Według Google Maps odległość drogowa między Warszawą a Genewą to ok. 1600 km, ale można też pojechać przez... Nürburgring i Luksemburg, a wrócić tunelem pod Mont Blanc i dalej przez Aostę oraz Como, co w sumie daje już nieco ponad 4000 km. Naturalnie wybieramy właśnie tę opcję. Zapraszamy do galerii zdjęć z obszerną relacją z wiosennego wyjazdu na południe Europy.
AUDI S3 LIMOUSINE S tronic – TEST DŁUGODYSTANSOWY
Odcinek 4 | Przebieg: 11200 km | Zużycie paliwa: 9,2 l/100 km
Zalety:
- Klawisz Audi Drive Select zmienia charakter samochodu, regulowane amortyzatory faktycznie potrafią zapewnić komfort jazdy.
- Zużycie paliwa ciągle w dół. Jak tak dalej pójdzie to zaczniemy produkować benzynę ;)
Wady:
- Nawigacja zaczęła się gubić za granicą. To irytujące podczas jazdy po nieznanych drogach
Dane techniczne: silnik 1984 cm3 turbo, benzyna, napęd 4x4, 310 KM, 400 Nm, 6,5 l/100 km, 0-100 km/h – 4,6 s, maks. 250 km/h, masa: 1570 kg,
Cena: 174 700 zł /271 140 zł (test.)
Galeria zdjęć
Bagażnik S3 Limousine nie jest zbyt duży, bo jego wysokość ogranicza napęd tylnej osi i pełnowymiarowe koło zapasowe, ale miejsca dla bagaży dla dwojga na nieco ponad tygodniowy wyjazd jest w sam raz. Udało się upchnąć trochę sprzętu do górskich wędrówek, bo w planach jest wizyta pod Mont Blanc.
Metę pierwszego etapu podróży ustalamy w niemieckim Chemnitz, oddalonym od Warszawy o ok. 700 km. Dystans ten poświęcam na bliższe poznanie się z naszym Audi S3. Przesiadam się do niego bezpośrednio z Golfa R, nie sposób więc uciec od porównywania tych samochodów – tym bardziej, że blisko spokrewnione technologicznie auta zgodnie z potoczną opinią to „to samo tylko w innej budzie“.
Otóż nie. Pomimo silnika o bardzo zbliżonej mocy (300 KM w przedliftowym Golfie i 310 KM w najnowszym S3) i niemal analogicznego napędu na 4 koła, samochody mają zupełnie różny charakter. To prawda, że topowo wyposażone S3 odnoszę do Golfa R w niemal bazowej specyfikacji z manualną skrzynią biegów, ale różnice są naprawdę kolosalne. Golf na każdym kroku prowokuje i absorbuje, zdaje się nieustannie podszeptywać łobuzerskim tonem „śmiało, dociśnij, do marginesu jeszcze daleko“, tymczasem S3 spokojnie tłumaczy „jest dobrze i szybko, nie ma powodu szarpać się o więcej“. Wyraźnie odczuwalne są również różnice jakościowe, tutaj Audi zdecydowanie stoi o klasę wyżej.
Z Chemnitz ruszamy w kierunku Nürburgring. Od kultowego toru ochrzszczonego przez Jackiego Stewarta mianem „Zielonego piekła“ dzieli nas 500 km. S3 wreszcie ma szansę w szybszym tempie nawinąć na koła nieco asfaltu. Przy okazji testujemy aktywny tempomat, który w połączeniu z lane assist rzeczywiście daje namiastkę samochodu autonomicznego. Oba systemy wymagają chwili przyzwyczajenia i nie zwalniają kierowcy z czujności, przestawiają ją tylko na nieco inne tory – hamowanie i przyspieszanie przejmuje aktywny tempomat, w zamian natomiast trzeba koncentrować się na planowaniu manewrów, tak aby przed samochodem cały czas pozostawał wolny pas. Manewr wyprzedzania trzeba zacząć odpowiednio wcześnie, bo zagapienie się i zbliżenie do poprzedzającego auta powoduje automatyczne wytracanie prędkości i utratę płynności jazdy. Lane assist z kolei chroni przed najechaniem na linie wyznaczające pasy jezdni, samoczynnie korygując tor jazdy, po chwili jednak upomina się o przejęcie kontroli nad pojazdem. Całość działa świetnie i naprawdę wspiera kierowcę, aczkolwiek wymaga chwili przyzwyczajenia – cóż, przyszłość już tu jest...
