Z reguły nie ma żadnych wątpliwości: koniec gwarancji oznacza, że obsługę okresową i wykonywanie napraw powierzamy niezależnemu serwisowi specjalizującemu się w naprawach aut danej marki, ewentualnie tzw. stacji szybkiej obsługi.
Serwis dilerski? Nie dość, że drogo, to często i kiepsko!
Dilerzy sami sobie winni Prawda jest taka, że serwisy autoryzowane pracowały na swą marną reputację przez lata. Model biznesowy pt. „jak mało robić i dużo zarobić” może i sprawdzał się w przypadku klientów flotowych, ale kierowcy prywatni są z reguły bardziej wyczuleni na jakość i koszt obsługi.
Jasne, wśród ASO często trafiają się też i bardzo solidne warsztaty, ale co z tego, skoro przeciętny kierowca wraz z końcem gwarancji i tak czym prędzej ucieka do zaprzyjaźnionego pana Mirka? Jakiś czas temu importerzy postanowili jednak podjąć rękawicę i powalczyć o właścicieli starszych pojazdów.
W jednej chwili zaroiło się od programów i promocji zachęcających do korzystania z usług stacji autoryzowanych. Co obejmują i ile tak naprawdę są warte? Cóż, po ilości reklam w prasie i radiu można by dojść do wniosku, że to najlepsza oferta na świecie...
Co można zyskać serwisując auto w ASO?
Promocje (a także ich zakres) często się zmieniają. Z reguły dotyczą one tylko niektórych usług i czynności serwisowych, a rabatu udziela się najczęściej na tzw. mały przegląd (nowy olej wraz filtrami), wymianę amortyzatorów, klocków i tarcz hamulcowych, a także napędu rozrządu.
Sezonowo dochodzą do tego różne zniżki, np. na montaż nowych piór wycieraczek czy na serwis klimatyzacji. Poza wymianą rozrządu są to czynności mało skomplikowane i niezbyt czasochłonne – łatwo na nich zarobić.
Uwaga: pamiętajcie o tym, że tanie (promocyjne) przeglądy w ASO bywają... dokładniejsze niż tzw. gwarancyjne, choć te drugie są z reguły znacznie droższe. Przypadek? Nie, bo im więcej usterek uda się znaleźć, tym większa szansa na złupienie klienta. Ten często wychodzi z założenia, że skoro już przyjechał do danego serwisu, to z wykrytą usterką nie będzie jechał gdzie indziej.
W zamian otrzymuje stempelek dilera i – jeśli regularnie prowadził książkę serwisową – może być mu potem łatwiej odsprzedać auto. W oczach wielu kupujących pieczątki z ASO przedstawiają dużą wartość i podnoszą atrakcyjność danego pojazdu.
Programy rabatowe dla starszych aut ma większość marek; oprócz wymienionych są to również m.in.: BMW, Citroën, Mercedes, Opel, Peugeot i Skoda. Dość korzystnie wypada Ford, bo poza niezłymi cenami możecie też czasem liczyć na dodatkowe atrakcje (np. obsługa aut kilku innych marek na zasadach „Programu 4+” – Ford). Mercedes pozwala klientom wejść na halę... podczas naprawy.
Bez autoryzacji taniej!
W większości przypadków bardziej opłaca się jednak odwiedzić serwis niezależny. ASO kuszą upustami, jednak nawet wysoki rabat nic nie da, jeśli cena wyjściowa jest z kosmosu... W warsztacie niezależnym zapłacicie mniej, bo odpadają koszty związane z autoryzacją danej marki, poza tym coraz częściej naprawy wykonuje się na lewo (bez faktury VAT, czego niestety nie możemy pochwalić).
Tak jak w ASO, również i tutaj możecie liczyć na gwarancję obejmującą usługę, poza tym nieco przychylniejszym okiem patrzy się na klientów przynoszących własne części. W serwisach niefirmowych najczęściej pracują mechanicy mający za sobą staż w ASO (a niekiedy i tacy, którzy działają „na dwa fronty”), więc nie powinno być problemu z dostępem do dokumentacji.
Ford Focus II 1.6 TDCi
Do niedawna programem objęci byli tylko właściciele aut 5-letnich i starszych, obecnie Ford obniżył granicę do 4 lat (Program 4+). Właściciele starszych Fordów mogą liczyć na: korzystne ceny przeglądów (jeśli się zdecydujecie, otrzymacie roczne assistance), niższe koszty wymiany m.in. akumulatora i napędu rozrządu. W przypadku tego ostatniego cena okazuje się nawet lepsza niż w serwisie niezależnym!
