- Jedzie pan wymytym samochodem, wjeżdża pan w ulicę pełną błota, szlag pana trafia, bo znowu samochód ma pan brudny i od nowa jedzie pan na myjnię – mówi Onetowi Tadeusz Ferenc, prezydent Rzeszowa.

Choć problem czystości rzeszowskich jezdni zniknął parę lat temu i dzisiaj drogi nie są już tak obłocone, jak kiedyś, to jednak Tadeusz Ferenc postanowił tę sprawę zamknąć raz a dobrze.

– Przy każdym pozwoleniu na budowę ma być zapewniona myjka i tyle. Za wszelką cenę będę dążył do tego, by samochody wyjeżdżające z budowy miały czyste koła. Kto tego nie będzie przestrzegał, będą mandaty. Zresztą już są wręczane – mówi prezydent Rzeszowa.

Za biurkiem siedział nie będzie

- Są takie budowy w mieście, na których nasi strażnicy są praktycznie codziennie. Najpierw pouczamy, a gdy ktoś nagminnie nie czyści kół i wywozi błoto na jezdnię, to bezwzględnie karzemy mandatami – do 500 zł – mówi Jadwiga Jabłońska, zastępca komendanta Straży Miejskiej w Rzeszowie.

Tadeusz Ferenc twierdzi, że wprowadzenie obowiązkowych myjek na placach budów nie ma związku tylko i wyłącznie z dbaniem o czystość rzeszowskich ulic.

- Podstawowa sprawa to bezpieczeństwo. Na błocie jest poślizg, to grozi wypadkami. Błoto trzaska na wszystkie strony, także na przechodniów. Zdecydowanie ulice muszą być czyste. Budowlańcy muszą to zrozumieć. Budownictwo wspieram, ale muszę myśleć o pozostałych ludziach - uważa prezydent.

Przestrzegania obowiązku posiadania myjek na budowach mają pilnować strażnicy miejscy, a przede wszystkim zwracać uwagę na to, czy ciężarówki z budowy wyjeżdżają na czystych kołach.

- Po to tutaj jestem, żeby wydawać polecenia. Chcielibyście, żeby prezydent siedział i bał się podjąć decyzję? Albo będę prezydentem, który będzie siedział za biurkiem i jeździł gdzieś tam na konferencję, albo będę myślał o tym, co się dzieje w mieście – mówi Tadeusz Ferenc.

Mądrowała, to się doczekała

Przypomina, że kilka lat temu, jak w Polsce przy sygnalizacjach świetlnych na skrzyżowaniach zlikwidowano zielone strzałki, w Rzeszowie Ferenc zabronił tego robić.

- Wygoniłem pracownicę, bo się bała i mi mądrowała. Co się okazało? Po roku znowu takie strzałki wprowadzono. Po to mnie ludzie wybrali, żebym się nie bał podejmować decyzji – twierdzi Ferenc.

(sp)