Dotarcie w okolice toru radykalnie zmienia charakter naszej podróży. Co prawda na samym Ringu w ten weekend akurat nic się nie dzieje, popularne touristenfahrten zaplanowane są dopiero na kolejny tydzień, ale nam to w niczym nie przeszkadza. W okalających tor górach Eifel liczy się nie tylko Ring, ale też kręte, pełne przewyższeń i spadań drogi wokół niego. S3 czuje się na nich jak ryba w wodzie. Po przełączeniu w tryb Dynamic i na manualną zmianę biegów zapominam o wcześniejszych „autonomicznych“ doświadczeniach z autostrady. Samochód prowadzi się jak po szynach nawet w naprawdę ciasnych zakrętach, a przy ręcznej zmianie biegów frajdę niewiarygodnie podbija przepiękne basowe dudnienie dochodzące z wydechu. Co ciekawe, to wszystko w granicach dopuszczalnych przepisami limitów prędkości. Więcej, momentami wyrozumiałość niemieckich prawodawców wydaje się wręcz skrojona na miarę ambicji odwiedzających te okolice petrolheadów – szczególnie w kontekście pokropującego deszczu...
Kiedy opuszczamy Nürburgring, pada już na dobre. Przed nami ponad 700 km autostrady wiodącej przez Luksemburg, Nancy i Dijon w kierunku francuskiego Annecy – naszej bazy podczas Genewa Motor Show. Niemal cała trasa mija w ulewnym deszczu, po zmroku, w fatalnej widoczności. Warunki okazują się trudne nie tylko dla człowieka, ale również zaawansowanej technologii, która w założeniu ma go wspierać. Świetnie sprawdzający się w Niemczech lane assist teraz okazuje się praktycznie bezużyteczny – system nieustannie traci oparcie w słabo namalowanych, niemal niewidocznych na mokrym asfalcie liniach. Twardy orzech do zgryzienia mają też – na co dzień genialne – reflektory full-LED z selektywnym doświetlaniem przestrzeni przed samochodem. Zgubne dla nich okazują się duże białe odblaski montowane na francuskich autostradach między pasami – system odczytuje je jako znaki drogowe i nieustannie doświetla, oślepiając tym samym jadących z naprzeciwka kierowców. Po kilku „ostrzeżeniach“ wysłanych przez zamontowane na dachach TIR-ów „szperacze“ jestem zmuszony odpuścić i kontynuować podróż już bez wsparcia elektroniki, sam zmieniając tryby świateł między mijania a drogowymi.
Marcowa aura w okolicach Genewy bywa kapryśna. Przekonujemy się o tym już pierwszego targowego dnia. Obfite nocne opady śniegu powodują, iż na 40-kilometrowym odcinku drogi między Annecy a Genewą nad ranem fragmentami zalegają płaty jeszcze nie do końca rozjeżdżonego puchu. Wreszcie na mojej twarzy za sprawą napędu quattro może zagościć uśmiech wyższości. Aczkolwiek to przewaga jedynie psychologiczna, gdyż z racji tłoku na drodze ruch odbywa się w ślimaczym tempie…
Na targach mnóstwo nowości i ciekawych samochodów do obejrzenia. Warto odnotować najmocniejszę wersję Audi A3 – RS 3 sedan w identycznym kolorze jak nasze długodystansowe S3. Na pierwszy rzut oka wyglądają podobnie, ale w rzeczywistości różnią się w wielu detalach, w tym w najważniejszym – silniku. W RS 3 to pięciocylindrowe turbo o mocy aż 400 KM, które czyni z tego modelu najmocniejszy seryjny samochód kompaktowy na świecie.
