Staramy się też czasami spać, fot. AK
Staramy się też czasami spać, fot. AK

Wyruszyłem na swój trzeci Dakar kilkadziesiąt godzin temu. Wiedziałem, że droga jest daleka, że samoloty będą wypchane po brzegi, że kolejki na lotniskach w przeddzień sylwestra sięgną horyzontu. Ale  to nic. To nic, bo przeżycia związane z pokonaniem trudów tej imprezy nawet w roli telewizyjnego reportera są w zdecydowanej przewadze. Dlaczego tu jestem? Po pierwsze jako wielki miłośnik sportów motorowych doczekałem czasów, że nasza „duża antena” czyli TVN tuż po Faktach będzie pokazywać codzienne relacje z Dakaru. To jest piękne. Do tego dochodzą dwie relacje (rano i wieczorem) w TVN 24, a także codzienne newsy w Raporcie w TVN TURBO. Kiedyś taka sytuacja była nie do pomyślenia. Nigdy nie przestałem wierzyć, że w sumie dość elitarny, drogi i trudny w odbiorze, jeśli chodzi o same wyniki, sport rajdowy znajdzie możnych sponsorów, fantastycznych zawodników i publiczność, która codziennie może śledzić ich zmagania na drugim końcu świata. To też jest piękne.

My Polacy jesteśmy bardzo silną grupą na Dakarze. Liczą się z nami organizatorzy, podpatruje nas konkurencja, mamy zawodników w czołowych zespołach, którzy śmiało mogą powalczy o wygranie tej imprezy. Oczywiście przy odrobienie szczęścia. Jesteśmy mocni również telewizyjnie i mówię to z pełną odpowiedzialnością! Na Dakar 2015 ruszyliśmy we czterech: Piotr Perczyński - operator kamery, Łukasz Byśkiniewicz - dziennikarz, Łukasz Jawoszek - dakarowy debiutant(!) i jednocześnie operator kamery oraz ja. Liczniejszą ekipę tu na miejscu ma tylko telewizja francuska, która nadaje po kilka godzin dziennie relacji na żywo, a także jest odpowiedzialna za tworzenie codziennych biuletynów, które rozchodzą się przez satelitę na cały świat. Rosjanie - jeden dziennikarz i operator, Niemcy - jeden dziennikarz (bez operatora, biega z małą kamerą), Hiszpanie - trzy osoby, Portugalczycy - dwie. O warunkach naszej codziennej dziennikarskiej pracy jeszcze będę pisał, bo najbliższe 3 dni, to dla nas swoista dakarowa sielanka - mieszkamy w hotelu w centrum Buenos, każdy ma swój pokój. Z łazienką. Nie kurzy się. I łatwo się oddycha (w przeciwieństwie do biwaków położonych na wysokościach powyżej 3000 m npm). Ale z kąta pokoju złowrogo spoglądają na mnie: namiot, śpiwór i karimata. Jeszcze się przydadzą.

Liczę na to, że ten mocny pustynny początek nowego roku da nam wszystkim mnóstwo pozytywnej energii do działania przez co najmniej kolejnych 12 miesięcy. W tym rajdzie najważniejsi są zawodnicy. A my dziennikarze postaramy się zrobić wszystko, żeby choć cząstkę emocji towarzyszących im w codziennej walce z czasem, przekazać Wam. Bo po to tu jesteśmy.

PS. Żeby nie było za różowo do Buenos przyleciałem z gorączką 39,6 i bólem gardła. Jestem tu już 9 godzin. Jest sylwester, a ja nie mam siły ruszyć się z łóżka. Zawsze coś…

Adam Kornacki

Staramy się pokazać wszystko, fot. AK
Staramy się pokazać wszystko, fot. AK