmy drogi i wjechaliśmy na trasę bardziej przypominającą tor bobslejowy niż drogę. Na pewno ilość lodu i nachylenie spełniały normy dla takiego obiektu. O zawróceniu lub zatrzymaniu samochodu nie było mowy. Przyczepność bliska zeru. Samochody zsuwały sie niezależnie od tego czy hamowaliśmy czy próbowaliśmy jechać do góry. Zjazd około 500 m do właściwej trasy, ale częściej na linie niż kołach, zabrał kolejne 2 godziny. W końcu dotarliśmy szczęśliwie ma miejsce. Opłacało się! Noc spędziliśmy w najstarszym schronisku w tej części gór.
Cudowne, ciepłe miejsce z przemiłymi gospodarzami! Rano z nowymi siłami chcieliśmy od razu wyruszyć w dalszą drogę ale przypadkowo zostaliśmy autorami małego show. Chwila nieuwagi i ekipa Jeepa wypada z koleiny prosto w zaspę. Godzina walki i Jeep uwolniony. Przy okazji zbiera się okazała widownia, która nas dopinguje. Dzień się jeszcze na dobre nie zaczął, a wszyscy już są przemoczeni i zmęczeni.
Wracamy w góry. Na jednym z dosyć stromych podjazdów prawie zaliczamy rolkę. Auto przechyla się niebezpiecznie na lewą stronę. Chwila ciszy! Udało się! Toyota jest mocno pochylona, ale stoi na kołach. W zimie trzeba pamiętać, że pod śniegiem potrafią być ukryte przepusty, rowy, koleiny. Tego dnia wjeżdżamy jeszcze na Kobyłecką Polanę.
Jest pięknie. Jedziemy na nocleg do Worochty. Kolejny dzień to droga na Howerlę. Przy wjeździe strażnicy ostrzegają, że w górach grasuje niedźwiedź, który tego roku wyjątkowo nie zasnął. Jedziemy! Na drodze tradycyjnie dużo śniegu i ciągła walka. Niestety to już ostatni dzień naszego zimowego wypadu na Zakarpacie. Żegnamy się z przyjaciółmi z Ukrainy.
I z żalem wracamy do realnego świata. Toyota z instalacją gazową STAG spisała się znakomicie – najmniejszych problemów. Zbiornik o pojemności 45 l starczał na cały dzień walki w śniegu.
Zimowy offroad to wspaniała przygoda ale należy pamiętać, że może zdarzyć się nocleg pod chmurką. Trzeba mieć ze sobą ciepłe ubrania i dobry sprzęt biwakowy, który zapewni bezpieczny nocleg w niskich temperaturch. Obowiązkowe wyposażenie auta to: wyciągarka, lina i pasy „przedłużacze” do wyciagarki, łopaty i zapas paliwa. Łańcuchy i trapy też się przydadzą.
Tekst i zdjęcia Wojtek Ziemak