Napęd quattro pozwala zachować spokój ducha również podczas kolejnego etapu podróży wiodącego ze Szwajcarii tunelem pod Mont Blanc do Włoch. W okolicach Courmayeur, leżącego u podnóża najwyższego szczytu Europy, drogi co prawda nie są pokryte śniegiem, ale mokra nawierzchnia z naniesionym na zakrętach żwirem pozwala kilkukrotnie docenić wsparcie napędu na cztery koła.
Nieco wcześniej, po wyjeździe z niemal 12-kilometrowego tunelu pod Mont Blanc, czerwone S3 wzbudza zainteresowanie włoskiego celnika, który postanawia drobiazgowo sprawdzić nasze dokumenty. Atmosferę nieco rozluźnia rozmowa z towarzyszącymi mu... żołnierzami, którzy okazują się prawdziwymi pasjonatami sportowych samochodów, sypiąc niczym z rękawa mocami, momentami i przyspieszeniami rynkowych konkurentów S3.
Ostatni przystanek naszej wyprawy spędzamy w iście bondowskiej scenerii jeziora Como. Ponownie czerpiemy frajdę z jazdy w trybie Dynamic, słuchając na krętych trasach basowego brzmienia wydechu i łapiąc promienie wiosennego słońca przez panoramiczny dach. W samym mieście natomiast po raz pierwszy korzystamy z trybu Comfort, który zgodnie ze swoją nazwą pozwala względnie komfortowo, bez ciągłego zgrzytania zębami znieść dziurawe drogi Como. Swoją drogą ciekawe, jakim cudem taki stan rzeczy tolerują możni tego świata, poruszający się po okolicy w swoich Ferrari, Astonach czy Lamborghini, które spotyka się tutaj na każdym kroku.
Z Como przez Austrię, Czechy i Śląsk do Warszawy jest ok. 1600 km. Tym razem przestawiam się na spokojną i ekonomiczną jazdę w trybie Efficiency. S3 zmienia się nie do poznania – samochód z opóźnieniem i znacznie mniej spontanicznie reaguje na wciśnięcie pedału gazu, w trybie aktywnego tempomatu również wolniej i płynnie przyspiesza. Paradoksalnie wymaga to od kierowcy jeszcze większej koncentracji i planowania manewrów z wyprzedzeniem – po każdym odhamowaniu trzeba wziąć poprawkę na ruch za nami, aby nie blokować innych kierowców. Wysiłek jednak popłaca – zgodna z przepisami jazda w trybie E przynosi efekt w postaci spalania na poziomie 7,6 l/100km. Jak na 310-konny samochód z napędem na cztery koła, wynik naprawdę godny uznania.
W sumie podczas 9-dniowej podróży pokonaliśmy ponad 4500 km. S3 dało się poznać na tym dystansie jako naprawdę wszechstronny samochód o wielu obliczach. Na krętych drogach wokół Nürburgringu sprawiało olbrzymią frajdę, na zdradliwych nawierzchniach uspakajało powtarzanym w myślach słowem „quattro“, w Como z godnością znosiło dziury i zapadnięte studzienki, a w drodze powrotnej zaimponowało spalaniem na poziomie „zwykłego“ kompaktu. Serce i rozum w jednym.
Przy okazji tego wyjazdu odkryłem, że nawigacja czasami gubi się, nawet na głównych trasach, pokazując pozycję samochodu obok drogi, którą aktualnie jedziemy i czasami niepotrzebnie przeliczając trasę z uwzględnieniem poprawki. W ten sposób dwa razy przegapiłem właściwy zjazd i musiałem nadkładać drogi.