Ford Focus z 2007 r.: serwisowanie takiego auta w ASO ma sens zwłaszcza wtedy, gdy macie zamiar wymienić napęd rozrządu.
Mercedes C220 CDI
Marki segmentu premium słyną z horrendalnie wysokich kosztów obsługi w ASO. Sprawdzamy zatem, co właścicielom starszych modeli proponuje Mercedes. Uwaga: aby skorzystać z rabatu, trzeba wyrobić kartę klienta. W teorii wygląda to nieźle, bo możecie liczyć na 30 proc. rabat obejmujący przeglądy i wybrane części (m.in. klocki i tarcze ham., amortyzatory), ale ceny są tak wysokie, że upust nie daje zbyt wiele.
Mercedes C220 CDI z 2006 r.: do ASO opłaca się jechać na wymianę tarcz i klocków. Poza tym – drogo!
Renault Mégane II 1.5 dCi
Francuska marka proponuje klientom dwie promocje, których jednak nie można łączyć. Pierwsza z nich to linia tanich części Motrio, druga – program 4+ (zniżka na przeglądy oraz usługi serwisowe przy zastosowaniu części oryginalnych). Jak wynika z naszego zestawienia, nawet po uwzględnieniu 30-proc. rabatu (promocja wiosenna; normalnie rabat wynosi 20 proc.) ceny usług i części są dość wysokie.
Renault Mégane 1.5 dCi z 2006 r.: ASO proponuje dobrą cenę na wymianę paska rozrządu.
I to by było na tyle – reszta usług okazuje się droga.
Toyota Yaris I 1.3 VVTi
Mimo upływu lat Yaris I generacji trzyma się całkiem nieźle, ale naprawy eksploatacyjne i tak go nie ominą. ASO Toyoty w powszechnej opinii uchodzą za drogie i... faktycznie takie są. Program o nazwie „Serwis dobrych cen” (można skorzystać z wygodnego cennika na stronie importera Toyoty) okazuje się sensowny, ale jedynie w przypadku niektórych usług, np. wymiany kompletnego sprzęgła.
Toyota Yaris 1.3 z 2004 r.: jeśli macie zamiar założyć nowe tarcze i klocki hamulcowe, raczej omijajcie ASO. Niedroga wymiana sprzęgła.
Volvo S60 2.4 D5
W Volvo zdają sobie sprawę z tego, że ceny w ASO nie należą do specjalnie atrakcyjnych, stąd dla aut 4-letnich i starszych przewidziano rabaty rzędu 25 proc. (części i robocizna). Mimo to niektóre operacje (np. wymiana przednich amortyzatorów) potrafią zwalić z nóg, za to inne (np. wymiana tarcz i klocków hamulcowych oraz paska rozrządu wraz z pompą wody) – skalkulowano rozsądnie.
Volvo S60 2.4 D5 z 2004 r.: ponad 2000 zł za wymianę amortyzatorów w ASO to przesada. Dobre ceny na elementy układu hamulcowego.
Volkswagen Golf V 1.9 TDI
Mamy wrażenie, że Volkswagenowi niezbyt zależy na kierowcach starszych pojazdów. Ceny usług w ramach programu „Economy” okazują się mało atrakcyjne, co dziwi tym bardziej, że niezależnych firm specjalizujących się w naprawach aut koncernu VW przybywa jak grzybów po deszczu. ASO próbują kusić sezonowymi rabatami (m.in. na wymianę amortyzatorów) i niższymi kosztami roboczogodzin dla starszych aut.
VW Golf 1.9 TDI z 2005 r.: aby przyciągnąć właścicieli starszych aut, ASO Volkswagena będą musiały się bardziej postarać. Na razie jest kiepsko...
W większości przypadków bardziej opłaca się jednak odwiedzić serwis niezależny. ASO kuszą upustami, jednak nawet wysoki rabat nic nie da, jeśli cena wyjściowa jest z kosmosu... W warsztacie niezależnym zapłacicie mniej, bo odpadają koszty związane z autoryzacją danej marki, poza tym coraz częściej naprawy wykonuje się na lewo (bez faktury VAT, czego niestety nie możemy pochwalić). Tak jak w ASO, również i tutaj możecie liczyć na gwarancję obejmującą usługę, poza tym nieco przychylniejszym okiem patrzy się na klientów przynoszących własne części. W serwisach niefirmowych najczęściej pracują mechanicy mający za sobą staż w ASO (a niekiedy i tacy, którzy działają „na dwa fronty”), więc nie powinno być problemu z dostępem do dokumentacji.