Nowoczesna technologia nieubłaganie wdziera się na rynek motoryzacyjny. Współczesne benzyniaki i diesle korzystają ze skomplikowanych turbosprężarek, precyzyjnych wtryskiwaczy, sprzęgieł z dwumasowym kołem zamachowym i filtrów cząstek stałych. Każde z tych rozwiązań poprawia kulturę pracy motoru, obniża jego spalanie i zwiększa sprawność. Niestety ma także wadę. Współczesne zdobycze techniki motoryzacyjnej są niezwykle wrażliwe na niekorzystne warunki eksploatacyjne. W efekcie dosyć szybko mogą ulec awarii i wymagać wymiany, podwyższając z automatu liczbę potencjalnych usterek.

Co gorsze, sumy wynikające z awarii nowoczesnego osprzętu wcale nie są małe czy nieznaczące. To wydatki liczone w tysiącach złotych! Przykłady? Zakup nowej turbosprężarki uszczupli portfel o 4 tysiące złotych, kompletu wtryskiwaczy nawet 10 tysięcy, sprzęgła z dwumasowym kołem zamachowym 3 tysiące, a filtra cząstek stałych 6 tysięcy. W sumie podliczenie kosztów daje astronomiczną kwotę 23 tysięcy złotych. To mniej więcej połowa wartości nowego samochodu segmentu B i jedna trzecia wartości hatchbacka segmentu C!

Elektronika? To winduje koszty obsługi!

Naszpikowanie elektroniką i zaawansowanymi rozwiązaniami komplikuje procedury serwisowe. W efekcie współczesny mechanik często musi łączyć umiejętności chirurga naczyniowego z komputerowcem. Chirurga naczyniowego bowiem podstawowe układy są ukrywane w coraz większych zakamarkach coraz bardziej wypchanej komory silnika. Komputerowcem ponieważ dzisiaj nie wystarczy wymienić części mechanicznej. Należy ją także „przedstawić” komputerowi sterującemu i sterownikowi.

Adaptacja systemowa ma kluczowe znaczenie dla powodzenia naprawy. Bez niej prawidłowe działanie mechanizmu jest najnormalniej w świecie niemożliwe. I nie dotyczy to wyłącznie przepływomierzy, wtryskiwaczy czy innych skomplikowanych układów. Współcześnie producenci budują samochody w taki sposób, że niemalże każda część elektryczna działa w „sieci”, a tym samym każda musi komunikować się z komputerem głównym. Żeby nie było tak łatwo adaptacji nie da się wykonać byle jakim sprzętem. Konieczny do tego jest drogi diagnoskop!

Skomplikowana budowa jednostek napędowych, ukrywanie części w zakamarkach komory silnika i wysoki wskaźnik komputeryzacji to nie jedyne czynniki, które przekładają się na rosnące koszty obsługi serwisowej. Zarówno warsztat autoryzowany, jak i niezrzeszony musi zakupić niezwykle drogie, specjalistyczne narzędzia (często dedykowane jednemu modelowi), a także inwestować w wiedzę pracowników. Sumy nakładów wniesionych przez właścicieli zakładów mechanicznych są duże, podwyżki cen robocizny nie mogą być zatem niskie.

Problem już dzisiaj nie daje spać kierowcom, a wszystko wskazuje na to, że z biegiem lat jedynie będzie się pogłębiał. Ciągle zaostrzające się normy emisji spalin zmuszają producentów motoryzacyjnych do stosowania coraz bardziej wyrafinowanej technologii. Rosnąca precyzja wtryskiwaczy, efektywność pracy układu turbodoładowania i wydajność filtra cząstek stałych wywinduje ceny tych części. Dodatkowo przełoży się na bardziej skomplikowaną obsługę serwisową, potrzebę zastosowanie kolejnych specjalistycznych narzędzi, jeszcze większy udział elektroniki i zdecydowanie wyższe koszty naprawy.

Całkowicie inną drogą idą bowiem napędy hybrydowe. Tworząc ekologiczne auta konstruktorzy odrzucili nowoczesny osprzęt. Dodatkowo najczęściej rezygnują z zastosowania rozrusznika, alternatora czy pasków klinowych. To o tyle ważne, że przede wszystkim wykluczane są te elementy, które podczas eksploatacji konwencjonalnych samochodów okazują się szczególnie nietrwałe i drogie w wymianie.

Oczywiście napęd elektryczny to także zestaw mechanizmów. W przeciwieństwie do silników konwencjonalnych o ich trwałość nie należy się jednak obawiać! Agregaty elektrycznie są bezawaryjne i w zasadzie nie podlegają żadnym okresowym procedurom serwisowym. Mniej wysilone, spalinowe jednostki napędowe z uwagi na występowanie mniejszych obciążeń, bezusterkowo pokonują naprawdę duże przebiegi. Nawet elektroniczne sterowanie sprawuje się bez problemów.

Tezę potwierdzają rankingi bezawaryjności. Zdaniem największych europejskich instytutów badających trwałość, pojazdy wykorzystujące alternatywny napęd są obecnie jednymi z najbardziej bezawaryjnych konstrukcji dostępnych na rynku! To oznacza brak nieplanowanych wizyt w serwisie i wyraźne oszczędności. Kierowca nie wyda majątku na zakup nowoczesnych mechanizmów, ich specjalistyczny montaż i zaadoptowanie komputerowe.

O baterie nie należy się bać

Co z bateriami? Niemalże dwie dekady doświadczenia wskazują, że trwałość stosowanych do niedawna akumulatorów niklowo-metalowo-wodorkowych (znane chociażby z Toyoty Prius) nie budzi żadnych wątpliwości. Przypadki zakupu nowych baterii są sporadyczne i najczęściej dotyczą napraw pokolizyjnych. Nie ma powodów do obawy także w przypadku ogniw litowo-jonowych. Być może w laptopie czy smartfonie ich życie nie trwa długo, jednak twórcy systemu hybrydowego zadbali o ochronę akumulatorów. Zachowanie dobrej kondycji zasobników prądu przez maksymalnie długi czas polega m.in. na ich chłodzeniu i utrzymywaniu optymalnego poziomu ładowania.

Właściciele konwencjonalnych samochodów nie mają powodów, aby optymistycznie patrzeć w przyszłość. Mówiąc dosłownie, nowoczesność i normy emisji spalin zabiły bezawaryjność aut oraz decydują o rosnących kosztach obsługi. Światełkiem w tunelu są na szczęście pojazdy o napędzie hybrydowym. Ich niska awaryjność pozwala chronić domowy budżet przed absurdalnymi wydatkami w serwisie.